OD RAZU NA PLAC BUDOWY

Drobna dziewczyna w luźnej szarej tunice, ciężkich butach, z burzą ciemnych włosów. Olga Smyczyńska każdego roku przemierza teren, gdzie odbywa się festiwal, na skuterze w kolorze pistacji. W deszczu, upale, pod wiatr kontroluje punkt po punkcie budowę miasteczka Open’era. To do niej m.in. należy jego organizacja. Od dziecka
kochała muzykę, chciała zostać piosenkarką. Dziś jest szczęśliwa, że może być na koncertach ulubionych wykonawców, ze świadomością, że to dzięki jej staraniom zarówno artyści, jak i publiczność bawią się w bezpiecznej i komfortowej przestrzeni. To ona koordynowała budowę sceny, zaprojektowała i urządziła garderoby. Dzięki niej przestrzeń nabiera swoistego klimatu i ciepłej barwy. Skończyła szkołę fotografii, pracowała w agencji reklamowej. Osiem lat temu, gdy Mikołaj Ziółkowski zaproponował jej pracę w firmie Alter Art, organizatorze Open’era, nie zawahała się. Zadanie nie było łatwe, ale szybko została samodzielną producentką. „Jednocześnie buduje się kawiarnia, strefa mody, za każdą z siedmiu scen garderoby, a ja jestem w każdym z tych miejsc naraz”, opowiada. Nie raz zmokła, zmarzła, paliło ją słońce. Jako kobieta producent świetnie dogaduje się zarówno z wykonawcami, używającymi stricte technicznych terminów, jak „krokiew” czy „kalenica”, jak i ekscentrycznymi artystami.

MĄŻ, CIĄŻA, FESTIWAL

Ania Rojek spóźnia się na nasze spotkanie. „Przepraszam, karmiłam”, uśmiecha się. Jej młodszy syn Antek ma sześć tygodni. „Podczas zeszłorocznej edycji OFF byłam w trzecim miesiącu ciąży. Jeszcze dwa tygodnie przed festiwalem czułam się okropnie. I nagle wszystkie objawy odpuściły. Wstawałam rano, pracowałam do nocy i miałam masę energii. Trzy dni po festiwalu wróciło wszystko, co złe”, opowiada. Czy myślała, żeby – skoro jest w ciąży – odpuścić tę edycję, przekazać komuś zadania? „Wszystko było już rozkręcone, mnóstwo niuansów, małych rzeczy, o których wiem tylko ja. Nikt nie mógłby tego za mnie zrobić”, mówi. Jeszcze w przeddzień porodu siedziała przy komputerze do 23, by wrócić przed monitor cztery dni później. Dla niej to nie nowość. W ciąży była także w 2006 roku, gdy jej mąż Artur Rojek wymyślał OFF. Nieduża jeszcze wtedy impreza odbywała się w Mysłowicach. Ania pomagała w organizacji. Ekonomistka z wykształcenia, zajmowała się wówczas logistyką w firmie komputerowej. Na poważnie włączyła się już do drugiej edycji festiwalu: „Gdy ruszały przygotowania, Franek miał siedem miesięcy. Mogłam wrócić do pracy albo robić festiwal. Na myśl o OFF świeciły mi się oczy, więc decyzja była oczywista”.