Joanna Bator "Rekin w parku Yoyogi" W.A.B

Odbierając Nike, powiedziała Pani, że nie jest łatwo żyć z pisarką, jednak jest już Pani w bardzo długim związku. Tworzy Pani rodzinę. Jaka ona jest?
Wyszłam z domu rodzinnego z modelem bardzo tradycyjnym. Ładna dziewczynka znajdzie ładnego mężczyznę, który będzie troszkę starszy, wyższy i najlepiej, żeby był lekarzem, dentystą albo ginekologiem. Tworzę rodzinę z wyboru, a raczej jakiś rodzaj związku rodzinnego, niekonwencjonalnego. Jesteśmy dość wyjątkowi, bo jesteśmy razem od moich czasów studenckich. Ale nie wszystkie te lata spędziliśmy razem. Ja ciągle gdzieś wyjeżdżam. Za mną się jeździ albo na mnie się czeka. Ale zawsze też wracam. Nikomu nie wychodzi idealne życie. Cud prawdziwy, że ten związek przetrwał.

Jakie są tego tajemnice?
Pewnie takie, że nie można przestać się kochać, tęsknić za sobą. Że ciągle chce się tej osobie opowiedzieć, co się robiło cały dzień. Że chce się razem gotować, spać i trzymać za głowę nocą. Trzeba mieć dużo wspólnych rzeczy, ale też dużo osobnych. Oboje biegamy, jeździmy na rowerze, uwielbiamy gorący klimat. Nie wyobrażam sobie życia z facetem, który chowa się przed słońcem. Takie drobiazgi! Ale mamy też osobne życie. Krzyś jest melomanem. Ma ogromną płytotekę i cały czas słuchawki na uszach. Wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim i część czasu spędza tam. To jest ciągle związek na dwa domy. Ale plany nadal są wspólne. No i bez problemu mogę jechać na Sri Lankę z fotografem. To jest też dla mnie ważne. Zaufanie i rodzaj otwartości.

Wszędzie ta wolność.
Bez wolności nie ma miłości. Lubię ludzi. Nie jestem aż tak samotnicza, jak można by przypuszczać. Jestem powiązana z ludźmi, ale w sposób nieklaustrofobiczny.

Wyjazd na Sri Lankę ma związek z nową książką?
Do książki o miłości, którą teraz piszę, robimy z moim wydawcą coś niesamowitego. Coś, czego wcześniej nie robiono. Teaser. Kiedy chodziłam wokół tej książki, prześladowały mnie słowa: „Znikła bez śladu”. Miałam w głowie tylko to, ale nie bardzo mogłam pisać. Grzebałam w internecie, wygooglowywałam „znikła bez śladu”. Miliony kobiet znikły, ale tylko jedna historia przykuła mój wzrok. Sandra Valentine znikła na Sri Lance. Piękna blondynka z Manhattanu pojechała tam w 1989 roku i przepadła. W kwietniu lecimy na Sri Lankę z fotografem Adamem Golcem w poszukiwaniu Sandry Valentine. To nie jest oczywiście projekt detektywistyczny. Raczej podróż tropem własnej fantazji. Ja będę pisać o kobiecie, która znikła bez śladu, Adam ma gorzej, bo musi ją sfotografować. I ta książka, „Wyspa łza”, zapowie moją nową powieść.

Zmienia się życie po Nike? Łatwo jest pisać po otrzymaniu nagrody?
Z Nike jest strasznie dużo zamieszania! To jest taki rytuał przejścia – odhaczony. Potem wkradła się melancholia. Myślałam, że będę czuła euforię, a poczułam, że po prostu mam to z głowy.

A skąd Pani wzięła sukienkę na galę?
Z second-handu w Berlinie. Obiecałam sobie, że w tej samej kiecce pójdę po Nobla.

Rozmawiały Zofia Karaszewska i Sylwia Stano z Bibliocreatio.pl