"Bez sześciopaku można być szczęśliwym" pisała w maju Ania Lewandowska w swoich postach na blogu, Facebooku, Instagramie. Internet przeciera oczy ze zdziwienia. Jedna z naczelnych trenerek tego kraju, która jeszcze przed chwilą głosiła peany na cześć diety wege i była motywacyjną fit maszyną, zaczęła przyznawać się do bekonu na śniadanie i odczarowała tkankę tłuszczową, twierdząc, że jest nam przecież do czegoś potrzebna. Zwrot o 180 stopni czy zdrowy balans? "Jesteś w ciąży?", "Jesteś chora?" - pytają internauci. Niesamowite, jak z pozoru zdroworozsądkowa deklaracja wzbudziła dyskusję w sieci. Dziś wiemy, że nie bez kozery. Anna Lewandowska jest w ciąży, co może świadczyć o tym, że majowy zwrot w dietetycznych deklaracjach był częścią planu na dziecko. Nowe postulaty Ani wstrzeliły się też w nastroje społeczne. Dlaczego?
Anna Lewandowska w modnym płaszczu od polskiej marki. Kupicie go teraz za niższą cenę >>
1. Dziewczyny są zmęczone
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Anna Lewandowska (@annalewandowskahpba) 4 Maj, 2016 o 4:39 PDT
Mamy dość fitnessowej tresury - chcemy celebrować życie i mieć prawo do słabości. Z każdej okładki każdego czasopisma, z każdego programu śniadaniowego, z każdego serwisu internetowego dociera do nas milion informacji na temat tego, co warto jeść, co redukować, jak urozmaicać trening, jak poprawić wyniki, jak być coraz lepszą, co pomoże, co zaszkodzi i skąd sprowadzić kolejne nasiona, które mają zdziałać cuda, ale o kraju ich pochodzenia nikt jeszcze nie słyszał. Stop. Uff. Potrzebujemy oddechu i balansu, nie presji. To dlatego nawet na Instagramie Ani Lewandowskiej posty, jak odpoczywa nad wodą albo uśmiechnięta wgryza się w arbuza mają zdecydowanie więcej polubień niż siódme poty wylewane na treningu.
2. Dziewczyny coraz więcej wiedzą
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Zuzanna Ludwig (@greencitylife) 8 Mar, 2016 o 12:09 PST
Jasne, nie rozłożymy się teraz na leżakach, sącząc tylko wodę kokosową. Jesteśmy już na tyle świadome, że dobrze wiemy, że ruch jest nam potrzebny i wpisał się on już na stałe w nasz styl życia. Biegamy, pływamy, jeździmy na rowerze, bo wtedy czujemy, że żyjemy. Ale wymagamy, żeby aktywność fizyczna sprawiała nam też przyjemność. Uwielbiamy czytać o nowych rodzajach jogi, satysfakcję sprawiają nam spacery i wiemy już, że każdy trening wymaga regeneracji organizmu.
Świadomie też układamy dietę. Pudełka z cateringiem rozpisane na masę ciała i bezsensowne liczenie kalorii są passé. Tak samo jak dążenie za wszelką cenę do sylwetki rodem z Photoshopa. Teraz czerpiemy radość z porannego przygotowania kolorowych smoothies, zdrowych pikników na trawie połączonych z grą w badmintona w parku. Lubisz siłownię i dobry wycisk? Ok, to świetnie. Wolisz chi running? Równie dobrze.
3. Dziewczyny mają dość nieskazitelnych autorytetów
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika ELLE Poland (@ellepolska) 25 Lis, 2015 o 6:11 PST
To dlatego modelki plus size coraz częściej obsadza się w kampaniach reklamowych. To dlatego bieliźniana marka Aerie nie fotoszopuje rozstępów swoich modelek, a coraz więcej treningowych tutoriali w sieci prowadzą wysportowane, ale nadal niedoskonałe dziewczyny. To już zmierzch ery wzorowych trenerek - wysmarowanych bronzerem, uśmiechających się sztucznie z okładek magazynów. Na Instagramie coraz częściej śledzimy konta ślicznych dietetyczek, aktywnych mam i sportsmanek a nie fit-modelek. Chcemy być normalne i zdrowe - w życiu jest za dużo wyzwań, by na każdym polu dążyć do perfekcji. Co więcej - chcemy mieć prawo do błędów i cheat days. Dlatego będziemy świętować Międzynarodowy Dzień Pizzy, by potem z podwójną motywacją ale bez wyrzutów sumienia wrócić do diety roślinnej/paleo/wegetariańskiej. Najważniejsze - takiej, z którą czujemy się świetnie w swoim ciele.