Mireille Guiliano - Francuska bizneswoman, która przez kilkanaście lat prowadziła dział public relations marki Veuve Clicquot i podróżowała po całym świecie. Od kilku lat poświęca się swojej pasji – pisarstwu – i dzieli życie między Paryżem i Nowym Jorkiem. Autorka bestsellerowych „Francuzki nie tyją” i „Francuzki na każdy sezon”, właśnie wydała najnowszą książkę „Francuzki nie potrzebują liftingu”.

Dlaczego Francuzki nie potrzebują liftingu?
MIREILLE GUILIANO Głównie dlatego, że go nie chcą. Wolimy starzeć się z godnością. Amerykanka na widok zmarszczek w lustrze potrafi wpaść w histerię. Francuzka uśmiechnie się i powie do siebie: „Tak, mam zmarszczki, bo dużo się całuję i śmieję. To cześć życia”.

Stronia od botoksu, medycyny estetycznej?
Na ulicach Nowego Jorku często widzę kobiety potwory. Ich twarze przypominają zbyt opięte koszule, które lada chwila pękną. Francuzki nie chcą tak wyglądać. Boja się botoksu i innych zabiegów. To tak jak z marihuaną. Gdy byłam studentką, mówiło się, że jest niegroźna, niedługo potem dowiedziono, że powoduje zaburzenia neurologiczne. Podobnie może być za parę lat z botoksem. Ale może gdy będę miała 95 lat i całe mnóstwo zmarszczek, zdecyduję się na laser.

To jak wyglądać młodo, ale nie śmiesznie i sztucznie?
Nie palić, unikać słońca, przynajmniej w godzinach, kiedy najbardziej grzeje: miedzy 11 i 15. Ograniczać spożycie cukru, soli i zdrowo się odżywiać. Bo młody wygląd to nie tylko skóra, to też figura, włosy, sposób ubierania się. Francuzki naprawdę rzadko są otyłe, bo jedzą małe porcje. A większość ludzi przeciętnie zjada o 30 proc. więcej, niż potrzebuje ich organizm. We francuskiej diecie jest dużo warzyw, często zmiksowanych w formie zup. Ja mogę je jeść na okrągło i to dla mnie najlepsze źródło witamin. Bardzo ważny jest też ruch. Nie chodzi o to, żeby trenować przez dwie godziny dziennie na siłowni jak Madonna. Wystarczy regularny spacer, narodowy sport Francuzek. Najlepiej na czczo, jeszcze przed śniadaniem, bo wtedy organizm spala rezerwy tłuszczu, i wieczorem. Ja codziennie spaceruje godzinę rano, godzinę o piątej i godzinę po kolacji. Nawet dzisiaj, po przylocie do Warszawy, udało mi się wyrwać na półgodzinny spacer po Ogrodzie Saskim.

Ubranie potrafi odjąć lat?
Tak, a z przykrością zauważam, że wiele kobiet w moim wieku jakby odpuszcza i ubiera się byle jak. Stylowo i młodo można wyglądać niezależnie od metryki. Ja nawet do samolotu nie wsiadam w dresie, bo uważam,że to brak szacunku dla innych ludzi. Ubieram luźne spodnie, mokasyny, na szyję zarzucam kaszmirowy szal, który dodatkowo chroni mnie przed klimatyzacją. Wygodnie, na luzie, ale nie niechlujnie. Klasyka zawsze się sprawdza, bo jest ponadczasowa, a ubrana w nią kobieta bez wieku. Dlatego dobrze mieć w szafie porządny płaszcz czy marynarkę tak jak każda rodowita Francuzka. Inwestuje ona w kilka luksusowych klasyków, w których chodzi po kilkanaście, nawet kilkadziesiąt lat.

A włosy?
Często kobiety po pięćdziesiątce drastycznie zmieniają fryzurę, myśląc, że pewnych rzeczy im już nie wypada. A czas nie wymaga gruntownych metamorfoz. Jeśli jakaś fryzura ci pasuje, możesz nosić ją przez całe życie, tylko delikatnie modyfikując. Czasami skrócenie o kilka centymetrów potrafi odjąć pięć lat. Francuzki zazwyczaj nie boją się też siwych włosów. W ładnym odcieniu, zadbane nie postarzają, za to wyglądają niezwykle szykownie.

Jak Francuzki dbają o skórę?
Uwielbiamy bezpieczną pielęgnację. We Francji najpopularniejsze kosmetyki to apteczne. Zwracamy uwagę, aby nie było w nich szkodliwych składników. I często wybieramy domowe sposoby, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mój to letnia maska z miodem, ogórkiem i truskawkami, która w kilkanaście minut przywraca skórze świeżość. Raz w tygodniu przecieram też twarz połówką cytryny i po 10 minutach przemywam wodą. To najlepszy sposób na złuszczenie naskórka.