Czy okazywanie emocji w pracy stało sie tabu?
JUSTYNA DWORCZYK Tak. Pojawiła się tendencja bycia w izolacji, nie tylko w pracy. Nie znamy dziś swojego sąsiada, nie mówimy sobie „dzień dobry” w windzie. Jesteśmy odseparowani. W związku z tym normalne stało się to, że działamy w ukryciu. A emocja jest odkryciem się, ujawniając ją, czujemy się niekomfortowo. Dlatego innym też na to nie pozwalamy – ani nie umiemy okazywać emocji, ani na nie reagować.

A tak modne ostatnio podręczniki do inteligencji emocjonalnej? Szkolenia, warsztaty, kursy?
Myślę, że edukacja związana z inteligencją emocjonalną, chociaż tak modna, nadal jest słaba. I ludzie nie wiedzą, na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Więc na wszelki wypadek nie robią nic. Próbują opanować emocje do tego stopnia, że mięśnie ich twarzy przestają się ruszać.

Może człowiek, który jest opanowany, stanowczy i nie wylewa łez z byle powodu, ma po prostu wiekszą szansę na zrobienie kariery?
Oczywiście rywalizacja to kolejny powód. Do niego dołożyłabym kulturę organizacyjną w niektórych firmach. Kilka dni temu byłam w gabinecie pani dyrektor HR w jednej z wrocławskich korporacji. Mój wzrok przyciagnęła kartka papieru, na której były wypisane słowa „ocena” i „problem”. Przeraziło mnie to, ponieważ się okazało, że za wypowiedzenie każdego z nich trzeba płacić karę. Bo w korporacji nie można oceniać ani nie można mieć problemu. Moim zdaniem to hipokryzja, która przeradza się w patologię, bo przecież problem może nas rozwijać, budować naszą osobowość, pchać nas do kreatywności. A umiejętność oceny jest konieczna do tego, żeby orientować się w świecie.

W takim razie rozumiem, że okazywanie emocji w pracy jest profesjonalne?
A dlaczego ma nie być? W pracy jest miejsce na człowieka, więc też na jego emocje. Pracuje konkretna osoba – Baśka, Marta, Krzysiek – a nie jakiś cyborg. Chyba że pytasz o agresję, którą jest zarówno podniesiony głos, jak i histeryczny płacz.

Płacz to agresja?
Czasami tak. Wyobraźmy sobie taką sytuację: ja jestem szefową, ty jesteś moją podwładną. Jednocześnie kolegujemy się, spotykamy, mamy dzieci w podobnym wieku. I przychodzi taki moment, że muszę dokonać oceny twojej pracy. Wołam cię i w dobrej wierze zaczynam mówić rzeczy, które ci się nie podobają, bo są krytyczne. Więc zaczynasz płakać. Jak powinnam zareagować? Płacz w takiej sytuacji jest narzędziem manipulacji, a więc jest agresywny.

Jak w takim razie znaleźć złoty środek?
Trzeba się nauczyć emocje nazywać, bo nie możemy zarządzać czymś, czego nie potrafimy nazwać. Prowadzę szkolenia dla kobiet i często pytam, jakie emocje sprawiają, że człowiek jest zmotywowany do działania. W odpowiedzi słyszę, że zaciekawienie albo zastanowienie. A przecież to nie są emocje. Emocje to radość, która ma różne odcienie, np. zadowolenie albo euforia. Albo smutek, wstyd, strach i złość. Trafne nazwanie to pierwszy krok do umiejętnego panowania nad nimi.

Załóżmy, że już umiem nazywać emocje. Co dalej?
Dalej powinna być obserwacja – jak emocja się w nas rodzi, rozwija, jak długo trwa i co potem wyzwala. Bo to, że ona się pojawia, nie jest końcem świata, jesteśmy w końcu istotami emocjonalnymi. Ważne, co z nią zrobię. Czy odczytam ją jako informację, która mi pomaga. Bo emocja wprowadza rzeczy w ruch, prowokuje do działania. Szefowa co prawda ma wpływ na to, czy się zdenerwuję, ale to ode mnie zależy, co z tym zdenerwowaniem zrobię. Na tym polega inteligencja emocjonalna.