Jest nie tylko biznesmenem, który potrafi zarażać innych swoją pasją, lecz także wizjonerem i jednym z najbogatszych Włochów. Kiedy przeprowadzałam z nim ostatni wywiad, zdradził mi, czym w przyszłości będzie luksus, i nie chodziło o modę luksusową, lecz wolny czas i dobre jakościowo jedzenie. Dlatego zależało mi na tym, by nasza kolejna rozmowa odbyła się w Diesel Farm – stuhektarowej posiadłości z gajami oliwnymi, winnicami, biouprawami – oczku w głowie i dumie Renzo Rosso.

Jak bardzo musiałeś walczyć z rodzicami, by ich przekonać, że Twoim przeznaczeniem jest moda?

To było łatwe! Miałem jeszcze dwóch braci, ja byłem najmłodszy i mój ojciec chciał, żebym poszedł na studia wyższe. Wybrałem technikum odzieżowe nie dlatego, że tak kochałem modę, ale dlatego, że nie chciało mi się uczyć, a proces edukacji w tej szkole to głównie zajęcia praktyczne, czyli łatwizna (śmiech). Zaskakujące, że do dziś uczniowie korzystają z książki, którą napisałem – jest tam całe know- -how konstrukcji i zasad szycia koszuli. Mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że do świata mody trafiłem przez przypadek. Pierwsze ubrania zacząłem szyć w wieku 15 lat na maszynie mamy – tak powstała moja pierwsza para dżinsów: z niskim stanem, obcisłe, a od kolana tzw. dzwony, które na dole miały 42 centymetry. Zakrywały cały but! Ten model zrobił furorę wśród przyjaciół. Wieczorami szyłem dla nich i w ten sposób zarabiałem – mogłem iść na dyskotekę, zasmakować innego życia niż to codzienne na roli.

Ludzie często ukrywają swoje pochodzenie, tymczasem Ty je podkreślasz.

Jestem wręcz dumny z tego, że urodziłem się i wychowałem w gospodarstwie rolnym. To rodzice przekazali mi najważniejsze wartości – by kochać ludzi, pomagać im, szanować. Dla ojca przywiązanie do ziemi było fundamentalne. Kiedy kupiłem tę ziemię na początku lat 90., sprawiłem mu tym ogromną przyjemność. Diesel Farm to niesamowite miejsce składające się z pięciu małych wzgórz. Cała zabudowa to kilka domków rolników, obora i to wszystko.

Pamiętasz swoją pierwszą pracę?

Chyba nie ma takiej, której bym się nie imał. Kiedy byłem mały, pomagałem ojcu na roli, zajmowałem się produkcją wina. W wieku 10 lat dostałem w prezencie królicę, która urodziła siedem małych. Nie minęło dużo czasu, gdy hodowla urosła do 50 królików i były z tego kolejne pieniądze. Będąc jeszcze uczniem, pracowałem jako stolarz, hydraulik i murarz, a podczas ostatnich wakacji szkoły średniej – jako tragarz w cukrowni, w której zarabiałem nawet połowę więcej, niż wynosiła wtedy przeciętna pensja. Chciałem się uniezależnić.

Sporo się mówi o zrównoważonej produkcji w modzie, ale mam wrażenie, że umyka nam właściwy sens tych słów. Jak Ty je rozumiesz?

Dla mnie to przede wszystkim wartości, które wpojono mi od dzieciństwa. Na przykład kupując to miejsce, uchroniłem je przed zabudową, wyrwałem z jarzma betonu, co także oznacza zrównoważone działanie. Zrobiliśmy bitą drogę, która przechodzi przez posiadłość, by okoliczni mieszkańcy mogli po niej spacerować i jeździć rowerami. Zrównoważony rozwój uważam za niezwykle ważny.

Siedziba mojej firmy OTB (Only The Brave),  jeszcze na etapie projektu obejmowała przedszkole, plac zabaw dla dzieci, kort tenisowy, boisko do piłki nożnej, saunę parową... Odzyskujemy deszczówkę, a ściany mają tak dobrą izolację, że nie trzeba wydawać pieniędzy na ogrzewanie, tym samym trując środowisko. Mamy panele słoneczne i nawet sprzedajemy tę energię. Są oczywiście także biura (śmiech). Często słyszę, jak koledzy z branży mówią w mediach, że użyli materiału z recyklingu, bo plastikową metkę zamienili na papierową. To nie jest zrównoważony rozwój, to jest jego bardzo mała część.

Z czego wynika ten skok?

Kontrolujemy każdy etap produkcji. Dziś do produkcji dżinsów używamy 90 proc. mniej wody, barwniki są pochodzenia roślinnego, niemal zrezygnowaliśmy z plastiku. Na metkach naszych najnowszych produktów jest kod QR, który zawiera informacje o pochodzeniu materiału i sposobie produkcji, tak by klient znał cały proces. Będziemy to rozwiązanie stosować także w innych markach luksusowych z grupy OTB, choć jest bardzo kosztowne i nie da się wszystkiego wprowadzić od razu.

Na czym polega zrównoważony rozwój Diesel Farm?

Choćby na tym, że nie używamy pestycydów, co jest ryzykowne, bo rok temu produkcja oliwy stanęła na poziomie zero – warunki pogodowe nie były sprzyjające. Ale na tym polega właśnie siła natury. Wie, kiedy powiedzieć „stop”. Robimy wino, oliwę, ręcznie zbieramy plony. Ważny jest szacunek dla pracy ludzkich rąk, rzemiosła znanego na całym świecie. Jestem dumny z bycia Włochem. Naszą siłą jest kreatywność. Różowe biowino, które teraz pijemy, nazwaliśmy „genderless, unisex”. Jest dla każdego, niezależnie od kultury, płci czy wyznania – ma dawać poczucie wolności i radość. Dlatego Italia jest synonimem tzw. bella vita, wspaniałego stylu życia.

Jak widzisz rolę mody w przyszłości?

Wprawdzie jest ona na drugim niechlubnym miejscu wśród branż zatruwających środowisko, ale zarazem właśnie w modzie dokonuje się największy postęp, gdy mowa o zrównoważonej produkcji. Jestem w zarządzie Camera Moda (izby włoskiej mody – przyp. red.), jednym z jej zadań jest szkolenie przedstawicieli marek i tłumaczenie im, czym jest zrównoważony rozwój. Innej drogi nie ma.

Niedługo klienci nie będą chcieli kupować kolekcji bez certyfikatów. Nadchodzi trudny czas dla małych przedsiębiorstw, bo wdrażanie tych procedur jest kosztowne, dlatego rozwiązaniem będzie łączenie się w konsorcja.

Napisałeś książkę pod tytułem „Be Stupid”. Głupi, czyli jaki?

To pozytywne myślenie i robienie czegoś zupełnie odwrotnie niż inni. Zawsze lubiłem iść pod prąd. Tak zjednuję sobie grupę konsumentów, którzy są mi wierni, oczekują ode mnie szaleństwa. W mojej firmie pracują bardzo młodzi ludzie, dwudziestokilkuletni, mam siedmioro dzieci, co jest fantastyczne! Musisz z nimi wchodzić w interakcje, orientować się, jakiej muzyki słuchają, co sądzą, jaki sport uprawiają. Od najstarszego syna, który ma 43 lata, po najmłodszą, pięcioletnią córkę.

Czego nauczyła Cię Sydne?

Czym jest Roblox. Mimo swoich 66 lat nadal mam ciekawość dziecka i gdy tylko o tym usłyszałem, szybko musiałem sprawdzić, na czym polega ta gra komputerowa. Tworzysz w niej różne sytuacje, miejsca akcji, wchodzisz do pomieszczeń i domów, ubierasz się, a wszystko to będąc w dialogu z rówieśnikami, którzy są rozrzuceni po świecie. Dla mnie bomba! Genialne narzędzie marketingowe. Jedną z wersji tej gry mogłaby być Diesel Farm. Na naszych oczach powstaje świat digital, którego nie możemy ignorować. Mój syn Stefano jest odpowiedzialny za szkolenie w tej dziedzinie CEO i dyrektorów marketingu z wszystkich moich spółek. Czekam, aż wrócą z pomysłami, jak każda z marek może zaistnieć w świecie gier. Według mnie za pięć lat sprzedaż będzie się odbywać na platformach, bez pośredników.

Zawsze byłeś tak odważny?

Kiedy otworzyłem swój pierwszy sklep w Nowym Jorku, dokładnie naprzeciwko Levi’sa, to była dopiero odwaga! Potem zacząłem kalkulować – 1200 mkw., ogromna przestrzeń... Co ja tam wstawię? Nie miałem towaru, żeby zapełnić taki metraż (śmiech). Pomyślałem: „Róbmy eventy!”. W środku otworzyłem bar, restaurację, zatrudniłem didżeja, który grał świetną muzykę. Co dwa miesiące zamykałem sklep, przesuwałem pod ściany półki z towarem, rozwijałem czerwony dywan i serwowałem szampana. Na te party przychodziła cała śmietanka Nowego Jorku! Nikt nie musiał nikogo zapraszać, ludzie sami się zjawiali (śmiech). Tylko odwaga, ciekawość i chęć uczenia się pozwalają robić takie rzeczy. I pasja. W swoim życiu nie przepracowałam ani jednego dnia dla pieniędzy.