W świadomości ludzi spoza USA Barneys zaistniał dzięki serialowi „Seks w wielkim mieście”. Na pewno pamiętacie scenę, w której Carrie przyklejona do szyby sklepowej z pożądaniem patrzy na wystawione w nim markowe szpilki. Sklep był też bohaterem dialogu pomiędzy bohaterką graną przez Sarę Jessicę Parker a politykiem, z którym nawiązała romans na początku trzeciego sezonu. „To w jakim okręgu głosujesz?” „W każdym, w którym będę miała blisko do Barneys” – odpowiedziała rozbrajająco Carrie.

Screen z serialu "Seks w wielkim mieście"/ HBO

Upadek ze szczytu

W czasach emisji "SATC" dom towarowy Barneys był symbolem luksusu i mekką ludzi z awansu społecznego, dla których zakupy w tym miejscu były potwierdzeniem przynależności do nowojorskiej elity. Zasłynął też wprowadzeniem do sprzedaży wielu marek europejskich, które dotąd nie były w stanach znane, takich jak Versace czy Giorgio Armani. W latach 80. i 90. jego klientami byli wielkomiejscy yuppies i bankierzy z Wall Street, którzy gustowali w dobrze skrojonych garniturach i kaszmirowych swetrach "V neck" szytych w Europie. W okolicach Barneys paparazzi często przyłapywali też top modelki, gwiazdy i celebrytów wychodzących z naręczem czarnych toreb opatrzonych minimalistycznym logotypem marki.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez WWD (@wwd) Lut 21, 2020 o 7:05 PST

Niestety, trwająca prawie 100 lat historia Barneys (pierwszy sklep otwarto w 1923 roku) dobiegła końca. W październiku 2019 roku jego właściciel ogłosił bankructwo, a w przeciągu kilku kolejnych miesięcy zamknięte zostały najbardziej prestiżowe lokacje, m.in. w Los Angeles, Chicago i Nowym Jorku. Ta niedziela będzie ostatnim dniem otwarcia flagowego sklepu przy Madison Avenue. Obniżki na markowe ubrania Prady i Bottega Veneta sięgają tu 35% procent, a żółto-czerwone banery głoszą „Everything Must Be Sold” – „wszystko musi być sprzedane”.

Stary luksus vs. streetwear

Obserwatorzy rynkowi zwracają uwagę, że Barneys należał do kategorii „old luxury”, czyli brandów reprezentujących dawny, ukształtowany jeszcze w XX wieku model konsumpcji dóbr luksusowych. Nie przetrwał on w zderzeniu z potęgą e-commerce, ekspansji mediów społecznościowych i trendów dyktowanych przez influencerów. Duże znaczenie w upadku tej blisko 100-letniej marki miało też zapotrzebowanie na luksusową modę uliczną, reprezentowaną przez brandy takie jak Supreme, Off-White czy Vetements. Jej odbiorcy chętniej niż w domach towarowych, przesiadują w internecie i tam dokonują zakupów, stąd gwałtowne skurczenie się grupy potencjalnych klientów. Komentatorzy wskazują też na całkiem przyziemne przyczyny upadku Barneys, jak choćby rosnące ceny wynajmu powierzchni handlowej. A te, jak pisze The Guardian, w rejonie Madison wzrosły o 72% na przestrzeni ostatnich lat. Biorąc pod uwagę dużą powierzchnię sklepu, dla właścicieli było to zbyt duże obciążenie finansowe.

Przypomnijmy, że Barneys to nie jedyna marka, która skapitulowała w obliczu gwałtownych przemian na rynku mody. Tydzień temu pisaliśmy o tym, że dwójka belgijskich projektantów spod szyldu A.F. Vandevorst ogłosiła koniec swojej działalności. W swoim oświadczeniu zwrócili uwagę, że "Dynamika w świecie mody uległa zmianie. Rynek jest bardziej wymagający, niepewny i destrukcyjny niż kiedykolwiek wcześniej".

W czasach gdy Instagram dyktuje modę, jedynym sposobem na przetrwanie jest dostosowanie się do jego reguł gry - wśród nich pierwsze miejsce zajmuje szybkość reakcji na kapryśne gusta ulicy.