Marika Krajniewska, lat 35, scenarzystka i reżyserka

Bardzo chciałabym mieć ulubionego pornosa, do którego mogłabym wracać w intymnych chwilach. Niestety. Wszystkie filmy, na które trafiałam w internecie, szukając na chybił trafił, bądź w telewizji na kanałach dla dorosłych, są dla mnie takie same. Podnieca mnie bliskość, ale jest jej jak na lekarstwo, dlatego szybko się nudzę. Porno mnie nie uwodzi. Ciało reaguje odpowiednio, jednak umysł domaga się prawdy, aby pełniej poczuć to, co dzieje się na ekranie. W rezultacie ręka zamiast w kierunku partnera, wędruje w stronę pilota, aby wcisnąć „stop”. Utożsamić się z bohaterką - to chyba największe oczekiwanie, którego nie spełnia klasyczne porno.

Zgadzam się z Eriką Lust – określa ona je jako „samo zło” i szuka rozwiązań, które zaspokoją potrzeby kobiet sięgających po taki rodzaj kina. Stawia na autentyczność i emocje. Na coś, co przyniesie nam pozytywne odczucia, a nie zadowoli tylko męską część widowni. Jej obraz, który najbardziej doceniam, to dokumentalny „Barcelona Sex Project”, intymny portret trzech par (5 proc. wpływów z tego filmu jest przeznaczonych na rzecz Coalition Against Trafficking in Women, pozarządowej organizacji walczącej z handlem kobietami – przyp. red). Moim marzeniem jest również realizacja takiego filmu, na który widz, niezależnie od płci, zareaguje emocjonalnie, podnieceniem, właśnie dzięki temu, że utożsami się z bohaterem lub bohaterką. Wyobrazi sobie ich zapach, na własnej skórze odczuje namiętność, odkryje kobiecość bohaterki i zapragnie męskości jej kochanka. Powszechnie produkowane filmy porno są dla mnie jak ochłapy. I szczerze mówiąc, uważam, że jestem warta więcej.

Tak: Bliskość, autentyczność, emocje.

Nie: Nuda, brak filmowych umiejętność twórców.