Postulat „nie oceniaj” pojawia się w hasłach kampanii społecznych, np. „Twarze depresji – nie oceniaj”. Ale znajduję je również na stronie sugarbaby.pl, gdzie czytam: „Nie pozwól na to, żeby ktoś cię oceniał tylko dlatego, że sam boi się korzystać z życia. Chcesz szybko znaleźć sponsora przez internet? Dowiedz się, jak osiągnąć zamierzone korzyści!”.

Można odnieść wrażenie, że ocenianie jest krytykowane wszędzie i przez wszystkich. Czy to tylko złudzenie czy rzeczywiście ma samych wrogów?

Skłonność do pochopnych wniosków

Na Monikę hasło „Nikt nie ma prawa nas oceniać” działa jak płachta na byka.

– Wciąż słyszę je od przyjaciółki. Jest po wielu latach psychoterapii i różnych warsztatów rozwojowych, które tylko ją utwierdziły w tym, że nikt nie ma prawa robić jej żadnych uwag. Trudno to znieść. Mam dość opowieści o mężczyznach, którzy odeszli, bo nie dorastali jej do pięt, i łez, że jest sama. Parę razy chciałam powiedzieć, że może by przestała tych facetów upokarzać publicznie, ale nie mogę, bo przecież „nie należy oceniać”. Wkurza mnie, gdy opowiada, jak oszukuje szefa. Mam firmę i kiedy myślę, że moi pracownicy mogą robić to samo, szlag mnie trafia. Ostatnio stwierdziła, że najlepiej by było, gdyby pracowała ze mną. Jestem przerażona tym pomysłem. Tylko co ja mam jej powiedzieć? Nie oceniając?

Kiedy pytam znajome o stosunek do oceniania, wiele jest do niego krytycznie nastawionych. Alergicznie reagują zwłaszcza na uwagi dotyczące tego, z kim się wiążą. Mają jednak wątpliwości, czy same zawsze powinny powstrzymywać się od oceny. Opowiadają o koleżance, która śpiewa na każdej imprezie przekonana, że ma świetny głos. O koledze, który brzydko pachnie. O znajomym, który ukrywa dochody, by nie płacić alimentów na dziecko, co je mierzi. 

– Zacznijmy od tego, że czym innym jest ocenianie, a czym innym werbalne wyrażanie swoich ocen. Od tego pierwszego nie uciekniemy 
i nie ma w tym nic złego. Samoocena tworzy się właśnie w wyniku porównania tego, jak oceniamy siebie z tym, jak oceniamy innych w jakiejś dziedzinie. Jest nam to potrzebne choćby po to, by móc stwierdzić, czy powinniśmy się podjąć danego zadania, czy lepiej zaryzykować, czy się wycofać – tłumaczy psycholog społeczny prof. Dariusz Doliński z Uniwersytetu SWPS.

Szybkie oszacowanie, czy obca osoba jest wroga, czy przyjazna, kiedyś było ważne dla przetrwania. Chociaż w dzisiejszym świecie spotkanie z nieznajomym nie jest już tak ryzykowne, mózg reaguje, jakby się nic nie zmieniło. Oczywiście niezbyt chętnie przyznajemy się do tego, że pochopnie i na podstawie cech fizycznych wyciągamy wnioski o cudzym wnętrzu.

Na dodatek często jesteśmy pewni słuszności decyzji. Tymczasem lista pomyłek poznawczych, które popełniamy, jest długa. Począwszy od podstawowego błędu atrybucji (niedocenianie tego, jak bardzo do czyjegoś sukcesu lub klęski przyczyniły się okoliczności), skończywszy na hipotezie sprawiedliwego świata (przekonaniu, że ludzie dostają to, na co zasługują). Świadomość, że ocena bywa krzywdząca, może sprawić, że obrócimy ją w głowie kilka razy, postaramy się zobiektywizować, zachowamy dla siebie, ale nie jesteśmy w stanie jej nie mieć. Dlatego z ekspertami rozmawiam głównie o tym, co sądzą na temat jej wyrażania.

Grillowanie nikomu nie służy

– Ocenianie jest nawykiem szkodliwym, wyrazem kompleksów i formą przemocy. Świadczy o tym, że oceniający chce wypaść lepiej od ocenianego. Ocena zawsze ma podtekst: „Ja wiem coś, czego ty nie wiesz” – nie ma wątpliwości psycholożka i terapeutka uzależnień dr Ewa Woydyłło Osiatyńska.

Ubolewa nad tym, że w Polsce stosunki międzyludzkie opierają się na wystawianiu ocen, które na dodatek rzadko są pozytywne.

– Powszechnie mamy do czynienia już nawet nie z krytyką, ale z krytykanctwem. Przeciętny polski rodzic, szef i nauczyciel dotąd będą pytać, dotąd grillować, aż przyłapią nas na jednej rzeczy, której nie wiemy albo którą robimy źle – mówi i dodaje, że zna tylko jedno miejsce, w którym nie jesteśmy oceniani: – To mitingi AA. Tam przyjmuje się zasadę, że każdy mówi wyłącznie o sobie, więc człowiek może czuć się bezpiecznie.

Doktor Ewa Woydyłło-Osiatyńska uważa, że drugą osobę może oceniać wyłącznie ktoś, kto został w tym celu zatrudniony, np. członek komisji egzaminacyjnej czy wizażysta oraz osoba, którą o to poprosimy, np.: „Powiedz, czy dobrze mi w tej sukience?”.

Podobną opinią dzieli się psycholożka i psychoterapeutka Karolina Lea Jarmołowicz, prowadząca Ośrodek Centrum. 

– Wyrażając swoją ocenę, wcale nie robimy tego dla dobra drugiego człowieka, tylko by podbudować swoje ego. Nie chcemy zająć się tym, co o sobie myślimy, więc skupiamy się na innych – stwierdza.

Jest przekonana, że można się powstrzymać od ocen, nawet biorąc udział w „Magii nagości”, której była konsultantką. Uczestnicy tego programu spośród piątki nagich osób płci przeciwnej wskazują tę, z którą chcą pójść na randkę. Wybierający przygląda się poszczególnym częściom ich ciała, komentując je.

Zdarzało się, że ktoś stwierdzał np.: „Ten penis jest zbyt mały”.

– Pierwszy sezon pokazał, że my, Polacy, nie potrafimy komunikować się w sposób nieprzemocowy. Mamy problem z mówieniem o tym, co nas kręci, bez oceniania tego, co widzimy – uważa Karolina Lea Jarmołowicz. – Dlatego na kolejne edycje programu przygotowałam materiały edukacyjne z przykładami, jak porozumiewać się życzliwie, czyli żeby nie mówić np.: „Owłosiona klatka u faceta to dramat!”, tylko: „preferuję” lub „lubię” wydepilowaną klatkę piersiową.

Z krytycznym podejściem do oceniania jest też często kojarzone Porozumienie bez Przemocy – metoda komunikacji stworzona przez psychologa Marshalla Rosenberga. 

– W Internecie można przeczytać, że według tej koncepcji ocenianie jest złe, ale to uproszczenie. My raczej namawiamy do tego, by się przyjrzeć, jakie są skutki takiego zachowania – mówi coach i trenerka Porozumienia bez Przemocy Joanna Berendt.

– Osoba, która ocenia kogoś negatywnie, często zaczyna się nakręcać. Przykleja etykietkę, np. „bezczelny”, i jeśli się tu nie zatrzyma, zaczyna przypominać sobie wydarzenia, które potwierdzają jej osąd. Dochodzi do wniosku, że drugi człowiek „zawsze” był arogancki, a potem znajduje jego kolejne wady. To nie służy ani jej samej, ani relacji, bo nie sądzę, by krytyka czyjegoś postępowania mogła skłonić go do zmiany – stwierdza. 

Jestem jednak świadoma tego, że zdanie: „Chcę robić różne rzeczy po swojemu, a ty mnie nie oceniaj”, bywa usprawiedliwieniem dla niekonstruktywnych zachowań, które mogą szkodzić relacjom. Mamy tendencję do wpadania ze skrajności w skrajność – uważa Joanna Berendt.

Krytyka, która mas sens 

– Jeśli „nie oceniaj” równa się „nie hejtuj”, jestem za! Ale jeśli ma oznaczać, że nie wolno mi wyrazić własnego zdania, zwłaszcza wobec przyjaciółki, to nie! – zaznacza psycholog społeczny, terapeutka i superwizor Bianca-Beata Kotoro.

– Nie mamy prawa obrażać czy poniżać, ale możemy wypowiedzieć swoją opinię. Oczywiście, zanim to zrobimy, warto zyskać w miarę, podkreślam, w miarę obiektywne spojrzenie – poznać jak najwięcej faktów, zyskać jak najszerszy obraz, żeby nie paść ofiarą uprzedzeń ani nie popaść w krytykanctwo – uważa. 

Profesor Dariusz Doliński zgadza się, że powinniśmy powstrzymać się przed ocenianiem innych, ale wtedy, gdy ocena jest negatywna 
i dotyczy trwałych cech, np. osobowości lub temperamentu.

– Co innego krytyka zachowania. Na nią możemy sobie pozwolić, bo ludzie wierzą, że mają na to zachowanie wpływ, więc jego ocena może im pomóc. Zwracając komuś uwagę, że coś źle zrobił, mamy szansę wesprzeć jego rozwój – mówi profesor.

– Teza, że nie powinno się nikogo krytykować albo nie należy nikogo oceniać, upowszechniła się niemal jako dogmat. A jest niesłuszna. Oczywiście nie mówię o skrajnościach, kiedy ktoś gardzi innymi czy mówi, że są od niego gorsi. No, ale to już patologia – stwierdza.

Między oceną a życzliwą ciekawością

Jak wyważyć, gdzie kończy się troskliwa uwaga, a zaczyna krytykanctwo? Ekspertki, z którymi rozmawiam, zwracają uwagę na to, że brak oceny nie jest równoznaczny z brakiem informacji zwrotnej, bo tę uważają za wartościową.

– Mam z przyjaciółkami umowę, że jeśli zauważą, że stałam się zarozumiała, to mi o tym powiedzą – mówi Joanna Berendt i dodaje, że przekazanie informacji zwrotnej warto zacząć od pytania, czy druga osoba chce ją otrzymać. Podaje przykład: „Mam pewną refleksję, która może ci się przyda. Czy jesteś chętna to teraz usłyszeć?”.

– Słowo „teraz” jest ważne, bo może przyjaciółka w tym momencie chciałaby tylko zostać wysłuchana – tłumaczy.

Jej zdaniem uwagi warto wyrażać jedynie wtedy, gdy mamy intencję kontaktu, czyli chcemy wzbogacić czyjeś życie, a nie sprawić, by zrozumiał, jak źle robi.

– Znajomy dominikanin opowiedział mi o przypowieści z Księgi Ezechiela, która byłaby tu dobrym komentarzem i która, gdyby wycisnąć jej sens, brzmiałaby tak: „Jeżeli twój bliźni czyni źle, a ty na to się zgadzasz, to grzech jest twój” – stwierdza dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

– Jeśli zobaczę, że koleżanka wychodzi często do toalety, a wraca w rumieńcach i dobrym nastroju, zareaguję. Nie powiem: „Postępujesz źle”, tylko np.: „Źle się czuję, widząc, że co parę godzin musisz wyjść i wracasz na haju. Martwię się o ciebie. Jak zechcesz, przyjdź do mnie, bo miałam męża alkoholika albo mam matkę alkoholiczkę, albo sama przestałam pić i mogę ci pomóc” – podaje przykłady.

Tłumaczy, że jeśli widzimy, że ktoś robi złe rzeczy, i nie reagujemy, to znaczy, że ten człowiek jest nam obojętny, nie odgrywa w naszym życiu żadnej roli. 

Karolina Lea Jarmołowicz radzi zastąpić ocenę życzliwym zaciekawieniem drugim człowiekiem i wyjaśnić mu, jak daną sytuację przeżywamy.

– Możemy powiedzieć: „To, że zdradzasz męża oddala mnie od ciebie” lub „Czuję się niezręcznie, wiedząc o zdradach i znając twojego męża” – tłumaczy, a kiedy pytam, co odpowiedzieć, gdy przyjaciółka zareaguje pytaniem: „Uważasz, że źle robię?”, mówi: – Wtedy może pani stwierdzić: „To twoje życie i nie chciałabym go oceniać. Ja mogę powiedzieć, że mnie to od ciebie oddala, kiedy tak się zachowujesz”. Warto też pytać: „Dlaczego to robisz?”, „Co się stało?”.

Tak postąpimy, jeśli chcemy zrozumieć przyjaciółkę. Z kolei zdanie: „Jesteś nie fair wobec męża”, nie będzie wyrazem troski, tylko przekonania, że wszyscy powinni żyć według naszego wzoru. A kto nam dał prawo, by mówić, jak inni mają żyć? – pyta. 

Zdaniem Joanny Berendt, gdy w głowie pojawi się ocena, warto się zastanowić, o jakiej naszej ważnej potrzebie ona świadczy, i przyjrzeć się, jakie uczucia się w nas pojawiają.

– Jeśli więc stwierdzamy, że koleżanka „jest bezczelna”, może chodzi o potrzebę bycia szanowaną? Gdy to dostrzeżemy, łatwiej będzie nam mówić z perspektywy „ja”, np.: „Kiedy podczas ostatnich dwóch spotkań kilka razy mi przerwałaś, poczułam smutek, bo dla mnie ważne jest, byśmy wzajemnie brały siebie pod uwagę. Mam prośbę, żeby wspólnie ustalić, jak chcemy zadbać o to, by każda z nas mogła się wypowiedzieć”.

Dodaje, że bez względu na to, co i jak powiemy, druga osoba może odebrać nasze słowa jako krytykę.

– Dlatego warto poprosić: „Nie wiem, czy jasno się wyraziłam. Czy mogłabyś powiedzieć, co zrozumiałaś?”. 

Czy da się w taki sposób na co dzień prowadzić rozmowy z bliskimi osobami? Czy to nie jest utopia?

– To tak, jakby pani pytała, czy w relacjach jesteśmy w stanie być nieprzemocowi, empatyczni i życzliwi – słyszę w odpowiedzi od Karoliny Lei Jarmołowicz. A Joanna Berendt stwierdza:

– Jeśli nie mamy zaufania, czasu i przestrzeni na takie rozmowy, to po co w ogóle dzielić się swoimi uwagami? Dla czystego sumienia? To działanie całkowicie nieefektywne. 

Wiele zależy od formy. Jak zwraca uwagę Bianca-Beata Kotoro, nienaturalne i niepokojące jest, gdy przyjaciółki zwracają się do siebie jak terapeuci do pacjentów. Dlatego radzi:

– Szanujmy swoje granice, bądźmy uważni i empatyczni, ale nie zachowujmy się jak aktorzy, którzy wygłaszają teksty wzięte z poradników, bo to wcale nas do siebie nie zbliży. Również zdaniem profesora Dolińskiego nie ma możliwości, by w bliskich relacjach w ogóle nie oceniać siebie nawzajem. Nie powiedzieć chociażby: „Słuchaj, ta kreska nad okiem wychodzi ci trochę krzywo. Jeśli chcesz, pokażę ci, jak ją równo narysować”.

– Oczekiwać od kogoś, że nigdy nas nie skrytykuje ani nie oceni, można tylko wtedy, gdy ta osoba jest psychoterapeutą, a my jesteśmy jej pacjentem. Próba przeniesienia tego jeden do jednego na inne relacje jest dla mnie nonsensem – stwierdza.

Co więc jest najlepszą strategią, jeśli chodzi o wydawanie opinii na temat innych ludzi? Na pewno nie mnie to oceniać.