Opowiem ci, jaka jestem żałosna – rzuciła ostatnio moja przyjaciółka. – Kiedy mąż nalega, żeby w niedzielę znów jechać na obiad do jego mamy, nie umiem odmówić. Kiedy mieszkanie wygląda, jakby przeszła przez nie trąba powietrzna – oczywiście sprzątam. A w kinie, kiedy ktoś kopie w mój fotel – co robię? Nic. Nie potrafię zaprotestować.

Już chciałam na nią nakrzyczeć i zrobić jej wykład o feminizmie i asertywności. Zamiast tego zaczęłam myśleć o sobie. O sytuacji, gdy ktoś chciał mi wcisnąć supermasażer, a ja nie umiałam odmówić. Albo gdy w restauracji dostałam makaron sprzed tygodnia i jadłam go, robiąc dobrą minę do złej gry. A potem pomyślałam o mężczyznach i o tym, jak z rozkoszą strofują innych, w pracy negocjują stawki, a w restauracji wołają kelnerkę i żądają nowego drinka, bo jednak wolą bez cytryny. O co chodzi? Czy umiejętność mówienia „nie” jest zależna od płci? A jeśli tak, to dlaczego?

„Kobiety powinny być przyjemne i przystępne. Nakłada się na nas emocjonalną odpowiedzialność za to, żeby było miło. Kobieta powinna zachowywać się tak, żeby zapewnić mężczyznom zadowolenie, rozrywkę, komfort. Gdy odmawiasz, spotyka cię kara za to, że nie posłuchałaś i nie zrobiłaś tego, do czego ich zdaniem mają prawo” – powiedziała w jednym z wywiadów Tatyana Fazlalizadeh, artystka i malarka, której prace zamieniły się w społeczną akcję przeciwko molestowaniu. Wtóruje jej pisarka Chimamanda Ngozi Adichie w eseju „Wszyscy powinniśmy być feministami”. Pisze o tym, że spędzamy zbyt dużo czasu na mówieniu dziewczynkom, że nie mogą okazywać gniewu, być twarde, bo to coś złego, a za to samo chwalimy mężczyzn.

Słowa artystek potwierdzają psychologowie i socjologowie. To, że kobiety padają ofiarami przekleństwa bycia miłą, to efekt socjalizacji. – Postawa asertywna to coś, czego się uczymy – mówi dr Joanna Heidtman, psycholog, i tłumaczy, co to właściwie jest: komunikowanie się wprost, bez manipulowania. Mówienie „nie”, kiedy czegoś nie chcemy, i proszenie o to, co jest nam potrzebne. Kiedy mamy z tym problem? – Gdy w rodzinie uważano, że grzeczność i posłuszeństwo to wzorzec zachowania. Wtedy uczymy się, że nasze zdanie, potrzeby, a nawet istnienie się nie liczą. Że inni są OK, ale my nie – odpowiada.

Znów myślę o swojej przyjaciółce, która znosiła humory ojca tak jak jej mama. Kiedy próbowała się zbuntować, słyszała, że jej argumenty się nie liczą, że jest zbyt emocjonalna. Dostosowała się. Do dziś ma problem, by zaprotestować, gdy jej potrzeby są pomijane. Nie tylko ona. Pisarka Sylwia Chutnik mówi: – Mam spory problem z odmawianiem i wciąż słyszę, że można mi chodzić po głowie. „Jesteś taka miła” – mawiają, a ja wywracam oczami, bo chciałabym mieć mentalność dresiary, a mam krasnoludka.

To fakt, że na brak asertywności cierpią głównie kobiety. Autorka książki „Bycie miłym to przekleństwo”, terapeutka Jacqui Marson, przyznaje, że 95 proc. pacjentów, którzy chcą sobie poradzić z tytułową przywarą, to one. Ale funkcjonowanie w siatce stereotypowych ról społecznych wiąże się też z polskością. To scheda po ustroju komunistycznym, w którym przejawy indywidualizmu były piętnowane. „Tak nie wypada”, „To nasza tradycja”, „Co ludzie powiedzą” – katowane tym przez lata Polki zaczęły przypominać jedną z trzech małpek znanych z kultury Wschodu – tę, która trzyma się za usta, komunikując: „Nie mówię nic złego”. I przekazywały tę postawę córkom. – Rozumiem, że kobietom trudno przechodzi przez gardło słowo „nie”. A nawet jeśli to się zdarzy, to zaraz się tłumaczą. Dlaczego tak jest? Tak zostałyśmy wychowane: przez rodzinę i społeczeństwo – mówi Sylwia Chutnik. Doktor Joanna Heidtman dodaje, że choć są wyjątki, to jednak większość Polek powyżej trzydziestki dorastała w konserwatywnych domach. I teraz płaci za to cenę. – Wyrażanie potrzeb wprost i co się z tym wiąże – mówienie „nie”, gdy czegoś nie chcemy, nie jest dominującym elementem tradycyjnego wychowania – dodaje pisarka.

Czym to grozi? Tym, że będziemy traktowane przedmiotowo. Utkniemy w krzywdzących nas układach. W skrajnych przypadkach – molestowaniem, a nawet gwałtem. Wreszcie tym, że tłumiona frustracja i złość będą nas niszczyć. I kiedyś możemy tego wszystkiego pożałować. Na szczycie listy żalów umieszczonej w książce „Czego najbardziej żałują umierający” Bronnie Ware króluje ten: „Żałuję, że nie miałem odwagi przeżyć życia po swojemu, a żyłem tak, by spełniać oczekiwania innych”. Aktorka Zoe Saldana radzi na YouTube, żeby poczuć się komfortowo ze słowem „nie”, bo to podstawowy termin, który musi znać każda kobieta. A to dlatego, że codziennie musi sobie radzić z większą liczbą przeciwności losu niż mężczyzna. Ośmielający był też ruch #metoo, kiedy frustracja kobiet na świat urządzony w sposób dla nich upokarzający znalazła ujście w internecie. Miliony zrobiły to, czego nie robiły nigdy dotąd – zachęcone przez inne powiedziały „nie” tym męskim zachowaniom, które je krzywdziły i obrażały.

Te asertywne zachowania powinno się wzmacniać. Jak? Sylwia Chutnik przed trudnymi rozmowami ćwiczy wypowiedź przed lustrem. Trzyma się zasad, które sobie kiedyś spisała. – Nie mogę ich złamać, bo są zapisane, a więc święte! – śmieje się. Doktor Joanna Heidtman radzi inaczej się komunikować. Zamiast: „Nie wiem, ale chyba raczej…”, powiedzieć „tak” lub „nie” i zaproponować coś innego, co będzie korzystne dla obu stron.

To wszystko powinno się opłacić. Gdy będziemy bronić własnych granic, pokażemy innym, że nie mogą ich łamać. Doczekamy się szacunku dla swoich praw. I wysokiego poczucia własnej wartości. Zgadza się z tym Agata Diduszko-Zyglewska, dziennikarka i działaczka społeczna, prowadząca satyryczny program „Przy kawie o sprawie”, który przewrotnie uczy kobiety, że mogą się sprzeciwiać. – Od dłuższego czasu przestałam ulegać presji bycia miłą i mam dobrą wiadomość dla wszystkich: wyimaginowane straszliwe konsekwencje nie nadchodzą. Mówiąc „nie”, można uniknąć robienia rzeczy bezsensownych, czasem zwyczajnie złych, które będą odbijać ci się czkawką już zawsze. Dlatego warto się nie bać i być czasem niemiłą w słusznej sprawie.