Imponująca liczba 60 sylwetek zrobiła wrażenie na widowni pokazu, choć spowodowała też słowa krytyki. Rzeczywiście, kolekcja jest na tyle wielowątkowa, że ciężko uchwycić jej podstawowe motywy. Wydaje się, że rozmach pokazu służył wywarciu wrażenia na najważniejszej osobie pierwszego rzędu, François-Henri Pinault. Dyrektor generalny koncernu Pinault-Printemps-Redoute przybył z żoną Salmą Hayek zobaczyć, w co zainwestował fortunę. Bo choć Christopher Kane nie został dyrektorem kreatywnym należącej do PPR Balenciagi, holding zdecydował się inwestować w Londynie. W ten sposób namaszczono markę Christopher Kane na następnego luksusowego giganta, źródło dochodów płynących strumieniem przez kanał La Manche.

Sama kolekcja jest przepastna i łatwo podzielić ją na segmenty. Pierwszy, casualowy, dominuje, bo stanowi rozsądną propozycję zgodną z trendami. Kurtki, żakiety i topy w kolorowe moro z pobłyskiem zbliżają Kane'a do nowej kolekcji Michael Kors. W początkowych sylwetkach nie zabrakło też hitu sezonu - futrzanych kołnierzy, etoli i wykończeń. Później na wybieg wkroczyły aksamitne sukienki, z pozoru retro, ale jednak dotknięte odrobiną dekonstrukcji, oraz cała plejada różnych technik dekoracyjnych. Od ruloników na transparentnej tkaninie, przez nastroszone piórka na szwach, geometryczne łaty, aplikacje przekroju mózgu, aż do długich "piórek" z folii. Była to fascynująca prezentacja biegłości technicznej i pomysłowości, ale też źródło wrażenia nadmiaru i "przegadania" kolekcji.

Jak oceniacie nowe prace Christophera Kane'a? Przyniesie PPR nowe miliardy? Pasowałby do Balenciagi?