Sonia Rykiel swój pierwszy butik otworzyła dokładnie 50 lat temu. Był to idealny moment, bo właśnie w 1968 roku w przemyśle modowym prêt-à-porter pojawiła się jako osobna kategoria. Dziś, by podkreślić półwiecze Julie De Libran, dyrektor artystyczna tego domu mody zaprezentowała pierwszą kolekcję haute couture. Mimo, że był to pomysł dość ryzykowny, nawet zakrawający na ironię to jednak De Libran udało się zachować zarówno joie de vivre (fr. radość życia), która bezpośrednio wpisuje się w identyfikację marki, jak i poczucie kobiecej niezależności, którą symbolizowała sama Sonia Rykiel. W myśl tej koncepcji kolekcja haute couture na jesień-zimę 2018/2019 nie była kolejną prezentacją wielkich, bufiastych sukien, którymi przemysł modowy żyje od dekad. Projektantka modelkom założyła szerokie, zdefasonowane spodnie, a czasem nawet jeansy. Na górze za to wylądowały oversize'owe marynarki, obfite swetry czy luźne koszule. Najważniejsze były jednak materiały. Julie wzięła do siebie 50-lecie marki i postanowiła zaprezentować przekrój różnistych faktur, które historia mody zna bardzo dobrze. Na pokazie wszechobecne były przeźroczyste materiały, a te wielokrotnie miały za zadanie wręcz wyeksponować nagie ciało pod ubraniem. Pojawiły się też elastyczne, bawełniane suknie w prążki, z których przecież słynie De Libran. Francuzka eksperymentuje też z satyną, wełną czy tiulem. Na uwagę na pewno  zasługują smokingi, które bez koszul czy podkoszulek zdradzały pewną zmysłowość lub Panna Młoda, w sukni z niezasznurowanym gorsetem i jeansach. Pokaz domu mody Sonia Rykiel haute couture to krok do przodu w tej zdecydowanie zbyt zachowawczej kategorii, jednak Julie De Libran chce podnieść tę rękawicę, bo już zapowiedziała, że do haute couture zamierza wrócić w styczniu. Powodzenia!