Październik 2015, pokaz Diora w Paryżu. Przed wejściem do Luwru jest zaledwie garstka gości i kilkadziesiąt razy więcej fashion paparazzi. W ciągu sekundy wyławiają każdą ekscentrycznie ubraną blogerkę czy stylistkę i rzucają się, by ją sfotografować. Przed bramą rozgrywają się dantejskie sceny. Fotografowie przepychają się, a nawet wybiegają na ulicę, by wstrzymać ruch i uchwycić zbliżające się gwiazdy blogów. Jest o co walczyć. Street fashion to dziś przemysł wyceniany na miliony dolarów i jedna z najszybciej rozwijających się dziedzin w modzie. Obecni na pokazach fotografowie publikują nie tylko na swoich blogach, lecz także w słynnych magazynach i portalach. Ich zdjęcia trafiają do największych gazet, takich jak ELLE, „Vogue”, „W” czy „New York Times”, i na strony shoppingowe: Net-a-porter, Who What Wear czy My Theresa. W tłumie fotoreporterów jest też polska reprezentacja. Najwcześniej zaczynał Kuba Dąbrowski, już w 2011 roku, kiedy przeprowadził się do Mediolanu. Jego pierwszym zleceniodawcą był prestiżowy dziennik „Women’s Wear Daily”, dziś fotografuje także dla magazynów „W”, „M” i japońskiego „Popeye’a”. Pierwszym tygodniem mody pochodzącego z Gdańska Szymona Brzóski była impreza w Berlinie w 2012 roku. Teraz jego największymi klientami są agencja trendwatcherska WGSN oraz agencje fotograficzne Imax i East News. Mniej więcej w tym samym czasie karierę zaczynała Asia Typek, laureatka ELLE Style Awards w kategorii odkrycie. – Na pierwszy tydzień mody wyjechałam cztery lata temu
do Nowego Jorku i wtedy pomyślałam, że chciałabym się tym zająć na poważnie. To był dla mnie czas nauki fotografii i poznawania branży. Wtedy ludzi zajmujących się zdjęciami mody ulicznej było znacznie mniej. Dzisiaj każda marka, gazeta, blog czy agencja mają swoich wysłanników – opowiada. Ale światowi prekursorzy fotografii ulicznego stylu zaczynali znacznie wcześniej. Amerykanie Scott Schuman i Phil Oh oraz Kanadyjczyk Tommy Ton rozpoczęli tę rewolucję w 2006 roku, dokładnie dekadę temu. W tym czasie z dziesiątek nikomu nieznanych dziewczyn uczynili światowe ikony, zmienili historię mody i sami stali się gwiazdami.

Trzech wspaniałych
W stronie The Sartorialist Scotta Schumana czy Jak & Jil Tommy’ego Tona zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Fascynowała mnie nie tylko nowa jakość tych fotografii, ale przede wszystkim jej bohaterowie. W końcu mogłem zobaczyć, jak wyglądają i jak się ubierają moi idole – światowej sławy styliści i redaktorzy. Takich fascynatów było znacznie więcej, bo blogi w oszałamiającym tempie zyskiwały na popularności. Okazało się, że styl ludzi świata mody i modelek po godzinach interesuje czytelników jeszcze bardziej niż kreacje gwiazd na czerwonym dywanie. Równie szybko zainteresowanie zaczęli budzić sami autorzy zdjęć. „Pamiętam telefon od style.com” – opowiadał
w jednym z wywiadów Scott Schuman. „Usłyszałem głos w słuchawce: »Chcesz polecieć na tydzień mody do Mediolanu i zrobić dla nas zdjęcia?«. Byłem wtedy bezrobotnym ojcem, fotografii uczyłem się sam. Już od jakiegoś czasu prowadziłem bloga, ale wtedy prawie nikt się na tym nie znał. Nie miałem ani grosza. Pożyczyłem od przyjaciela 20 tysięcy dolarów, kupiłem aparat, laptop i trochę ciuchów. Chciałem się wyróżniać”. W tweedowych marynarkach, chinosach
i mokasynach Schuman wyglądał jak rasowy dandys. Dzięki tak stylowemu wizerunkowi szybko zyskał zaufanie ludzi z branży i dał sygnał, że zna się na tym, co robi. Z tłumu, w swoich wzorzystych koszulach i spodniach, wyróżniał się też Phil Oh. „Na początku to wszystko było niewinne. Włóczyłem się godzinami po Shibui w Tokio i byłem szczęśliwy, gdy udało mi się zrobić 15 zdjęć. Nagle Pumie spodobał się mój blog. Kiedy wystawili czek za reklamę na 30 tysięcy dolarów, myslałem, ze pomyliły im sie zera. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że to może być moja praca” –mówił w wywiadzie dla vogue.com. Największym fanem mody wsród pierwszych streetowych blogerów był Tommy Ton. Jeszcze zanim zaczał robić zdjęcia, znał nazwiska wszystkich modelek, projektantów, stylistek. I to przede wszystkim on wyniósł je na szczyt. Jego faworytka była Anna Dello Russo. W 2006 roku dyrektor kreatywna japonskiej edycji „Vogue’a” była znana jedynie w hermetycznym środowisku mody. Zaledwie rok pózniej była juz ikoną. „Jako pierwsza wyczułam nowy trend i zauważyłam, że nagle obiektywy aparatów są skierowane na nas” – opowiadała. Do tej pory nosząca się dość klasycznie, Dello Russo zaczeła stroić się w ekstrawaganckie sukienki i kolorowe płaszcze. Kreacje dobierała tak, aby przykuwać uwagę, a w wywiadach opowiadała, że na tygodnie mody zabiera 90 zestawów ubrań i przebiera się średnio trzy razy dziennie. Jej sława rosła tak samo szybko jak fala jej naśladowczyń. „Wszyscy kochają piękne modelki, ale gdy za ubraniem idzie osobowość, wtedy kreacja budzi się do życia” – tłumaczył ten fenomen TommyTon.
W pierwszym rzędzie
2009 rok był przełomowym dla blogerów. Dotychczas projektanci mody traktowali ich pobłażliwie, w końcu otworzyli drzwi i w puścili na pokazy. I to od razu do pierwszego rzędu. Pierwszy był Marc Jacobs, nastepnie duet Dolce & Gabbana. Fotografowie uliczni zaczęli zyskiwać szacunek w branży. Ale na horyzoncie pojawiła się już nowa grupa – młode, stylowe dziewczyny. W szpilkach i z lustrzankami. Susie Lau, Leandra Medine, Hanneli Mustaparta. Blogerki poczatkowo robiły zdjecia przed pokazami tak jak ich koledzy po fachu, szybko jednak same stały sie bohaterkami zdjęć. Ta rola bardziej im odpowiadała. Aparaty odłożyły na bok i zaczęły pozowac, co wielu uznało za absurdalne. Z dnia na dzień przybywało głodnych sławy fashionistów i chetnych do ich fotografowania blogerów. Tłum robił się coraz większy, a zjawisko przybierało na sile. W 2013 roku napięcie sięgnęło zenitu. Światowej sławy krytycy, tacy jak Suzy Menkes i Tim Blanks, wypowiedzieli blogerom wojnę. Ten ostatni w dokumencie „Take My Picture” mówił: „Poczatkowo to wszystko wydawało mi się urocze i cieszyłem się, że jest tyle osób, które pasjonują się modą. Teraz mam ich dosyć”. Menkes napisała zaś artykuł w magazynie „T”, wktórym nie zostawiła suchej nitki nie tylko na blogerach, lecz takze na redaktorkach: „Kiedyś byliśmy opisywani jako czarne wrony, gdy w ubraniach od Comme des Garçons iYohji Yamamoto zbieraliśmy się przed pokazami. Przechodnie pytali, czyj to pogrzeb. Dziś ci sami ludzie przypominają bardziej kolorowe pawie niż wrony”. Branża mody zaczęła dystansować się od blogerów. Ale nie trwało to długo, bo za chwilę wystartował Instagram, który uratował im skóre. Nowa aplikacja wyprodukowała dziesiątki blogerek, które nie robiły już nic oprócz strojenia się na pokazy, a cały hejt przeniósł się na nie. Wsród nich znalazło się jednak kilka zdeterminowanych i ze smykałką do biznesu. Chiara Ferragni i Kristina Bazan odniosły sukces, nie przejmując się opiniami ludzi z branży i stały się idolkami ulicznych fotoreporterów. Jak jest dzisiaj? – Obecnie jest szał na modelki – uważa Asia Typek. – W dobie mediów społecznościowych liczą się cyferki, liczba fanów na Instagramie. Teraz więcej osób czeka na Kendall Jenner czy Gigi Hadid niż na blogerki.

Demokracja w modzie
Bohaterowie mody ulicznej wciąż się zmieniają, za to stolice mody mają od lat swój niepowtarzalny styl. – Paryż jest najbardziej różnorodny. Ludzie noszą tam klasyczne luksusowe marki, jak Dior, Hermès czy Chanel. Są też szaleni Azjaci spod znaku Comme des Garçons i zwolennicy mrocznej awangardy od Ricka Owensa. Na każdy z pokazów przychodzi inna publiczność – opowiada Kuba Dąbrowski. – Na ulicach pojawia się wiele marek, takich jak Off White czy Vetements, które odchodzą od utartego schematu klasycznej paryskiej elegancji. Są bardziej awangardowe – wtóruje mu Asia Typek. Szymon Brzóska najlepiej czuje się w Mediolanie. – Mam sentyment do tego miasta, bo byłem tam najwięcej razy. Bardzo
lubię włoskie światło, dlatego cenię sobie też targi mody męskiej Pitti Uomo we Florencji – mówi. Co do jednego wszyscy są zgodni: fotografia mody ulicznej to coś więcej niż praca. To pasja, która daje im satysfakcję i… pieniądze. Na dokumentowaniu mody ulicznej niektórzy światowi blogerzy zarobili miliony. Jak mówi Phil Oh: – Nie wkurza mnie, że liczba fotografów dochodzi już do tysiąca. To znaczy, że kręci się tu biznes. Inaczej ambitni nowicjusze nie mieliby czego tutaj szukać. Ale street fashion odgrywa znacznie większą rolę w modzie. Po pierwsze, jest „sceną” dla młodych projektantów, którzy nie mają środków na reklamę, za to swoje projekty mogą zaprezentować „na ulicy”. Po drugie, to najlepsza dokumentacja tego, co dzieje się w popkulturze, a dla przyszłych pokoleń świadectwo stylu ubierania w dzisiejszych czasach. I wreszcie po trzecie, fotoblogerzy sprawili, że moda stała się demokratyczna i dostępna dla każdego. Tyle że – jak pisze Suzy Menkes – jeśli moda jest dla każdego, to czy wciąż jest to moda?

Tekst Marcin Świderek