Myślałam, że głównie jesteś aktorem. Jednak w teatrze Studio reżyserujesz spektakl „Jednocześnie”. Opowiada o mężczyźnie, który pewnego dnia zaczyna rozumieć i czuć zbyt wiele. To mu uniemożliwia normalne życie. Dlaczego wybrałeś akurat tę sztukę?
ŁUKASZ GARLICKI Pod pozorem chaplinowkiej groteski sztuka Jewgienija Griszkowca opowiada o poczuciu niedopasowania i samotności. O tym, że próbujemy dogonić rzeczywistość, a ona jest zawsze pięć minut przed nami, bo ma tyle aspektów, że nie da się ich naraz złapać i opowiedzieć. Świadomość tego jest bliska szaleństwu. Jakby to powiedzieć, żeby nie wyjść na szaleńca...

A czemu, żeby nie wyjść na szaleńca?
A właściwie czemu nie, niech będzie. Wrażliwość inteligentnego człowieka ma wiele wspólnego z wrażliwością wariata. Ten stan, kiedy myślisz: czy ja już jestem nienormalny? Czy ja jeszcze ogarniam rzeczywistość? O tym jest mój spektakl.

A na ile jest o Tobie?
W 100 proc. ten spektakl jest o mnie. Gdybyś porozmawiała z Łukaszem Simlatem, który gra ten monodram, powiedziałby, że jest też bliski jemu.

A dlaczego on gra, a nie Ty?
Uwielbiam pracować z Łukaszem i patrzeć, jak on gra. Uważam, że robi to o wiele lepiej niż ja.

Jesteście przyjaciółmi?
Rozumiemy się w pół zdania. Znamy się od czasów szkoły teatralnej, byliśmy na jednym roku. Skończyliśmy wydział aktorski, ja poszedłem na reżyserię i nie wyobrażałem sobie swoich spektakli egzaminacyjnych bez udziału Łukasza Simlata. Czułem, że on jest moim porte-parole.

Łukasz Garlicki: Życie z widokiem na sufit - Czytaj dalej >>