WIERZCHOŁEK GÓRY LODOWEJ

Jako dziewczynka chciała być dobrą czarownicą. Dziś Karina Adamska jest wicedyrektorką festiwalu Malta. Urzęduje w poznańskim Centrum Kultury Zamek, dawnej rezydencji cesarza Wilhelma II. Jej ekipę złożoną z sześciu kobiet dyrektor Michał Merczyński nazywa „maltankami”. One jego „MM”, bo tak jak „M” z serii o Bondzie stawia przed nimi karkołomne zadania i zapewnia dawkę adrenaliny. On zarządza festiwalem z War-szawy, one organizują wszystko w Poznaniu. Do pracy przy imprezie zgłosiła się podczas studiów. Została -tłumaczką teatru przygotowującego megaprodukcję o Titanicu. „Na jeziorze Malta trzeba było zamontować wielką bryłę lodu. W dodatku spektakl był nagrywany przez telewizję, która miała ostre wymogi. Konflikt gonił konflikt”, wspomina. Dała radę. I pokochała tę pracę. „Zanim zostałam wicedyrektorką, pracowałam w recepcji festiwalu, zajmowałam się promocją, współpracą z biurem prasowym, patronatami medialnymi, pracą przy oprawie”. Dziś jest mózgiem całego przedsięwzięcia: kieruje promocją, księgowością, produkcją. Po drodze było wiele stresujących sytuacji: „W przeddzień spektaklu, na którym miał być tabun ważnych gości, z ministrem kultury na czele, reżyser obraził się i chciał wyjechać. Miałam cztery godziny, żeby wszystko pozmieniać według jego wizji”. Stres tylko ją mobilizuje.

TYSIĄC SZCZEGÓŁÓW

Za każdym razem początkiem ich pracy była pasja. To w niej tkwi sukces letnich festiwali. „Artur wymyślił OFF, by prezentować muzykę, którą kocha”, mówi Anna. „Zaczynał sam, dziś ma zespół. Ja i czworo stałych współpracowników pomagamy mu zrealizować jego wizję”. Trzeba załatwić tysiące spraw: podpisać umowy, kontrakty z artystami, zadbać o ich noclegi, pamiętać, kto jada tylko w szklanych naczyniach, a kto ma alergię na jajka, zorganizować katering i np. 150 tysięcy jednorazowych talerzy na zaplecze, zbudować sceny. Wtedy dochodzi do spięć między wizją a realizacją. „Bywa, że trzeba trzy razy zmieniać scenografię”, mówi Ania. „Chociaż często dyskutujemy, decyzje w sprawach artystycznych w pełni pozostawiam Arturowi”.

Za to, by na gdyńskim lotnisku Babie Doły stanęły sceny Open’era, odpowiada
m.in. Olga Smyczyńska. Zarządza ponad stuosobową stałą ekipą techniczną i kilkudziesięcioma pomocnikami. „Można by o mnie powiedzieć »menedżer do spraw produkcji«, ale to nie odda wielowątkowości mojej pracy”, przyznaje. Przy okazji Open’era Olga realizuje swoje ambicje artystyczne. Prowadzi pozamuzyczne projekty związane ze sztuką i z modą. To m.in. dzięki niej na tegorocznym Open’erze można obejrzeć spektakl Krzysztofa Warlikowskiego „Anioły w Ameryce” czy instalację przestrzenną Maurycego Gomulickiego. To również ona wprowadziła na festiwal Fashion Stage – strefę mody, do której co roku sama wybiera projektantów. I sama projektuje przestrzeń do pokazów.