5 marca 2019 roku, Paryż. To nie jest jeden z tych słonecznych dni podczas tygodnia mody, gdy tłum fashionistów stroi się w efektowne fasony, aby w blasku słońca nastroszyć kolorowe piórka. Wprost przeciwnie. Jest szaro, pochmurnie i pada. To ostatni dzień paryskiego wydarzenia. Jak zwykle otwiera go pokaz Chanel, a zamyka Louis Vuitton. Ale wszyscy czekają tylko na ten pierwszy. Do Grand Palais, zwyczajowego miejsca pokazów Chanel, mam z hotelu 15 minut piechotą. Przed wejściem do monumentalnego budynku jest jak zawsze: tłum fotoreporterów, gości, wielkie zamieszanie. Przechodzę przez kontrolę, wchodzę do środka, podziwiam niesamowitą żeliwną konstrukcję hali i zastanawiam się, czym tym razem zaskoczy nas dom mody słynący z absolutnie widowiskowych pokazów. Jaka będzie ostatnia wizja zmarłego dwa tygodnie wcześniej Karla Lagerfelda? Tu zawsze jest efekt zaskoczenia. Tym razem na miejsce pokazu trzeba przejść przez niewielkie drzwi niczym przez szafę do Narnii. Nagle znajduję się w zasypanej śniegiem, alpejskiej wiosce. Sztuczny śnieg jest wszędzie, nawet na dachówkach górskich domów i drzewach. W środku panuje podniosła atmosfera, ale też pewnego rodzaju tęsknota i ciepło. Goście przyszli tu nie tyle opłakiwać projektanta, ile złożyć mu hołd, pożegnać się z nim. W końcu nie było uroczystego pogrzebu mistrza, na którym każdy mógł oddać mu cześć. Jak mówił Michel Gaubert, didżej blisko współpracujący z Karlem i tworzący muzykę do wszystkich pokazów Chanel: „Każdy aspekt tego show był stworzony z Karlem i dla Karla”. 

Czytaj też: Chanel jesień-zima 2019/2020 >>>

Virginie Viard w finale pokazu Chanel zamiast Karla...

„Nostalgia… nie znoszę tego słowa” – mawiał Lagerfeld. Nienawidził wracać do przeszłości, liczyło się to, co tu i teraz, a jeszcze bardziej to, co nadejdzie. Zgodnie z tym mottem nostalgię podczas pokazu ograniczono do minimum. Nie było peanów ku chwale mistrza, których też nie lubił. W materiałach prasowych przygotowanych dla gości znalazła się ilustracja autorstwa Lagerfelda, na której narysował siebie w towarzystwie Coco Chanel, z podpisem: „The beat goes on”. Jakby chciał zasugerować, że choć ich już nie ma, to serce domu mody wciąż bije. Serca publiczności zabiły mocniej, gdy tuż przed rozpoczęciem pokazu ogłoszono minutę ciszy, a następnie z głośników rozległo się nagranie z głosem projektanta. Dokładnie wtedy jedna z osób w moim sektorze straciła przytomność. Karl był kimś nie tylko w świecie mody. Znaczył wiele także dla kilkuset gości tego pokazu, osób, które w większości miały okazję go znać, rozmawiać z nim, współpracować. Wśród nich był też jego zaufany ochroniarz i asystent, Sebastien Jondeau, który przez lata towarzyszył projektantowi i ponoć odziedziczył znaczną część jego majątku. Podczas pokazu dało się odczuć, że mamy zaszczyt uczestniczyć w czymś historycznym. W końcu to pierwszy pokaz Chanel od 1983 roku – gdy Karl przejął stery w marce – który odbył się bez niego… I drugi, w którym po jego zakończeniu ukłoniła się jego następczyni, Virginie Viard. Po raz pierwszy pojawiła się w finale show pod koniec stycznia, podczas pokazu haute couture. Wówczas jednak ogłoszono, że Karl powierzył jej rolę reprezentowania marki, ponieważ czuł się zmęczony. Tak naprawdę od miesięcy zmagał się z rakiem trzustki. W oficjalnym komunikacie o mianowaniu jej na stanowisko nowej dyrektor kreatywnej jeden z właścicieli marki, Alain Wertheimer, napisał, że to sprawdzona osoba, która będzie idealną kontynuatorką dorobku Gabrielle Chanel i Karla Lagerfelda. Pierwszym sygnałem, że będzie to właśnie ona, było wspólne pojawienie się jej i Karla na końcu pokazu linii cruise w maju ubiegłego roku. 

Karl Lagerfeld i Virginie Viard / Getty

Kim jest Virginie Viard?

„Lubię myśleć o sobie jako o kimś, kto pomaga Karlowi urzeczywistnić jego wizje” – mówi o sobie Viard. Jej wybór na dyrektor kreatywną Chanel nie jest przypadkowy. Z marką jest związana od ponad 30 lat, a z modą jeszcze dłużej. Urodziła się w Dijon, małym mieście we wschodniej Francji, a wychowywała w Lyonie. Jej ojciec był mistrzem w narciarstwie alpejskim, który przekwalifikował się na chirurga, dziadkowie zaś prowadzili przedsiębiorstwo produkujące jedwab. Virginie dorastała w latach 70. Fascynowała się nową falą francuskiego kina, filmowymi rolami Anny Kariny i Geny Rowlands. W modzie królowali wówczas Halston, Diane von Fürstenberg i nowa generacja projektantów z punkowego Londynu. Chanel było wówczas niemodną, przestarzała marką i tak też myślała o niej Virginie. Po ukończeniu liceum rozpoczęła naukę na wydziale tkaniny w Le Cours Georges w Lyonie, a następnie przeniosła się na kostiumografię filmową i teatralną. Po studiach pracowała w paryskim studiu projektantki Dominique Borg. Pod skrzydła Karla trafiła w 1987 roku dzięki poleceniu szambelana księcia Rainiera z Monako, który był przyjacielem jej rodziny. Początkowo była odpowiedzialna w Chanel za hafty, potem Lagerfeld przeniósł ją na pięcioletni kontrakt do Chloé, gdzie także był wówczas dyrektorem kreatywnym. Trudno w to uwierzyć, ale przez ponad dwie dekady, od połowy lat 70. do końca lat 90., Lagerfeld szefował w aż trzech markach: Chanel, Fendi i Chloé, dla których przygotowywał łącznie 12 kolekcji rocznie. Po pięciu latach Virginie wróciła do Chanel, gdzie w 1997 roku objęła stanowisko szefowej studia projektowego. Od tamtej pory byli nierozłączni. W świecie mody mówiło się, że Karl jest lokomotywą Chanel, a ona jej wagonami. „Gdy on przestaje szkicować, wtedy wkraczam ja” – wyjaśniała w jednym z wywiadów. „Tłumaczę wizję Karla, wizualizuję założenia pokazu. Załatwiam za niego sprawy, przygotowuję materiały, koordynuję pracę poszczególnych zespołów, umawiam dostawców”. Z kolei Loïc Prigent, francuski filmowiec, który nakręcił o Chanel kilka dokumentów, mówił o niej: „Skoncentrowana i uśmiechnięta. Nie słyszałem, aby kiedykolwiek narzekała na zwariowane tempo pokazów domu mody”.

Karl Lagerfeld i Virginie Viard

„Od rana piszemy do siebie wiadomości. Oczywiście nie jest tak, że zawsze się z sobą zgadzamy, ale bardzo się respektujemy i jesteśmy dla siebie życzliwi. Lubię go zadowalać, ale lubię też go zaskakiwać” – mówiła Viard. Ona i Karl to dwie skrajne osobowości. On showman, bywalec, dusza towarzystwa. Ona raczej z dala od światła reflektorów. Dotychczas wolała życie w cieniu świata mody, a wolny czas najchętniej spędzała u boku męża, kompozytora Jeana-Marca Fyota, i ich nastoletniego syna Robinsona (w 2014 roku chodził w pokazie Chanel w Singapurze) albo swojej przyjaciółki – muzy Chanel, Caroline de Maigret. Obie noszą się nawet podobnie. Proste włosy w stylu lat 60., smoky eye, żakiet lub skórzana kurtka, a do tego dżinsowe rurki i T-shirt vintage. Miks klasyki i rocka. Ten dystans do świata było także widać na ostatnim pokazie. W finale pojawiła się dosłownie na kilka sekund, prawie niezauważona przez fotoreporterów. Kolekcję pokazaną na jesień stworzyli wspólnie ona i Karl. Na wybiegu można było zobaczyć długie, tweedowe płaszcze, żakiety oversize w kratę, spodnie z wysokim stanem, spódnice w kurzą stopkę. A wszystko przełamane soczystym glamourem w postaci miniżakietów z wełny bouclé, cekinowych topów i bajkowych peleryn. Całość w estetyce jej mentora, którego przez lata podglądała. Ten zaś w ciągu swojej 60-letniej kariery i ponad 35 lat w Chanel wniósł do mody ogromny wkład. Zwykł mówić, że on nie musi niczego wymyślać, bo zrobiła to już Coco Chanel. Za to przez lata po mistrzowsku interpretował jej wynalazki, takie jak słynny żakiet z czterema kieszeniami, który poddał dziesiątkom przeróbek, oraz małą czarną, która w jego wykonaniu nie zawsze była mała i skromna. To także on wylansował modę na noszenie dużej, sztucznej biżuterii i bezpardonowo bawił się ideą logo domu mody, który właśnie za jego czasów stał się tak rozpoznawalny. Odkurzył Chanel i nadał mu nowoczesny sznyt. Wyjątkowo trudno wejść w jego rolę, dlatego dziś wszyscy zadają sobie pytanie, czy Virginie sprosta dziedzictwu wykreowanemu przez swojego poprzednika. W świecie mody komentowano, że jej nominacja to bezpieczny ruch ze strony marki i że właściciele domu mody nie chcieli w Chanel rewolucji. Wiele osób zdaje się zawiedzionych wyborem, a w roli nowej projektantki widzieli Phoebe Philo, która dwa lata temu odeszła z Céline. Z drugiej strony przez ostatnie kilka lat można było zaobserwować w branży tendencję zatrudniania w roli dyrektorów kreatywnych zaufanych, przetestowanych projektantów. W końcu właśnie w taki sposób wypłynęli Alessandro Michele u Gucci, który wcześniej przez lata pracował pod Fridą Giannini, ówczesną szefową tej marki, czy Sarah Burton, następczyni, a wcześniej prawa ręka Alexandra McQueena. W obu przypadkach metoda ta się sprawdziła. Czy i teraz zda egzamin? Jak mówi sama Viard: „Zawsze byłam dziewczyną Chanel. Nie wiem, jak być kimkolwiek innym”. 

Getty


Coco by tego nie zrobiła...

Midas mody. Wszystko, czego się dotknął, Karl Lagerfeld zmieniał w złoto. Z czego zasłynął w Chanel?  „Mogę szkicować godzinami. Wtedy marzę, a te marzenia zmieniają się w kolekcję” – mówił Karl. Osiągnął perfekcję w przerabianiu i uwspółcześnianiu pomysłów Coco z początku ubiegłego stulecia. Jej słynny żakiet bez kołnierza w jego kolekcjach był wykonany z denimu. Podobnie z małą czarną, którą kochał modyfikować. Zrobiona z weluru, w dworskim stylu lub zdobiona piórami – to tylko nieliczne z wariacji na jej temat. Po mistrzowsku bawił się też ­motywem logo marki, dekorując nim wszystko, od koszul po akcesoria domu mody, co tylko windowało ich ceny. To on wprowadził na wybiegi sportowe sneakersy i sztuczną biżuterię w rozmiarze XL. I choć to Gabrielle stworzyła słynną torbę 2.55, to on zaprojektował prawie równie popularny model Boy. Co więcej, do swoich wynalazków miał dystans, mówiąc: „Coco by tego nie zrobiła. Nie dźwignęłaby tego...”.

Tekst ukazał się w majowym numerze ELLE.