Paweł Huelle wydał właśnie swoją najnowszą powieść „Śpiewaj ogrody”. Spotkałyśmy się z nim w warszawskiej kawiarni „Literatki”, żeby porozmawiać o książce, muzyce, kobietach i erotykach, które pisze do szuflady.

„Śpiewaj ogrody” to wielowątkowa historia pewnego domu i jego mieszkańców. Jak w szkatułce, mistrz opowieści prowadzi od jednej historii do drugiej, a losy bohaterów i XVII-wiecznego dziennika francuskiego mordercy łączą się ze sobą na tle burzliwej historii miasta Gdańsk.

Lata 30. Podczas jednego ze słynnych przedstawień Wagnera w sopockiej Operze Leśnej, Ernest Teodor zakochuje się w pięknej Gretchen. Dla niej komponuje. Odnaleziona przypadkiem opera Wagnera - mistrza, którego ukochali sobie naziści - zmieni ich życie na zawsze. Ernest Teodor nie chce oddać opery, nie chce dać się uwieść zbiorowemu szaleństwu. Zrekonstruowana partytura idzie do szuflady. Jak mówi autor, stanie się ona siłą fatalną dla bohaterów i wielką zagadką powieści.

Wolne miasto Gdańsk przestaje istnieć. Zawierucha wojenna, obóz i Syberia. Gretchen zostaje sama i czeka na powrót męża. Zamiast ukochanego zjawiają się sublokatorzy z kwaterunkiem. Piękne ogrody przechodzą we władanie świń i kur. Tak rozpoczyna się przyjaźń między młodym Polakiem, a fascynującą kobietą. Przyjaźń, która zmieni życie obojga. Chłopiec, nawet gdy się wyprowadzi będzie nadal przyjeżdżał do tego domu przy Polankach, z którego już wszyscy się wyprowadzili. Chłopiec, który dorasta w powojennej rzeczywistości przyjeżdża po historię. Po muzykę, która jest obecna we wszystkich wątkach powieści.


Dlaczego muzyka jest tak ważna?

Muzyka jest ważna tak jak miłość. Nie ma miłości bez muzyki. Uważam, że miłość jest muzyczna. Tu nie chodzi o to, że tańczyłem kiedyś tam z jakąś dziewczyną. Erotyzm i seks ma w sobie coś muzycznego. Jeżeli jest udany seks, czy udany erotyzm - to jest to muzyka.

Chodzi o harmonię?

Tak, chodzi właśnie o tę harmonię. O to żeby się zgrać, żeby współbrzmieć. Innymi słowy, aby skrzypce nie były kontra fagotom. I to jest geneza tej książki. Jedna z kilku.

A jaka jest dla Pana muzyka miłości?

Wolę skrzypce niż fortepian.

Czy to jest może Wagner?

(śmiech) Nie! Broń boże! Ja bardzo nie lubię Wagnera. Tutaj podzielam zdanie Stefana Kisielewskiego, który powiedział: „Opera? Opera to przecież potworna nuda!” A Wagnerowskie opery już w ogóle są okropne! Zresztą nie lubię go podobnie jak bohater mojej powieści. Mimo, że podejmuje się zrekonstruowania zaginionej opery, nie lubi Wagnera.

Daje się uwieść muzyce?

Tak, daje się uwieść, ale tylko tej jednej melodii! Ogólnie nie lubi Wagnera i ciągle z niego szydzi. Przypomina innym to, co powiedział o nim Tołstoj, co powiedział Schopenhauer.

A jaką Pan lubi muzykę?

Głównie barokową. Bo ja lubię zakrętasy i zawijasy. Ozdobniki. Muzyka przezwycięża nasze poczucie twardości, nicości istnienia, marności istnienia. Bo życie jest trudne. Ja tutaj nie chcę waszych czytelników martwić, ale życie czasami naprawdę jest okropne, beznadziejne, żmudne i nudne. A muzyka jest tym elementem, który wprowadza jakieś światło. Element nadziei i nie wiem, czego jeszcze. Ale dzięki temu można przeżyć.

Czy słucha Pan muzyki podczas pisania?

Słucham bardzo dużo muzyki na co dzień, ale jak piszę, to nie mogę nic słuchać. Muszę mieć absolutną ciszę. Oczywiście jakieś dźwięki ze świata zewnętrznego docierają, ale to wszystko. I piszę zawsze nocą.

Ma Pan - tak jak Marcel Proust - specjalny, wyciszony pokój do pisania?

Nie mam takiego pokoju. Nie mam tylu pieniędzy, co Proust. 

Pisze pan na maszynie, na komputerze czy ręcznie?

Zwykle pisałem na komputerze, ale teraz ze względu na niedowidzące oko coraz częściej piszę ręcznie. Ale potem i tak muszę siąść do komputera i to przepisać. Chociaż bardzo lubię pisać piórem. To jest pisanie wolniejsze. To jest pióro, stalówka, atrament... Najchętniej piszę brązowym.

Kiedy Pan siada do pisania?

Kiedy mam już ułożoną całą historię. To jest oczywiście zgubne. To jest przeciwko mnie, bo jak już wymyślę całą historię, to mi się nie chce już jej zapisywać. Bo niby po co? Tylko dla pieniędzy i dla wydania. Uwielbiam pisać opowiadania. Nie cierpię pisać powieści.

Przyznał się Pan kiedyś, że pisuje erotyki do szuflady. Nie kusi Pana, żeby je teraz wydać, kiedy jest taki duży popyt na literaturę erotyczną?

Kusi... ale myślę, że raczej będę je pisał do szuflady.

Czy ktoś je czyta?

Czasami czytają te erotyki dwie kobiety. Tyle mogę powiedzieć. Ale też nie czytają wszystkich! Niektóre wsadzam do szuflady i zamykam na klucz.