"Dewiacje nie przejdą", "Zło dobrem zwyciężaj" albo "Ciało nie jest do rozpusty", to tylko kilka z haseł, które widnieją na billboardach w Białymstoku. Negatywne słowa zostały wyróżnione tęczowym fontem, a pod nimi widnieje tajemniczy podpis "Milcząca Większość". Czarne reklamy uderzają w społeczność LGBT, a ich autorzy na Twitterze piszą: Mamy dość tęczowej indoktrynacji, braku szacunku wobec naszych świętości oraz agresji wymierzonej w stosunku do osób o poglądach innych niż tęczowe.

W innym wpisie "Milczącej Większości" czytamy: Coraz śmielsze działania zwolenników tęczowego totalitaryzmu nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Prowokacyjne billboardy z Białegostoku i antykatolickie szyderstwa z Warszawy wymagają głosu sprzeciwu. Głosu dotychczas niesłyszanego, głosu tych, którzy na co dzień milczą, ale tak jak większość naszego społeczeństwa mają dość ciągłych prowokacji, bluźnierstw, szyderstw z wiary i polskości i nie mają najmniejszej ochoty oglądać w telewizji kolejnych histerii rozwydrzonej bananowej młodzieży.

Akcja z czarnymi billboardami jest odpowiedzią na kolorowe billboardy Tęczowego Białegostoku, które zdobiły miasto w lipcu tego roku. Kampania powstała, żeby wesprzeć środowiska LGBT i upamiętnić paradę równości, która w tym roku nie odbyła się z uwagi na koronawirusa. Wówczas w przestrzeni publicznej znalazły się takie "prowokacyjne" hasła: "Miłość przeciw nienawiści", "Jesteśmy u siebie" czy "Po burzy zawsze wychodzi tęcza”.

Do zaistniałej sytuacji odniosła się Katarzyna Rosińska, reprezentująca partię Razem i Tęczowy Białystok:

Nasze bilbordy nie powstały po to, by walczyć. Zależało nam na okazaniu wsparcia i jednocześnie edukowaniu społeczeństwa. Ich treść nikogo nie atakowała. Nie wypowiedzieliśmy żadnej wojny i nie zamierzamy odpowiadać na tą bezczelną, prowokującą kampanię nienawiści - zapewnia Katarzyna Rosińska z Tęczowego Białegostoku.

Głos w sprawie zabrał też Bart Staszewski, aktywista LGBT: