Stęskniliście się za Adamem Miauczyńskim? Ulubiony bohater Marka Koterskiego powraca na ekrany polskich kin. Tym razem mężczyzna będzie wspominał swoje dzieciństwo i zastanawiał się nad takimi emocjami jak strach, złość, smutek, radość, wstręt, zazdrość, wstyd. Jak zawsze u tego reżysera będzie zabawnie, ale też trochę nostalgicznie oraz z morałem. U boku Michała Koterskiego, odtwórcy głównej roli, zobaczymy plejadę polskich gwiazd. Tym razem w nietypowej dosyć roli. 

Co Marek Koterski zrobiłby ze swoimi filmami, gdyby nie smuga cienia? Kwestia niemożliwego powrotu do dzieciństwa trawi jego wszystkie fabuły i leży gdzieś u podstaw smutku Adasia Miauczyńskiego. Tylko że nowy film "7 uczuć" bawi do łez, spuszcza powietrze, szczerzy zęby w łobuzerskim uśmiechu uczniaka ciągnącego koleżanki za warkocze. To wycieczka, cofająca nas w czasie do początków omnibohatera filmów Koterskiego.

Lądujemy więc w szkolnej sali, gdzie ławki obsadzono najlepszymi polskimi aktorami wciśniętymi w dziecięce mundurki. Chyra jest buntownikiem po ojcu komorniku (sic!), Kasia Figura tą, o którą chłopaki są gotowi pobić się do krwi, świetna Gabriela Muskała kradnie całe show w roli kujonki. Adasia gra Michał Koterski, co pachnie rozliczeniem międzypokoleniowym także poza planem "7 uczuć". Cała obsada wywiązała się z zadania znakomicie i widać, że aktorzy mieli na planie nie mniejszy ubaw niż publiczność w kinie - warto obserwować drugi plan, bo tam czasem widać niekontrolowany śmiech, który nawet profesjonalistom trudno było ukryć. 

Większość fabuły skupia się na zadanym uczniom spektaklu o sienkiewiczowskich Stasiu i Nel. Taka budowa szkatułkowa filmu pozwala przemycić eksperymenty z dialogami, formą, wymieszać elementy paramusicalowe, wulgarne wierszyki z oślej ławki i zupełnie abstrakcyjny humor jak z Monty Pythona. Z tym że wszystko jest tu tak cudownie polskie - otoczenie rodem ze "Sposobu na Alcybiadesa", teksty z liścików podawanych pod ławką, gdy nie było jeszcze sms-ów. Nostalgiczny Koterski pokazuje to wszystko w pełnym słońcu, na szkolnym boisku, na tle zieleni Agrykoli. Wydarzenia jak film przyrodniczy komentuje poważna ale ciepła Krystyna Czubówna. Aż roi się w tej narracji od nawiązań do wielu polskich filmów. Cóż jesteśmy w szkole, więc reżyser organizuje nam małą klasówkę z polskiego kina.

Nie było jeszcze Koterskiego tak beztroskiego, mimo że jak zawsze gdzieś tu czai się melancholia, rozczarowanie życiem i morał. Co kilkanaście minut przekomiczne fragmenty przecinają wstawki z psychoterapii Adasia. W smutnym finale dowiadujemy się, że na 7 uczuć w życiu człowieka składają się głównie negatywne emocje, a miłość jest pojęciem zbyt szerokim i za mało konkretnym, by się na tej liście znaleźć. To punkt wyjścia dla dorosłego Miauczyńskiego, którego znamy z wcześniejszych, trudnych obrazów reżysera. Miło jednak było choć przez chwilę pobawić się z Koterskim w berka.

 

Wszystko wiąże się z naszym dzieciństwem. Jeśli czytaliście o terapiach lub sami uczęszczacie do psychologa to z pewnością wiecie, jak bardzo wydarzenia z tamtego okresu oddziaływują na nasze dorosłe życie. Tak samo jest w przypadku filmowego Adasia. Mężczyzna zastanawia się nad swoją przeszłością i wspomnianymi w opisie siedmioma uczuciami. Chce rozliczyć i oczyścić się ze złych emocji. Co to znaczy odczuwać strach? A złość? Radość i smutek? Wydaje się to proste? Nie do końca. Większość z nas, zapytana o lata przedszkolne i szkolne odpowie, że miało wspaniałe dzieciństwo. Dopóki nie wejdziemy w szczegóły i zaczniemy przypominać sobie pewnych zdarzeń. Pierwsze miłości, zawieranie przyjaźni, nauczyciele i etap szkoły oraz oczywiście rodzice. Miauczyński jest mocno (nawet aż za bardzo) związany z matką, a jego relacja z ojcem oparta jest bardziej na strachu niż miłości. Jest również starszy brat, o którego przez większość czasu Adaś jest zazdrosny. 

Po "Dniu Świra" i "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to następny film o losach Miauczyńskiego. Tym razem zamiast Marka Kondrata zobaczyliśmy syna reżysera. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to chybiona decyzja, jednak Michał Koterski bardzo dobrze oddał nieporadność, dziecinność i zagubienie głównego bohatera. W kolejnej części filmu, gdy możemy przyjrzeć się, jak wyglądały lata szkolne Adasia to nie Koterski, a role epizodyczne są wisienką na torcie. Najpopularniejsi polscy aktorzy tym razem mogli się wcielić w nastolatków i bawili się przy tym świetnie. Marcin Dorociński, Katarzyna Figura, Małgorzata Bogdańska, Andrzej Chyra, Gabriela Muskała, Tomasz Karolak, czy Andrzej Mastalerz skakali na skakance, czy w gumę, wykrzykiwali dziecięce wierszyki i wpisywali sobie do pamiętników "złote myśli". Kto był klasowym kujonem albo śmieszkiem? Gdy do sali wchodzi Chyra i przedstawia się jako Gott, nie ma chyba osoby na widowni, która nie zaśmiałaby się przy tej scenie. Koterski trochę też gra z naszą wiedzą o polskich filmach - nie przez przypadek, gdy nauczycielka pyta Chyrę-Gotta o to, co robi jego tata, bohater odpowiada "jest komornikiem". Takich momentów jest wiele. Choć zabawne, mają przygotować widzów do ważnej pointy. Koterski przekonuje nas, niestety mało subtelnie, do refleksji nad relacjami rodzice-dzieci. Nie krzycz, nie piętnuj, uważnie słuchaj co ma do powiedzenia, doceń swojego syna lub córkę, miej czas dla nich. Nie traktuj ich zbyt surowo, przecież to tylko dzieci. Niby proste przesłanie, a jak trudne do zrealizowania w dzisiejszych czasach.