Elle 1/2017

Kalifornia. Wieczór wyborczy. W typowej amerykańskiej rodzinie z klasy średniej w lodówkach chłodzą się szampany. Zrelaksowani sąsiedzi, przyjaciele wraz z gospodarzami gromadzą się przed gigantycznym ekranem telewizora. Dom przystrojony balonami, serpentyny są już w pogotowiu. Bo przecież jest oczywiste, że wygra postępowa Hillary Clinton. Kiedy stacje telewizyjne podają pierwsze wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, wszyscy siedzą w osłupieniu. Przecież to jest kompletnie niemożliwe! Wygrywa mizogin, homofob i rasista. Seksista, który mówiąc o kobietach, używa sformułowań „grubaska”, „świnia”, „flejtuch”. Człowiek, którego ulubioną zabawą jest prymitywna gra „laska czy pasztet” – gdybyś miała wątpliwość, o co chodzi, to gra w ocenę przydatności seksualnej kobiet. OMG! Przecież wszyscy głosowaliśmy na Hillary…
Jestem w Stanach Zjednoczonych tydzień po wyborach. Kalifornia protestuje, nieomal każdego dnia na ulice wychodzi kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy osób. W lokalnej telewizji widzę przerażoną kobietę, która mówi, że nie wie, jak ma teraz wytłumaczyć 10-letniej córce, co się stało. Dlaczego prezydentem zostaje prymitywny macho. Wykształcona Ameryka jest w szoku i długo się z niego nie otrząśnie. Hillary Clinton nie wystarczyły głosy oświeconego Nowego Jorku czy stanu Kalifornia. Za Trumpem zagłosował nieomal cały środek Stanów Zjednoczonych. Trumpa poparły kobiety, bo nie chciały głosować na inną kobietę. Nie wierzyły, że na czele mocarstwa może stanąć jedna z nich. Trumpa wybrały kobiety, które nieomal codziennie doświadczają przemocy seksualnej, lekceważenia i pogardy od mężczyzn. Seksizm jest wciąż na wielu sztandarach. Smutna, przerażająca rzeczywistość.
W tym numerze ELLE dyskutujemy o solidarności kobiet. O tym, jak jesteśmy wychowywane i jakimi wartościami kierujemy się w życiu. Dlaczego w najważniejszych momentach mamy problem z obiektywną oceną sytuacji, dlaczego boimy się samodzielnie myśleć. Co zrobić, byśmy wierzyły w siebie nawzajem i  się wspierały? Byśmy w końcu przestały myśleć o sobie w kategoriach „wiecznej rywalki”, tylko nauczyły się współdziałać. Kurz po amerykańskich wyborach zaczyna opadać. Ale problemy zostają. Również w Polsce. Spotkana w Kalifornii Polka, z którą rozmawiam o wygranej Trumpa, mówi krótko: „Trzeba poważnie pomyśleć o edukacji kobiet. Jesteśmy ogromną siłą. Trzeba tylko wiedzieć, jak ją wykorzystać”.

Monika Stukonis

Redaktor Naczelna