Voca Ilnicka, lat 28, redaktorka portalu Seksualnosc-kobiet.pl, prowadzi warsztaty na ten temat

Kiedyś krążył taki dowcip: „Dlaczego blondynka ogląda film porno do końca? Bo czeka, aż się pobiorą”. Zawsze byłam trochę taką blondynką i wyobrażałam sobie, że między bohaterami kwitnie miłość, wielka, namiętna i gorąca. Zafascynowałam się pornografią. Na pewien czas. Podniecał mnie widok penisa w waginie. Albo kochających się kobiet. Albo męsko-męskich pocałunków i czułej miłości. Albo hentai, czyli porno anime. Rysunkowa postać owinięta mackami jakiejś rośliny-potwora – to było coś nowego, odświeżającego. Zresztą hentai ma tę zaletę, że wszystkie rysunkowe postacie występują tam z własnej nieprzymuszonej woli i żadna z nich nie doznaje fizycznego bólu podczas kręcenia filmu. Czasami w filmach z aktorami na ich twarzach widać strach lub znudzenie. Jest taka część pornografii, która produkowana jest w bardzo nieciekawych warunkach.

Porno do mnie nie trafia. Gdyby nie artykuł ELLE, nawet by mi się nie chciało odpalić pięciominutowego filmiku na Redtube. A Redtube to nic innego jak YouTube, tylko z porno. Kilka lat temu koleżanka zapraszała mnie na jakiś przegląd alternatywnego porno. Powiedziałam jej, że dla mnie porno jest stricte użytkowe – oglądam, żeby się nakręcić. Czy w tym kinie wszyscy razem oglądają i robią sobie dobrze? – zapytałam przewrotnie. Nie. Skończyło się na tym, że na przegląd nie poszłam, ale razem z koleżankami poszłyśmy na jakieś pola masturbować się przy księżycu. To było zdecydowanie bardziej ekscytujące. Człowiek, który zna seks z życia, szybko się bowiem połapie, że przecięty film porno jest jak science-fiction. Dużo efektów specjalnych... Niech sobie będą, porno to przecież bajka dla dorosłych o tym, jak łatwo osiągnąć podniecenie, seksualną zgodność itp. Największym szaleństwem jest dla mnie pokazywanie kobiety, która po kilku minutach „seksualnej aktywności” jest na tyle podniecona, że już gotowa na penetrację.

Gdybym jednak miała sięgać po pornografię, to chyba wybrałabym ją w wersji literackiej, rysunkowej, fotograficznej, nawet komiksowej. Jest jeszcze vox - seks przez telefon. Tam można używać wyobraźni. Poza tym seks bez przepływu miłości wydaje mi się odpychający, zupełnie niepodniecający. Wyobrażanie sobie tego, że tak naprawdę to oni się kochają, już mi się znudziło.

Tak: Pole do wyobraźni, które daje klasyka książkowa w stylu „Pamiętniki Fanny Hill” Johna Clelanda. Fantazje seksualne z książek Nancy Friday, np. "Kobiety górą" - całość opatrzona feministycznym komentarzem!

Nie: Brak miłości, strach albo znudzenie na twarzach aktorów, złe emocje.

Izabela Szolc