W dekadenckim apartamencie przy paryskiej 31 Rue Cambon Gabrielle Chanel przyjmowała gości – od Liz Taylor po Picassa.

Wygodne kanapy zachęcały do zatracenia się w długich rozmowach. Byle nie za długich, bo co wieczór Mademoiselle zbierała manatki i przenosiła się do Ritza, gdzie nocowała.

Tam, w świeżo wykrochmalonej pościeli, często ktoś na nią czekał. Chanel lubiła delektować się kochankami. Panowie byli dla niej tak ważni, że na nocnym stoliku trzymała puder, bo przecież „żaden mężczyzna, który budzi się przy kobiecie, nie chce oglądać jej bladej, nieumalowanej twarzy”.

Paniom za to miała w zwyczaju coś wypomnieć. Brigitte Bardot? Cycata materialistka. Dziennikarki? Pretensjonalne baby. A jednak to ona rozwiązała kobietom gorsety i włożyła im spodnie. Dziś nic takiego. Wtedy? Rewolucja.

GABRIELLE CHANEL urodziła się 19 sierpnia, dokładnie 140 lat temu. Z tej okazji w londyńskim muzeum V&A już we wrześniu ruszy wystawa „Gabrielle Chanel. Fashion Manifesto”. Jak zapowiadają kuratorzy, spośród 200 zaprezentowanych looków powstałych przez siedem dekad pracy projektantki, aż 122 stroje pochodzą z kolekcji prywatnych i nigdy niepokazywanych publicznie.

Najstarszym eksponatem będzie radykalna w swojej prostej formie koszula z marynarskim kołnierzem z 1916 roku. Ale zanim zabrała się za pierwsze kroje, Chanel – wtedy uczennica szkoły z internatem – chadzała do kawiarni La  Rotonde, gdzie śpiewała w przerwach między występami kabaretowymi. Popisowy numer? „Qui Qu’a Vu Coco?” (Kto widział Coco?). Stąd przydomek Coco, który już wkrótce stał się synonimem luksusu. I choć jej głos pozostawiał wiele do życzenia, pewnego razu na widowni zasiadł Étienne Balsan – jak się okazało, przyszły kochanek i fundator pierwszego butiku Coco z kapeluszami. Jak potoczyłoby się jej życie bez muzyki? Nie wiemy. Za to muzyka towarzyszyła projektantce już do końca jej dni.

Getty Images/ Keystone / Stringer

CHOĆ DLA KOBIET Gabrielle bywała okrutna, to z nimi przyjaźniła się najbliżej. Misia Sert, polsko-francuska mecenaska i muza Toulouse-Lautreca czy Debussy’ego, należała do najbliższego grona. Skupiła wokół Mademoiselle kompozytorów – Satie, Poulenca, przede wszystkim zaś Strawińskiego. A Coco? Zrobiła dla nich pierwszy tak duży zakup do domu – fortepian.

Igora Strawińskiego pierwszy raz zobaczyła w maju 1913 roku. Po premierze jego „Święta wiosny” w wykonaniu Les Ballet Russes Siergieja Diagilewa w Théâtre des Champs-Élysée. Wtedy jednak kochała innego, Arthura „Boya” Capela (dzięki niemu otworzyła butik przy Rue Cambon), który kilka lat później zginął w wypadku samochodowym. Miał być jedyną miłością jej życia.

Był początek lat 20., gdy Strawiński wraz z żoną i czwórką dzieci uciekł z  pogrążonej w rewolucji Rosji do  Paryża. Bez grosza, o czym Francuzka wiedziała. Zaprosiła go więc do domu w Garches. Przygotowała nawet pokój ćwiczeń z fortepianem. Od  plotek na temat romansu huczało całe miasto. Coco w tym czasie słuchała Strawińskiego i go finansowała. W 1921 roku kompozytor napisał miniatury na fortepian „Pięć palców”. To one miały pomóc uporządkować proces twórczy stojący za najsłynniejszym zapachem na świecie – N°5. I choć powszechnie przyjmuje się, że numer 5 to piąta z 10 próbek zapachów, który spodobał się Coco, przekaz domu mody nie pozostawia wątpliwości – bez Strawińskiego nie byłoby „piątki”.

PROSTOTA FLAKONU szybko podbiła serca znajomych artystów, w tym Salvadora Dalego, który powtórzył pomysł, odróżniając swoją wersję wyłącznie dorysowanymi wąsami. Nie tylko tym Coco inspirowała Hiszpana. Wprowadziła go do świata teatru i nauczyła łączenia mody ze sztuką, co podobno zakończyło się... romansem. Późne lata 30. malarz spędził w jej willi La Pausa, gdzie powstał obraz „Niekończąca się Enigma”.

Przed Dalim odwiedzali tam projektantkę Strawiński, Visconti i Cocteau. Z tym ostatnim ścieżki Coco przecinały się kilkukrotnie. Najpierw w 1922 roku przy adaptacji „Antygony”, a dwa lata później przy „Błękitnym pociągu”. Do obu inscenizacji Chanel przygotowała kostiumy, a Pablo Picasso scenografię. Picasso miał wpływ na projekty Coco. Widać to w języku geometrii, prostych krojach i podstawowych barwach. Przykład? Mała czarna – odpowiedź na  powojenne przygnębienie. Żałoba według Chanel miała być elegancka.

MIŁOŚCI DO SZTUKI I MUZYKI nie przerwała nawet II wojna światowa (projektantka z kochankiem, nazistowskim oficerem, mieszkała w Ritzu), jednak gdy Coco ponownie otworzyła butiki, była już dojrzałą panią po 70. O wiecznie młodej duszy – bo Chanel to fanka Beatlesów. Gdy poznała ich w latach 60., właśnie zaczynała dziewiątą dekadę życia. Przy czym bardzo pilnowała, by ambasadorów jej marki kojarzyć z muzyką i ze sztuką.

BYŁ CHŁODNY wieczór 10 stycznia 1971 roku. Dwa miesiące do pokazu nowej kolekcji. Mademoiselle jeszcze wczoraj w pracowni zmieniała tkaninę kilku projektów. Choć była już życiem trochę zmęczona, nie mogła sobie odmówić niedzielnej przechadzki z przyjaciółką, pisarką Claude Delay. Wróciła do Ritza. Było po 20, gdy położyła się do łóżka bogato usłanego poduszkami. Nieopodal krzątała się Céline, pokojówka. Chanel zakłuło w klatce piersiowej. „Widzisz? – zwróciła się do Céline – tak się umiera”. Do końca dumna