W czasach mojego dzieciństwa większość kobiet patrzyła na świat spod starannie wyskubanych łuków brwiowych. Kiedy te dobiegły końca, włosy stanęły mi dęba. Co prawda ta oznaka paniki nie robiła spektakularnego wrażenia, bo zarówno czuprynę na głowie, jak i brwi miałam zawsze dość cienkie i przerzedzone. Jednak metaforycznie jak najbardziej miało to miejsce. Wkraczaliśmy w erę wyrazistej oprawy oczu à la Cara Delavigne i Kim Kardashian, a ja nie wpisywałam się w nowe standardy piękna. Dodam, że nie należałam do osób szczególnie zaprzyjaźnionych z pęsetą. Gdy brytyjska modelka i jej ikoniczne „power brows” pojawiły się na wybiegach, moje zabiegi przed lustrem ograniczały się do szorowania twarzy żelem z ziarnistymi drobinkami i wklepywania kremu matującego (pozdrawiam nastolatki sprzed czasów urodowych porad z TikToka). 

Mimo tego, że pozwalałam brwiom rosnąć swobodnie, nie byłam szczęśliwą posiadaczką ciemnych i krzaczastych łuków. Na skali od monobrwi Fridy Kahlo do trendu „no brows” byłam bliżej drugiego końca. Kilka lat temu zaczęłam uporczywie wcierać w nie co rusz to inne specyfiki. Królował oczywiście wychwalany wniebogłosy olejek rycynowy. Czy starania przyniosły efekty? Niestety nie. W momentach desperacji wyszukiwałam nawet w sieci hasło „przeszczep mieszków włosowych”. Bo przecież każdy wolałby rano popijać leniwie kawę, zamiast starać się nakreślić na skórze kształt wymarzonych brwi. Zanim zdążyłam zapisać się na zabieg i kupić bilety lotnicze do Turcji, w moje ręce wpadły sera do brwi i rzęs Natucain.

Po 6 tygodniach testów mogę śmiało powiedzieć, że to prawdziwy game changer w mojej pielęgnacyjnej rutynie!

Natucain – nauka i naturalne składniki

Marka Natucain nie była mi wcześniej znana. Nic w tym dziwnego, bo w Polsce dostępna jest od lutego tego roku. Produkty kupicie na stronie natucain.pl i w w ofercie online perfumerii Douglas. Już na pierwszy rzut oka składy kosmetyków i opis działania wyglądały obiecująco. A musicie wiedzieć, że sporo czasu spędziłam za kulisami świata beauty i do deklaracji producentów podchodzę raczej sceptycznie. Do testu szczególnie zachęciła mnie formuła bez dodatku hormonów. Ten składnik jest powszechnie wykorzystywany w produktach stymulujących porost włosów, ale równie często powoduje podrażnienia i dyskomfort. Czy zdarzyło się, że po aplikacji serum do rzęs zmagałyście się z zaczerwienieniem oczu lub opuchlizną? To mogła być właśnie sprawka hormonów! Poza tym serum do brwi i serum do rzęs Natucain nie zawierają parabenów, siarczanów i silikonów.

W estetycznych opakowaniach zamknięto w 100% naturalne i wegańskie formuły.

Jako że Natucain jest nowym graczem na rynku, wypada wspomnieć o genezie marki. Jej założycielką jest dr Stefanie Seyda, absolwentka Uniwersytetu Oxfordzkiego i lekarka ciesząca się uznaniem na arenie międzynarodowej. W swoich badaniach skupiła się na problemie wypadania włosów. Jej determinacja doprowadziła do stworzenia rewolucyjnego składnika. MKM24 to aktywny kompleks roślinnych wyciągów, które docierają do komórek macierzystych brwi i rzęs, aby pobudzić ich wzrost u samej nasady. Sekretem jest połączenie ekstraktów z bambusa, tymianku, soczewicy, oregano i ciecierzycy.

Wspólnie dostarczają one włoskom protein i witamin, wzmacniając ich strukturę i przyspieszając wzrost.

Serum do brwi Natucain – efekty po 6 tygodniach stosowania

Jak już wspomniałam, startujemy z etapu przerzedzonych i jasnych brwi. Serum do brwi Natucain używałam dwa razy dziennie przez okres 6 tygodni. Według informacji podanej na opakowaniu, aby zauważyć poprawę należy stosować preparat od 6 do 8 tygodni. Testy kliniczne wykazały, że po tym czasie brwi były do 54% gęstsze. Od razu spodobało mi się, że producent nie obiecuje cudów. Zdjęcia modelek w sklepie internetowym były jak najbardziej wiarygodne. Jak było w moim przypadku? Cóż, ciągle nie jestem Audrey Hepburn, ale nie mam powodów do narzekań. Przed wyjściem z domu nadal sięgam po kredkę, ale nakładam jej zdecydowanie mniej. Najwięcej produktu zużywam na końcach łuków brwiowych. To właśnie w okolicy skroni brwi rosły niechętnie i dalej jest to ich najsłabsze ogniwo. Środkowa część prezentuje się znacznie lepiej. I chociaż wydaje mi się, że brwi stały się grubsze i ciemniejsze, to doszło do jeszcze jednego przełomu.

Zauważyłam, że na łukach brwiowych rosną nowe włoski. A to coś, czego nie widziałam od wielu lat, niezależnie od zawartości mojej kosmetyczki, diety czy suplementacji. 

Na tę chwilę rezultaty są subtelne. Mimo to uważam, że serum do brwi Natucain jest dla mnie przełomowym odkryciem. Teraz nie mogę doczekać się kolejnych tygodni i większego progresu. Nie zdążyłam wspomnieć, że formuła serum jest bardzo wydajna. Ma delikatnie żelową konsystencję i wygodną szczoteczkę. Z wyglądu przypomina klasyczny tusz do rzęs, a sama aplikacja jest bardzo komfortowa. Serum nakłada się z łatwością i szybko zastyga na włoskach. Za dodatkowy atut uważam początkowe uczucie chłodu, które o poranku działa wręcz pobudzająco. Co ważne, kosmetyk nie utrudnia wykonania makijażu. Testowałam na nim kredkę, pomadę i maskarę do brwi. Wszystkie produkty rozprowadzały się dobrze, nie pozostawiały grudek czy plam. Kolejny plus? Absolutnie zero podrażnień. A jestem posiadaczką skóry nadreaktywnej i skłonnej do alergii. Powinniście zobaczyć mnie za każdym razem, gdy postanowię przetestować nowe serum z większym stężeniem witaminy C. Potrafię oblać się rumieńcem na wiele godzin. Po nałożeniu odżywki nie pojawiło się zaczerwienienie czy uciążliwe swędzenie. 

Serum do rzęs Natucain – sposób na dłuższe rzęsy w kilka tygodni

Na moją łazienkową półkę trafiło nie tylko serum do brwi, ale też serum do rzęs. Bolączki związane z brwiami opisałam już wyjątkowo wylewnie. Co do rzęs, to nigdy na nie nie narzekałam. Nie twierdzę oczywiście, że mam rzęsy jak latynoska piękność, ale darzę je sporą dozą sympatii. Na tyle dużą, że nie widzę potrzeby podkreślania ich kosmetykami. Co więcej, jedyną maskarę w swoim życiu kupiłam… przed studniówką. Opsypujące i rozmazujące się formuły czy przerysowany efekt stresują mnie na tyle, że naturalna poprawa wyglądu rzęs wydawała mi się zdecydowanie atrakcyjniejszą opcją. Serum do rzęs Natucain miało więc zadanie znacznie łatwiejsze niż preparat do brwi, bo i moje oczekiwania były mniejsze. Przez 6 tygodni nakładałam tuż u nasady włosków kompozycję składników opatentowaną przez dr Stefanię Seydę. Osoby biorące udział w badaniach odnotowały, że ich rzęsy stały się aż do 52% dłuższe. Brzmi obiecująco, prawda? Jak odżywka sprawdziła się w praktyce?

Aplikator serum do rzęs to precyzyjny pędzelek. Niezwykle cienka końcówka umożliwia dokładne rozprowadzenie produktu wzdłuż linii mieszków włosowych. Producent ostrzega przed dostaniem się formuły do oczu, co kilka razy mi się zdarzyło. Nie było to najmilsze uczucie i wymagało przemycia twarzy wodą, ale zdecydowanie gorzej wspominam bliskie spotkania trzeciego stopnia z szamponem z przedszkolnych lat. Nawet po niefortunnych wpadkach oczy nie były zaczerwienione, dlatego nie ma się czego bać! A teraz najlepsza część. Po 6 tygodniach regularnego stosowania włoski rzeczywiście są widocznie dłuższe. Nie podam niestety wartości procentowych, ale jako dowód mogłabym zacytować komplementy od koleżanek. Zamiast tego przywołam opinie ze sklepu internetowego Natucain:

Zaczęłam stosować ją 3 miesiące temu, widać już mega efekty, a znajomi dopytują czy mam doczepiane rzęsy!

– Ola

Nareszcie moje przerzedzone i krótkie rzęsy są znów długie i gęste jak na zdjęciach z dzieciństwa!

– Mila

Serum do brwi i rzęs – podsumowanie testu

Czy to koniec mojej przygody z Natucain? Z pewnością nie! To pierwszy raz, kiedy po użyciu stymulującego kosmetyku do brwi zauważyłam poprawę. Wcześniejsze próby były równią pochyłą. Teraz czuję (i widzę), że zaszły zmiany na plus. Nowa marka na naszej liście kosmetycznych hitów utwierdziła mnie także w przekonaniu, że nie muszę używać maskary, a tym bardziej sztucznych kępek. Moje naturalne rzęsy przy odrobinie wsparcia roślinnych ekstraktów mogą wyglądać rewelacyjnie. Odżywki nie wypadają więc z mojej pielęgnacyjnej rutyny. Ba! Będą mieć w niej swoje stałe miejsce!