Wywiad z Dawidem Podsiadło - rozmawia Anna Luboń

 

Wszyscy się zakochają w Twojej nowej płycie.

Dawid Podsiadło: Obiecujesz? Ale super! Który utwór najbardziej cię poruszył?


„Dżins”. Poczułam się, jakbym była w liceum i właśnie miała się zakochać. 


Ta piosenka opowiada historię mojej pierwszej miłości. Nieszczęśliwej, dodajmy. Miałem 15 lat, a ona była pierwszą osobą spoza rodziny, której wyznałem uczucie. Dla niej napisałem pierwszy utwór. „Dżins” to historia opowiedziana nie tylko z perspektywy zakochanego nastolatka, lecz także tego, co stało się z nami później. Spotkaliśmy się jako dorośli i okazało się, że wprawdzie na zawsze pozostanie między nami nić sympatii, to jednak jesteśmy sobie już kompletnie obcy. 


To prawda, że bardziej twórcze są ­nieszczęśliwe miłości? 

Potrafię pisać też utwory o szczęśliwej miłości, na co dowodem jest „Bela” z mojej drugiej płyty. To pozytywna opowieść o wieloletnim związku. O tym, jak przyjemnie jest, kiedy ktoś mówi przy tobie przez sen... Ale nieszczęśliwe miłości są intensywniejsze i... no cóż, jest ich więcej, więc częściej prowokują do komentarza. Artysta może takie doświadczenia przełożyć na swoją twórczość, to pomaga. Zostawiasz to, co się wydarzyło już na zawsze w piosenkach. 


Kiedy śpiewasz, nie wraca ból?


Wraca, ale tym lepiej dla wykonania (śmiech). Dzięki temu występ jest autentyczniejszy. 


Zrobiłeś sobie prawie dwuletnią przerwę w publicznej obecności. Udało Ci się w tym czasie odzyskać anonimowość? 


Przeciwnie: uświadomiłem sobie brak prywatności. Przestałem się pojawiać w życiu publicznym w kontekście ­zawodowym, a i tak mnie obserwowano, robiono zdjęcia, ­zaczepiano. Okazuje się, że ja i mój wizerunek to jedność, Dawid Podsiadło nie jest już tylko mój, prywatny. 


To Cię przeraża czy bardziej śmieszy?


Ciekawi. Na razie jeszcze łatwo uciec, za granicą jestem ­anonimowy. Ale ja nie chcę wyjeżdżać ani nawet od tego uciekać. Nie mam do popularności negatywnego ani pozytywnego stosunku. Siła moich marzeń, by grać, dała mi mentalną gotowość na to, co się dzieje, mimo że nie miałem pojęcia, jakie to przybierze rozmiary i kształt. 


A jednak tam, gdzie nie śpiewasz o miłości, krytycznie rozprawiasz się z tematem popularności. 

o nie jest cała prawda o mnie. Stworzyłem bohatera swoich tekstów, ale nie jest on w stu procentach mną. Przerabiam ­na nim pewne możliwości. Zależało mi, żeby pokazać, jakie mogę mieć problemy na co dzień, ale nie z pozycji oskarżenia, tylko osoby, która obserwuje. Wiem, że już nie zmienię tego, że jestem rozpoznawalny, i raz na zawsze straciłem anonimowość. I nawet to lubię. 


Lubisz, bo?


Zawsze mi zależało, żeby wszyscy mnie lubili. A teraz zostało to zwielokrotnione. 


Dlaczego chciałeś, żeby wszyscy Cię lubili?


Od kiedy pamiętam, miałem problem z tym, że komuś nie pasuję. Uważałem się za człowieka w porządku, nierobiącego nikomu krzywdy, nieraniącego, więc dlaczego ktoś ma do mnie pretensje? Zależało mi, żeby myślano o mnie dobrze. Choć kiedy zacząłem karierę, przekonałem się, że nie zawsze tak będzie.


A Ty lubisz ludzi?


Często mówię, że nie, ale to nieprawda. Wydaje mi się, że lubię. Mówię tak, żeby się bronić, odciąć. 


Tęsknisz za tym, żeby, jak śpiewasz: „Na stary rower wsiąść, zamieszkać w kamienicy”? 

Nie jeżdżę rowerem, tylko uberem albo samochodem, jeśli jest gdzie zaparkować. Ale mam zamiar kupić rower. 


Dokąd jeździsz? Jak wygląda Twoje życie w Warszawie? 


Uwielbiam to miasto, jego możliwości kulinarne, gastronomiczne. Mieszka tu mnóstwo moich znajomych, mam dostęp do miejsc, w których mogę tworzyć. Lubię też spacerować – jeśli od celu dzieli mnie 20 minut piechotą, idę. Czuję się tu swobodnie, mieszkam w starej kamienicy na obrzeżach parku, jest tam bezpiecznie i cicho.


Masz w domu dużo rzeczy?


Szczelnie wypełniam 80 mkw. Oprócz mnie nikt by się nie zmieścił. Miejsce zajmują kwiaty, gry planszowe i wideo, które kolekcjonuję. Mam mnóstwo ciuchów. I stanowiska rozrywkowe: klawisz z kompem, który służy do tworzenia muzyki, komputer do gier i główne centrum: 65-calowy telewizor, dwie kolumny, adapter… 


To bardziej wygląda na mieszkanie chłopaka niż dorosłego mężczyzny. 


Bo może to jest mieszkanie chłopaka? Chociaż gry staram się ukrywać (śmiech). Mam też fajne meble, które trochę postarzają przestrzeń. 


W teledysku do „Małomiasteczkowego” przesadzasz drzewo z małego miasteczka w industrialną, wielkomiejską przestrzeń. Siebie też tak przesadziłeś?


Nie, ja ciągle tkwię korzeniami w Dąbrowie Górniczej, gdzie się wychowałem. Tam się czuję najlepiej. 


Przed chwilą mówiłeś, że Warszawa jest wspaniała.


Tak! I właśnie uświadomiłem sobie, że będąc w Dąbrowie, tęsknię za Warszawą. Ale nigdy nie pozbędę się tego wspaniałego uczucia, jakie mam, będąc w domu, że znam każdy kąt miasta. Warszawa jest jeszcze dla mnie tajemnicą, ma wiele zagadek. Tam wychodzę przed blok, mogę stać dwie godziny i czuć się bezpiecznie. 


Małomiasteczkowe jest lepsze?


Każde jest dobre, nie ma sensu udawać, że jesteś z wielkiego miasta, jeśli jesteś z małego. 


Miewasz jeszcze momenty, że czujesz się tu obco?


O jednym z takich momentów opowiadam w „Małomiastecz­kowym”: „Wybrałem na siłownię strój”. I wtedy do mnie dotarło, że nigdy nie będę tak ładny jak ludzie stąd, superwysportowani, pięknie umięśnieni, którzy chodzą biegać o szóstej rano. A ja, nawet jeśli włożę te superciuchy, jestem sobą, a nie kimś takim jak oni, ładnym. 


Przecież jesteś ładny.


Tak? Dziękuję. Ostatnio wydaję się sobie średnio atrakcyjny. Zresztą nie jestem przesadnym fanem swojej urody. Ale mam momenty, że siebie lubię. 


Masz powodzenie u kobiet?


Tak. Nigdy nie miałem z tym wielkiego problemu. Nie działam na wszystkie kobiety, ale też nie jestem typowym samcem. Nie wychodzę z inicjatywą, mam w sobie niepewność. 


Jesteś feministą?


No właśnie tak! Jestem dużo większym fanem kobiet niż mężczyzn, faceci mnie irytują. Irytuje mnie ich cwaniacka, arogancka pycha i nie znoszę poczucia wyższości mężczyzn nad kobietami. Uważam, że tylko kobiety mogą ocalić świat. Fascynuje mnie czystość ich intencji i pewność tego, co czują. Ja sam dużo częściej jestem zagubiony, niepewny, nie potrafię podjąć decyzji, podczas gdy kobiety wiedzą, czego chcą. 


Może po prostu ustawiasz się w wygodnym miejscu?


To nie jest wygodne miejsce. Nie czuję się dobrze, kiedy nie mogę podjąć decyzji, a kobieta musi to zrobić za mnie. Chciałbym mieć czasami pewność i wiedzieć, czego tak naprawdę chcę. 


W internecie można zobaczyć archiwalne wideo z „Dzień dobry TVN”. Z mamą i bratem odwiedziłeś studio tuż po wygranej w „X Factor”, sześć lat temu. Jesteś jeszcze chłopcem, nerwowo przygryzasz wargę, ale masz spokój i mądrość w oczach. Bardzo się zmieniłeś od tamtej pory? 


Zawsze dużo więcej obserwowałem i widziałem, niż pokazywałem, że wiem. 


Udawałeś głupszego, niż jesteś?


Tak. Wydawało mi się, że tak jest bezpieczniej. To daje poczucie kontroli, wygrywasz, jesteś szybszy, możesz wyprzedzić czyjś ruch. Zabezpieczyć się przed ciosem, który i tak nadejdzie. Czy się zmieniłem? Tak. Stałem się dużo spokojniejszy, bardziej asertywny. A na skutek popularności – dzikszy i bardziej zamknięty na nowe znajomości, nieufny, ale nie wiem, ­czy to jest dobra zmiana. Z drugiej strony nie miewam lęku, że ktoś mnie wykorzysta – dobrze czytam ludzi i wyczuwam intencje i energie. Nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie rozczarował czy zawiódł, kiedy wyczuwam, że mógłby to zrobić, nie kontynuuję relacji. Mam dosyć dobrze rozwiniętą inteligencję emocjonalną, ufam swoim emocjom, są dla mnie fundamentem, wiem, że to ważne, by je w pełni przeżywać. 


To chyba kobiece cechy?


Mam wrażenie, że chemicznie i umysłowo w dużo większej części jestem kobietą niż mężczyzną. 


Umiesz się przyjaźnić z kobietami?


Jestem w tym świetny! Nigdy nie kumplowałem się z chłopakami, zawsze dogadywałem się z dziewczynami, często starszymi. Choć kiedy chciałem zmienić przyjaźń w romantyczną relację, okazywało się to raczej niemożliwe (śmiech). 


Dużo jest w Twojej muzyce melancholii i dużo radości. Co jest Ci bliższe?


Melancholia. Bywam szczęśliwy, mam wspaniałą rodzinę, ­superprzyjaciół, wymarzone życie zawodowe. Ale mam też refleksyjny charakter. Choć dla otoczenia jestem radosnym ­gościem, duszą towarzystwa, staram się ich zawsze rozbawić. 


Bo jesteś gwiazdą?


Wolę słowo „pieśniarz”. 


W Twoim pokoleniu, co widać nie tylko u muzyków, lecz także u młodych aktorów, sztuczność jest  obciachem. Jesteście aż nieczarująco autentyczni. Z czego to wynika?


Z łatwości dostępu do wielu źródeł. Dzięki temu widać, co się liczy: youtuberzy, komicy, stand-uperzy – dla nich bycie sobą jest wartością. Każda ściema w dzisiejszym świecie jest ­kręcona z 13 kamer, można ją wyczuć na kilometr. Jeśli nie obronisz tego, kim naprawdę jesteś, i tak cię nie polubią. Jedyna szansa, jaką masz, to pokazać prawdziwego siebie, tak, to ryzyko. No i oczywiście to oznacza, 
że za niczym się nie schowasz. Nic cię nie ochroni. Ale za to jesteś naprawdę.