Mówią wprost, że od mężczyzn oczekują deklaracji, poważnego traktowania, poczucia bezpieczeństwa. Tylko dlaczego oni nie mają ochoty stawać przed ołtarzem?

 

Pod urząd stanu cywilnego podjeżdża niebieskie mini. Wysiada Magda. To jej ósmy ślub. – Nie, nie biję rekordu Liz Taylor! – śmieje się, a zaraz potem wyjaśnia: – Nie jestem mężatką ani rozwódką. Jestem singielką! I po prostu odliczam śluby, na których jestem… niestety tylko druhną. Tym razem za mąż wychodzi kuzynka. 

Pod presją

Magda ma 26 lat, pracuje w banku. Do Warszawy przyjechała na studia i została. Na weselu usłyszy to, co zawsze: „A kiedy twój ślub?”. Tym razem ma przygotowaną mocną
ripostę: „Kiedy? O, to bez znaczenia, i tak was nie zaproszę!”. Dość ma małomiasteczkowej presji, wywieranej przez rodzinę. Choć prawda jest taka: chętnie zamieniłaby się na miejsca z panną młodą. – Większość młodych singielek chce założyć rodzinę. Ważna jest dla nich ceremonia ślubu, wesele, bycie panną młodą – mówi dr Julita Czernecka z Uniwersytetu Łódzkiego, autorka książki „Wielkomiejscy single”. – Magda należy do pokolenia Y, czyli urodzonych po 1982 roku. Jej rówieśnicy szybciej podejmują decyzję o ślubie niż trzydziestokilkulatkowie, czyli generacja X, która żyje głównie dla pracy, kariery, wysokich zarobków. A pokolenie Y dorastało już w kapitalizmie, miało inny start w dorosłe życie, m.in. większe wsparcie rodziców. Pracują, by żyć, a nie odwrotnie. Pieniądze to środek do realizacji ważniejszych celów, m.in. założenia szczęśliwej rodziny. 
– Przyznaję, chcę ślubu. Dlaczego można bezkarnie przyznawać się do banalnych marzeń o szpilkach od projektanta czy najnowszym modelu iPada, a deklaracja: „Chcę mieć męża”, to niepoprawny politycznie obciach? – mówi Magda.

Ewa, 31 lat, jest projektantką wnętrz. Od urodzenia mieszka w Warszawie, od siedmiu lat jest z Kubą, architektem. Mają sześcioletniego syna. – Presja? Nie w mojej rodzinie! Połowa to artyści, żyją w luźnych związkach. Ona i Kuba myśleli o ślubie. Pod koniec studiów, gdy się okazało, że Ewa jest w ciąży. Oświadczyn jednak nie było. Znajomi na wieść o ciąży podpytywali, kiedy ślub. Kuba wymamrotał, że myślą o tym. A Ewa nie naciskała. – Panna młoda w welonie z brzuchem przed ołtarzem to polski standard. Żałosne, nie chciałam grać tej roli – wspomina. Myślała, że może wezmą ślub, gdy dziecko się urodzi, ale nikt do tematu nie wrócił. 

Faceci się nie żenią

Warszawa, kilka lat temu. Magda co weekend bawi się w Klubokawiarni z przyjaciółkami. – Cały parkiet był nasz. Tak jak i cała wypłata! – wspomina czas kolejnych narzeczonych, torebek, sukienek. Pamięta, jak lekceważąco myślała wtedy o koleżankach mężatkach. Nie mogą wyjść same na imprezę, pensję wydają na pampersy i rowerki dla dzieci. Dziś buty i sukienki Magdy zużyte wylądowały na śmietniku pod domem, a liczni narzeczeni na śmietniku w jej głowie. 

 – Średnia długość moich związków to było pół roku lub rok. Zrozumiałam, że nic nie zbudowałam – wspomina. Gdy się zastanawia, kim będzie za 10 lat, boi się, że kimś w stylu podstarzałej Samanthy z „Seksu w wielkim mieście”. – Faceci się dziś nie żenią – koleżanki Magdy powtarzają to jak mantrę. A jeśli to bzdura? Prawda jest też taka, że faceci wciąż się żenią, ale z tymi, z którymi naprawdę chcą? – Wstyd się przyznać, ale jeden z moich eks, zagorzały wróg ślubów, kolejnej dziewczynie oświadczył się po dwóch miesiącach znajomości. Dziś ma z nią troje dzieci i dom z oranżerią na dachu – opowiada Magda.

A co z tymi, którzy rzeczywiście odrzucają małżeństwo? Dlaczego mieliby to robić, skoro mogą mieć wszystko bez ślubu: seks, kobietę, która dba o nich i o dom, wychowuje z nimi dzieci? Ewa jeszcze jako studentka kontestowała śluby jako drobnomieszczańskie rytuały. Była dumna, że liberalni rodzice pozwolili córce studentce mieszkać z chłopakiem bez ślubu. Gdy rodziła Maksa, jej chłopak usłyszał od pielęgniarki na porodówce: – Pan jest ojcem dziecka? Mężom nikt takich pytań nie zadawał. Podczas rejestrowania Maksa w USC urzędniczka zapytała: – Uznaje pan syna? Ewa poczuła złość. Zasugerowała Kubie, że mogliby wziąć ślub. Powiedział: – Dobrze jest tak, jak jest, po co nam papierek? Tyle z tym zachodu. Ambicja nie pozwoliła jej powiedzieć tego, co myśli: gdy brał kredyt na mieszkanie, dla banku zgromadził pięć razy więcej papierków, niż wymaga od narzeczonych USC. 

 – Rzeczywiście jst wiele udogodnień dla małżeństw, jak np. wspólne rozliczanie podatków, łatwiejsze otrzymanie kredytu – mówi dr Julita Czernecka. Magda niedawno starała się o kredyt. Doradca finansowy zapytał, czy jest mężatką. Powiedziała, że nie, a on na to: – Niedobrze. Dostałaby pani kredyt bez problemu. Dwie pensje to jednak większa wiarygodność. Była wściekła, bo ma niezłe dochody i nie potrzebuje męża do spłacania kredytu. – Państwo polskie nie wspiera singli! – burknęła wściekła. Pan z banku się roześmiał: – Sam jestem singlem, ale nie rozumiem, dlaczego miałoby nas wspierać? Nie poprawiamy wskaźników demograficznych.

Partner, chłopak, narzeczony

Ewa mówi, że dziś po latach konkubinatu, chociaż jest matką, czuje się jak podstarzała hipiska, która marnuje energię na kontestowanie społecznych norm. Wypadek, szpital, spadek to argumenty racjonalistów przemawiające za ślubem cywilnym albo choćby, jeśli w końcu będą, związkiem partnerskim. – Synowi będą dokuczać koledzy albo katechetka, że rodzice nie mają ślubu kościelnego – przekonują znajomi. 

Większy kłopot ma z tym, jak przedstawiać Kubę. – Mój chłopak? Brzmi infantylnie. Narzeczony? Robię to już dziesiąty rok! – mówi. Mogłaby mówić „partner”, ale dla niej brzmi zbyt biznesowo. Brakuje jej w tym słowie bliskości, ciepła, jakie kojarzy z małżeństwem. W dobie ustawy o związkach partnerskich „partner” jest dla niej tym bardziej nie do przyjęcia. Dlaczego ma woleć „związek partnerski” od „małżeństwa”? Bać się słowa „mąż”, „żona”?

Magda: – Głupio mi, że znów wracam do kwestii presji, ale… Z wyróżnieniem skończyłam studia, świetnie zarabiam, świetnie wyglądam. Stać mnie na narty w Dolo-mitach. To takie dzisiejsze atrybuty tego, że mi się „udało”. A jednak czuję, że moja rodzina przyzna mi certyfikat „kobieta sukcesu”, gdy będzie na nim ostatnia pieczątka: „mężatka”. Nie chcę ulegać presji rodziny, ale prawda jest taka, że chętnie zostałaby żoną. W czasach przyzwolenia na mieszkanie z sobą bez ślubu małżeństwo ma większą wartość. 

 – Jak to z towarem deficytowym – śmieje się Magda. Ma na myśli to, że mężczyźni nie palą się do oświadczyn. – Część mężczyzn potwierdza, że małżeństwo postrzegają jako „koniec wolności”, możliwości decydowania o sobie i pasmo wyrzeczeń – mówi dr Julita Czernecka. I dodaje: – Kobietom bardziej zależy na ślubie, bo one więcej „inwestują” w związek: rodzą dzieci, zwykle wtedy przez jakiś czas nie pracują. Ślub to większe poczucie bezpieczeństwa, także finansowego. – Zazdroszczę Włochom, Grekom silnych rodzin. Słowo „teściowa” przestało być dla mnie synonimem potwora z kawałów. Dziś myślę, że fajnie być synową, że ma się wtedy drugą mamę – mówi Ewa. Dr Julita Czernecka potwierdza: – Kobiety wolą być żoną, a nie dziewczyną, bo wtedy czują się traktowane poważniej, uwzględnione w planach na przyszłość. Małżeństwo zwykle ma większe wsparcie społeczne w różnych obszarach życia – dodaje. Ewa mówi, że przy matce Kuby czuje się jak wieczna kochanka jej syna. – I pomyśleć, że całymi latami wygłaszałam teorię, że małżeństwo psuje związek, że w konkubinacie ludzie bardziej się starają, bo nigdy nie są do końca pewni drugiej strony. – W małżeństwie pewność, że to na całe życie, jest może iluzoryczna, ale jednak facet z obrączką daje sygnał światu, że wybrał tę jedyną kobietę i będzie jej (przynajmniej teoretycznie) dozgonnie wierny – dodaje Magda. – Mężczyźni często przyznawali mi się do tego, że małżeństwo to dla nich rodzaj więzienia, z którego trudno się wydostać, i jest więcej wad życia w sformalizowanym związku niż w nieformalnym. W tym drugim przypadku, jeśli coś się nie układa, mogą spakować walizkę i odejść z dnia na dzień – mówi dr Julita Czernecka.

Suknia vintage 

Koleżanka Ewy niedawno wyszła za mąż. Teraz nie mówi jak kiedyś: „Grzesiek”, ale „mój MĄŻ”. – To wydaje mi się takie pretensjonalne. Nie odbiera już telefonu, gdy dzwonię wieczorem. Odzywa się po kilku godzinach albo następnego dnia, tłumacząc: „Byłam z MĘŻEM na kolacji”. Dla mnie to zdrada w przyjaźni. A może przesadzam z zazdrości? Tak twierdzi moja mama. Mówi, że to naturalne, że gdy ma się męża, przyjaciółki schodzą na drugi plan. 

Magda ostatnio wszędzie widzi śluby. Jakby miała detektor, który tylko to wychwytuje. – Od Kate Middleton po Szumowską – wydaje jej się, że wszyscy niemal nic innego nie robią, tylko się pobierają. Może gdyby małżeństwo rzeczywiście było przereklamowane, ci wszyscy celebryci by się w to nie pakowali? Ewa: – Jestem przekonana, że obrączka na palcu jako znak, że się coś zbudowało, a nie wiecznie szuka, zaczyna być w modzie. Być może większość kobiet przeczuwa, że fajne małżeństwo ma większą wartość niż wieczory w knajpach i zasuwanie w korporacji. Tym bardziej jeśli mąż świetnie gotuje, zna się na winach i fantastycznie zarabia. 

 

Tekst: Agnieszka Sztyler-Turovsky