„Horror story” to zdecydowanie film do głębokiego przetrawienia. Choć jest wyjątkowo ciężkostrawny, jak bigos podany po sałatce warzywnej z dużą porcją majonezu. Na urodzinach wuja, oczywiście. Wuja wąsatego, bo i taki humor funduje nam Adrian Apanel.

Historia jest rozwinięciem krótkiego metrażu Apanela „Stancja”, który był zresztą wielokrotnie nagradzany – i słusznie. W reżyserze tkwią duże pokłady ciekawego spojrzenia na rzeczywistość tak absurdalną, że zaczęliśmy, niestety, traktować ją jako normalność.

Karolina Grabowska

Do domu, jak z najprawdziwszego horroru, wprowadza się Tomek (Jakub Zając). Absolwent przyzwoitej uczelni, z wielkim zapałem do pracy. Wynajmuje pokój w starym, skrzypiącym domu, którego nie powstydziłby się sam Tim Burton. Scenografia Radosława Zielonki to jeden z największych plusów filmu. Podobnie jak reżyseria castingu, za którą odpowiedzialny jest Konrad Bugaj. Wracając do domu – Tomek zajmuje jedną z wolnych przestrzeni. Nie jest drogo, a on przecież szuka zatrudnienia. I wszystko szło by jak po maśle, gdyby nie diaboliczna właścicielka (wspaniała Anna Seniuk), podejrzany współlokator Jarek (Konrad Eleryk), który sprzedaje dywany na zlecenie Romów (chodź w filmie wciąż mówi się o Cyganach), jego kłótliwa dziewczyna Marta (Marta Stalmierska) i żyjący w świecie wirtualnym informatyk Seweryn (Sebastian Perdek). Jest jeszcze wpadająca od czasu do czasu w odwiedziny, tajemnicza wnuczka Sonia (Michalina Olszańska). Same oryginały. Ale clue filmu to koszmar szukania pracy. Dla Tomka to faktyczny horror. 

Trudno znaleźć większe absurdy niż wymyślane przez działy HR dużych korporacji upadlające pytania serwowane kandydatom na przyszłych pracowników. Upajających się bzdurnymi sytuacjami członków departamentu Human Resources obśmiewa Apanel bezwzględnie – i świetnie. Temat istnieje i tylko czekał, żeby go podjąć. To, co mi nie gra to konwencja, w którą został opakowany.

Karolina Grabowska

Slapstickowe kino jest o tyle skomplikowane, że bardzo wymagające od twórcy. W „Horror story” wiele rzeczy się zgadza (pomysł, scenografia, kostiumy, zdjęcia, obsada – bo ta dobrana jest wyśmienicie). Ale równie wiele przeszkadza. Przede wszystkim język. Rubaszne poczucie humoru musi być równoważone. Podane w ciągłej, narastającej formie, nie daje oddechu na wyłapanie dobrego żartu. Natężenie wulgaryzmów do maksimum nie pomaga. Podobnie jak wykorzystanie stereotypów (od ksenofobii po homofobię) – ogranych na tyle nieumiejętnie, że utrwalających, a nie polemizujących. Ironia, którą (widząc po reakcjach publiczności) widz z łatwością przeoczy jest kiepską prognozą na udany seans. A szkoda. 

Był duży potencjał. Skończyło się nie tyle koszmarem, co zawodem. A to niedobrze, skoro mowa o horrorze.

Czekam jednak na więcej. Apanel to dobry obserwator i sprawny reżyser. Na wiele go stać.