Dlaczego niektóre uczucia mają zły PR?

DANUTA GOLEC Bo ludzie popełniają błąd w myśleniu. Lęk, wstyd, złość czy zazdrość mogą powodować dyskomfort. Są bolesne. Ale to nie znaczy, że trzeba je tłumić, sprawiać, żeby ich nie było. Jedna z moich pacjentek po jakimś czasie terapii odkryła, że w życiu istnieje coś takiego jak dyskomfort i że nie jest to jeszcze koniec świata.

Że nie wszystko musi być miłe.

I wcale nie jest tak, że niemiłe uczucia są bezwartościowe. Wyobraźmy sobie, że zaczyna boleć nas ręka i ucinamy ją… Dlaczego nie robimy tak z ciałem, a z psychiką tak? Taka strategia niesie z sobą same kłopoty. Wszystkie uczucia są potrzebne. I pełnią ważną funkcję. A ten zły PR zasadza się na nieporozumieniu – wprowadzaniu ograniczeń na przeżywanie uczuć, a nie na ich wyrażanie.

To prowadzi do nerwicy…

Albo depresji lub innych problemów wewnętrznych. Tymczasem rozwój psychiczny polega na tym, żeby dopuszczać do siebie jak najwięcej różnych uczuć. Zastanówmy się, ile dzieł Szekspira by powstało, gdyby unikał niewygodnych emocji. Gdyby nie potrafił ich przeżywać ani nie znał na tyle, by dać im artystyczny wyraz.

Powstałyby dzieła 1D.

Półka byłaby pusta, bo nawet komedie są pełne wyczerpujących uczuć. Dojrzałość polega na tym, że potrafimy je przeżywać i wytrzymywać.

Co to znaczy?

Ważne jest to, żeby nie tylko spiąć się i przetrwać, ale też pomieścić w sobie te uczucia. Czyli znaleźć albo zbudować w swoim świecie wewnętrznym taki pokój dla nich. Pobyć tam z nimi, obejrzeć je, pomyśleć o nich. A potem się zastanowić, co chcemy z nimi zrobić. Zostawić je w sobie czy jakoś wyrazić? A jeśli tak, to jak? Niektórzy nie mają takiego pokoju, więc uczucia zaczynają nimi miotać. Czasami przejawiają się w ich ciele. Natychmiast muszą być rozładowane, wyrzucone albo przeciwnie – stłumione. Niedawno usłyszałam ciekawe porównanie: emocje są jak tunel, a my jak pociąg. Bycie z emocjami oznacza, że wjeżdżamy do tunelu i chcemy go przejechać, bo wiemy, że na końcu jest światło. Ludzie często zapominają o tym, że emocje przemijają. A lepiej przejechać ten tunel, niż szukać w amoku przypadkowych dróg wyjścia.

Albo wyskoczyć z pociągu.

I wpakować się w jakieś chaszcze, byleby tylko się wydostać. Lepiej usiąść i pomyśleć: „Jest ciemno, niewygodnie, trochę to trwa, ale minie”. Jeśli możemy myśleć o swoich uczuciach, to okazuje się, że ta jazda jest do zniesienia.

Trudno mi sobie wyobrazić, że jestem w szale i zastanawiam się, jak wyrażać i komunikować swoją złość.

Na tym polega umiejętność pomieszczania w sobie uczuć. I rozwój psychiczny. Zdarza się, że nie potrafimy zrobić tego sami. To nie znaczy, że musimy biec na terapię, ale przydałby się ktoś, kto sobie z tym radzi. Małe dziecko pójdzie do mamy, żeby je przytuliła, starsze opowie jej, co się stało. A dorosły zadzwoni do przyjaciela i powie: „Słuchaj, musimy pogadać, bo zaraz mnie rozniesie!”. I po takiej rozmowie, nie wiedzieć czemu, jest lżej. Dojrzała osoba przeważnie pomieści większość uczuć.

Kiedy zaczynają się problemy?

Gdy ktoś nie dopuszcza do siebie uczuć. Chce zrobić tak, żeby w jego życiu nie pojawiały się sytuacje nie do zniesienia. To świetny sposób na wyhodowanie różnych kłopotów, np. można się uzależnić od używek lub leków. Zdarza się, że to działa przez jakiś czas, ale niesie z sobą konsekwencje: człowiek przestaje się rozwijać, a problemy nie rozwiązują się, co więcej – powstają nowe. Bo jeśli ktoś chce wyciąć jakieś uczucia, nie potrafi zrobić tego wybiórczo – przestanie dobrze widzieć rzeczywistość.

Mam wrażenie, że ludzie albo całkowicie tłumią te emocje, albo nadmiernie je eksponują. Albo milczą, albo są jak włoskie małżeństwo. Nie ma półśrodków.

Dużo zależy od tego, co działo się na początku naszego życia. Czy rodzice umiejętnie wprowadzili nas w świat uczuć – nauczyli je rozpoznawać, nazywać i przeżywać. Czyli nauczyli nas przejeżdżać przez tunel. Kiedy wiemy, jak nazywać uczucia, łatwiej jest nam sobie z nimi radzić – lęk nas nie paraliżuje, a zazdrość nie osiąga takiego poziomu, że chcemy kogoś zabić. I nie trzeba kończyć studiów psychologicznych ani być po terapii, żeby to zrozumieć.

Pierwsze uczucie, które pojawia się w naszym życiu, to lęk.

Podczas narodzin zalewa nas taka fala bodźców – światło, dźwięk, zimno, oderwanie od matki – z którymi nie możemy sobie poradzić. To jest podstawa lęku automatycznego, takiego jak w przypadku ataku paniki. Po jakimś czasie zastępuje go lęk sygnałowy, czyli przeczucie niebezpieczeństwa. Na przykład mamy wystąpić publicznie, wiemy, że będzie to dla nas stresujące, więc się nastawiamy. I to już jest pewne osiągnięcie. Nie ma ataku paniki, można przygotować się do takiego stanu emocjonalnego.

Znów nazwanie emocji sprawia, że łatwiej jest sobie  
z nimi poradzić.

Tak, bo jeśli je wypieramy, ale i tak stajemy w świetle reflektorów, to lęk nas zalewa i nie ma już miejsca na myślenie, tylko na ucieczkę. Bez względu na to, czy chcę widzieć jakieś uczucie, czy nie, ono i tak się pojawi.

Po co nam w ogóle niewygodne uczucia? Na przykład  
taka zazdrość.

Badacze ewolucji są zgodni: osobniki, które nie odczuwają zazdrości, nie są naszymi przodkami. Dobór naturalny preferował zazdrośników, bo byli skuteczniejsi w podtrzymywaniu gatunku. Oczywiście są inne wzory zazdrości u kobiet i mężczyzn, bo ci drudzy byli zazdrośni o seksualność, a te pierwsze o uczucie i troskę.

To nam chyba trochę zostało.

Tak, bo nasz mózg nie składa się tylko z kory, ale też np. z części, która nazywa się potocznie gadzim mózgiem. To znaczy, że jest taki poziom, na którym uczucia uaktywniają się automatycznie – szczególnie zazdrość. I dziś jest ona dokładnie po to, po co była kiedyś: zwiększa prawdopodobieństwo przekazania genów. Mężczyzna ma pewność, że wychowuje swoje dzieci, a kobieta – że jej potomstwo będzie miało ochronę. Poza tym rozwojowo to wcale nie jest złe uczucie.

No i występuje nie tylko w związkach, ale też w pracy. Zazdrość może chyba motywować – jeśli np. ktoś imponuje mi tym, jak pisze.

Proszę się tego nie bać. Zdrowi ludzie mówią: „Ale ci zazdroszczę, że ci to wyszło”. Jeśli rozpoznamy zazdrość  
i zdrowo ją opracujemy, może nas motywować. Na przykład widzę, że koleżanka świetnie się ubiera. Lepiej pogadać z nią o tym, jak ona to robi, niż wylewać na jej bluzkę kawę. Doprowadzenie do tego, że jeśli ja czegoś nie mam, to inna osoba też nie będzie tego miała, to niezdrowe rozwiązanie. Najbardziej patologiczną zazdrością jest zespół Otella – ktoś gotów jest zabić z zazdrości. Ale to rzadkie przypadki. Grunt, żeby nie udawać, że takich brzydkich uczuć to my nie przeżywamy! Bo szkodliwsze niż odczuwanie zazdrości jest myślenie, że jest nam ona obca.

A wstyd?

Zdolność do przeżywania go jest bardzo ważna. Oznacza, że ktoś umie pokazać swoje słabsze strony, być miękki, bezbronny. Jeśli tego nie potrafimy, innym trudno jest zbliżyć się do nas, zaprzyjaźnić się z nami. Więc jeśli źle radzimy sobie ze wstydem, warto się temu przyjrzeć.

Ale rozumiem, że skoro istnieje, to jest potrzebny?

Oczywiście! On jest trochę jak ból – czasami może nam podpowiedzieć, kiedy się nie wystawiać. Jeśli np. mam 170 cm wzrostu, to nie będę mieć 190 i nie zacznę grać w koszykówkę! Bo będę czuła się zawstydzona, jak wyjdę na boisko. Dzięki wstydowi łatwiej ocenić swoje możliwości. I wybierać te sfery, w których czujemy się pewniej.

 To teraz moja ulubiona: złość.

Przy tym uczuciu najwyraźniej możemy rozróżnić przeżywanie od wyrażania. Mnie złoszczą różne drobne rzeczy, np. jak ktoś jest powolny. Tylko do męża zdarza mi się mówić: „Pośpiesz się trochę, bo już nie mamy czasu”. Jeśli jest to kelnerka  
w restauracji, rejestruję jej zachowanie, ale na nią nie krzyczę. I ja to pomieszczę, nie będę o tym myślała do końca obiadu. Problemem byłaby reakcja na coś takiego za każdym razem czy myślenie o niej godzinami.

Obserwuje Pani swoją złość, zawsze zastanawia się, skąd ona się bierze. I co dalej?

Nic! Można pomyśleć: „O, znowu to samo, popatrz!”. Trochę się z tego pośmiać, zdystansować i współczuć tym powolniejszym osobom – albo sobie, że mamy takie turbodoładowanie. Można poprowadzić z sobą dialog, dzięki któremu następnym razem złość będzie trwała krócej. I nie marnować energii na to, żeby się przed nią bronić.

Co, jeśli ktoś ma krótki lont?

To znaczy, że nie rozumie własnych uczuć. I podejmuje szybko różne działania, które mają sprawić, że sytuacja się zmieni. Wtedy trzeba pracować nad tą małą pojemnością. To, co nam daje możliwość myślenia o uczuciach, to szansa na zaplanowanie jak najmniejszych strat: zawsze kiedy na małej powierzchni spotykają się ludzie, rozpętuje się burza emocjonalna. To może być Irma albo Katrina. Tę pierwszą w Stanach przewidzieli i prawie nikt nie zginął.

A w związku?

To co innego, bo w relacji miłosnej złość się zwykle nakręca. Nie jest tak, że wstaję rano, całuję partnera, robię śniadanie i nagle szał. Zazwyczaj jest tak, że od słowa do słowa, po drodze jest zwykle możliwość pomyślenia, ale często z niej rezygnujemy i pozwalamy sobie na tę złość. Bo wiemy, że związek i tak przetrwa. Mało tego: jak ludzie się pokłócą, to tragedii nie ma. Czasami po kłótni nawet lepiej się czują. Ważne, żeby się zastanowili, do kogo w tej kłótni mówią, i znaleźli formę dopasowaną do osoby. Bo jak jest tylko szał, to idzie się jak burza. I już nic nie jest ważne.

Strasznie wyczerpujące te uczucia.

Oczywiście. Ale kto powiedział, że życie ma być niewyczerpujące? Dyskomfort jest jego częścią, trzeba go w nie wpisać, uczyć się, jak go znosić. W relacjach też: dobrze, żeby w związku pojawiały się różne przyprawy, a nie tylko misiaczki – nie możemy bez przerwy się do siebie tulić, bo to staje się nudne! Ja z racji zawodu nie jestem zainteresowana sprawianiem, aby życie było mniej bolesne i bardziej wygodne. Interesuje mnie wzmacnianie i leczenie zdrowia psychicznego.

W takim razie co robić?

Nauczyć się myśleć o uczuciach. Zastanowić się, co ja tak naprawdę czuję. I co z tym chcę zrobić. Przeżyć to w samotności czy zaprosić kogoś do tego pociągu? A tak ogólnie to dzięki temu myśleniu i obserwowaniu własnych uczuć możemy lepiej zrozumieć dzieła Szekspira. Pójdziemy do teatru i nie będziemy się zastanawiać, co oni na tej scenie wyprawiają, tylko zobaczymy całą wielowymiarowość swojego życia.

LEKCJE Z EMOCJI

Te książki pomogą ci odnaleźć się  w świecie trudnych uczuć >>>