Jak można było przeczytać w notatkach z pokazu, mistrzostwo Colette w kreowaniu żarliwych scen za pomocą minimalnych, ale głęboko sugestywnych słów znalazło swój modowy odpowiednik w kolekcji, która skupiła się na klasycznych projektach i minimalistycznej estetyce. Zamiłowanie francuskiej autorki (i skandalistki) do pożyczania męskich elementów garderoby przełożyło się na dopasowane marynarki i płaszcze w stylu oficerskim; zmysłowość i intymność wybrzmiewała w miękkich drapowaniach i inspirowanych bielizną sukienkach na ramiączkach.

Odchodząc od charakterystycznego dla Max Mara wielbłądziego odcienia, jesienno-zimowa paleta obejmowała głębokie błękity, przydymione szarości i poważne czernie. Ta neutralna paleta również nawiązuje do muzy kolekcji, która mawiała: "Podobnie jak koneserzy wina, istnieją koneserzy błękitu".

I choć duch Colette przenikał kolekcję, to charakterystyczny rys Max Mara wyraźnie wybrzmiewał w liniach płaszczy, nienagannym krawiectwie i potężnych kurtkach, które nadawały ton całości. Wykonane z luksusowych materiałów, takich jak kaszmirowe meltony oraz puszyste wełny wielbłąda i alpaki, stanowiły uosobienie ulicznego luksusu.

Wizję Griffithsa powołała do życia obsada legendarnych modelek, w tym Guinevere van Seenus, Natasha Poly i Gemma Ward, która zamknęła pokaz.