Elle 1/2016

W piątek 13 listopada wieczorem piję ze znajomymi wino. Śmiejemy się, przekomarzamy. W ciągu paru chwil wyparowują problemy kończącego się tygodnia. Jest dobrze. Spokojnie, cudownie. Sobotni poranek, pierwszy serwis informacyjny. Następny i następny. Palce coraz bardziej nerwowo przesuwają się po klawiaturze. Szok, paraliż, niedowierzanie. Zastygam. Masakra w Paryżu! Islamscy terroryści atakują zwykłych mieszkańców miasta jednocześnie w sześciu miejscach. Mnóstwo zabitych i rannych. Dwa lata temu podczas paryskiego tygodnia mody mieszkałam 200 metrów od sali koncertowej Bataclan, znam doskonale okolice placu Republiki. Mam tam swoje ulubione kawiarnie i butiki. Dziesiątki razy zadawałam sobie pytanie o to, czy na pewno jestem bezpieczna. Ale takie samo pytanie mogę zadać sobie na ulicach Londynu, Brukseli, Berlina czy Rzymu. Nie chcę się bać, ale się boję. Pamiętam słowa Oriany Fallaci tuż po 11 września: „Są tacy ludzie, którzy czują się uprawnieni do tego, żeby zabijać was i wasze dzieci tylko dlatego, że pijecie wino lub piwo, chodzicie do teatru lub kina, nosicie minispódniczki albo krótkie skarpetki, kochacie się, kiedy chcecie, gdzie chcecie i z kim chcecie”. Łapię się na tym, że w piżamie wciąż siedzę przed laptopem. Odruchowo sprawdzam, czy znajomi z Paryża są bezpieczni. Na jednym z portali społecznościowych pojawia się funkcja odznaczenia swojego bezpieczeństwa. Ulga. Słowa, które piszę, ukażą się drukiem dopiero za dwa i pół tygodnia. Mam nadzieję, że w tym czasie nic podobnego się nie wydarzy. Ten wstępniak miał być zupełnie o czymś innym. O tym, czym będziemy się zachwycać w 2016 roku. Życzę nam, byśmy nadal zachwycali się wolnością i spokojem. Chcę w to wierzyć. Muszę wierzyć!

Monika Stukonis

Redaktor Naczelna ELLE