"Bez sześciopaku można być szczęśliwym" pisała w maju Ania Lewandowska w swoich postach na blogu, Facebooku, Instagramie. Internet przeciera oczy ze zdziwienia. Jedna z naczelnych trenerek tego kraju, która jeszcze przed chwilą głosiła peany na cześć diety wege i była motywacyjną fit maszyną, zaczęła przyznawać się  do bekonu na śniadanie i odczarowała tkankę tłuszczową, twierdząc, że jest nam przecież do czegoś potrzebna. Zwrot o 180 stopni czy zdrowy balans? "Jesteś w ciąży?", "Jesteś chora?" - pytają internauci. Niesamowite, jak z pozoru zdroworozsądkowa deklaracja wzbudziła dyskusję w sieci. Dziś wiemy, że nie bez kozery. Anna Lewandowska jest w ciąży, co może świadczyć o tym, że majowy zwrot w dietetycznych deklaracjach był częścią planu na dziecko. Nowe postulaty Ani wstrzeliły się też w nastroje społeczne. Dlaczego?

Anna Lewandowska w modnym płaszczu od polskiej marki. Kupicie go teraz za niższą cenę >>

1. Dziewczyny są zmęczone

Mamy dość fitnessowej tresury - chcemy celebrować życie i mieć prawo do słabości. Z każdej okładki każdego czasopisma, z każdego programu śniadaniowego, z każdego serwisu internetowego dociera do nas milion informacji na temat tego, co warto jeść, co redukować, jak urozmaicać trening, jak poprawić wyniki, jak być coraz lepszą, co pomoże, co zaszkodzi i skąd sprowadzić kolejne nasiona, które mają zdziałać cuda, ale o kraju ich pochodzenia nikt jeszcze nie słyszał. Stop. Uff. Potrzebujemy oddechu i balansu, nie presji. To dlatego nawet na Instagramie Ani Lewandowskiej posty, jak odpoczywa nad wodą albo uśmiechnięta wgryza się w arbuza mają zdecydowanie więcej polubień niż siódme poty wylewane na treningu.

2. Dziewczyny coraz więcej wiedzą

Jasne, nie rozłożymy się teraz na leżakach, sącząc tylko wodę kokosową. Jesteśmy już na tyle świadome, że dobrze wiemy, że ruch jest nam potrzebny i wpisał się on już na stałe w nasz styl życia. Biegamy, pływamy, jeździmy na rowerze, bo wtedy czujemy, że żyjemy. Ale wymagamy, żeby aktywność fizyczna sprawiała nam też przyjemność. Uwielbiamy czytać o nowych rodzajach jogi, satysfakcję sprawiają nam spacery i wiemy już, że każdy trening wymaga regeneracji organizmu.

Świadomie też układamy dietę. Pudełka z cateringiem rozpisane na masę ciała i bezsensowne liczenie kalorii są passé. Tak samo jak dążenie za wszelką cenę do sylwetki rodem z Photoshopa. Teraz czerpiemy radość z porannego przygotowania kolorowych smoothies, zdrowych pikników na trawie połączonych z grą w badmintona w parku. Lubisz siłownię i dobry wycisk? Ok, to świetnie. Wolisz chi running? Równie dobrze.

3. Dziewczyny mają dość nieskazitelnych autorytetów

To dlatego modelki plus size coraz częściej obsadza się w kampaniach reklamowych. To dlatego bieliźniana marka Aerie nie fotoszopuje rozstępów swoich modelek, a coraz więcej treningowych tutoriali w sieci prowadzą wysportowane, ale nadal niedoskonałe dziewczyny. To już zmierzch ery wzorowych trenerek - wysmarowanych bronzerem, uśmiechających się sztucznie z okładek magazynów. Na Instagramie coraz częściej śledzimy konta ślicznych dietetyczek, aktywnych mam i sportsmanek a nie fit-modelek.  Chcemy być normalne i zdrowe - w życiu jest za dużo wyzwań, by na każdym polu dążyć do perfekcji. Co więcej - chcemy mieć prawo do błędów i cheat days. Dlatego będziemy świętować Międzynarodowy Dzień Pizzy, by potem z podwójną motywacją ale bez wyrzutów sumienia wrócić do diety roślinnej/paleo/wegetariańskiej. Najważniejsze - takiej, z którą czujemy się świetnie w swoim ciele.