Można powiedzieć, że były sobie pisane, bo łączy je tak wiele: dzieciństwo spędzone w rodzinnej Danii, nastoletnie podróże, które ukształtowały je na zawsze, miłość do mody i rock&rolla, podobne doświadczenia zawodowe. Ich ścieżki skrzyżowały się jednak dopiero w zeszłym roku, ale gdy się to już stało - zderzenie tych dwóch asteroid zaowocowało wspólną kolekcją. Projektantka Anine Bing i modelka Helena Christensen były zgodne, że kolekcja musi nawiązywać do ich ukochanych lat 90., czerpać ze stylu supermodelek (i szafy samej Heleny) oraz być prosta "po duńsku", chociaż powstała z myślą o sezonie świątecznym. Efekt końcowy? Jedenaście elementów garderoby, które udowadniają, że "ponadczasowość w modzie" nie musi być tylko utartym frazesem. I dowody te są całkiem naoczne - czarne body z wyciętym trójkątem na dekolcie, dżinsy z wysokim stanem i prostą nogawką, T-shirt z fotografią Christensen, dwurzędowy garnitur w bieli, jedwabny kombinezon, którego wcięcie w talii można swobodnie regulować czy kopertowa żakardowa bluzka (zapinana na niewidoczne haftki). 

Nie szukajcie ich jednak w sklepach stacjonarnych. Cała kolekcja Anine Bing x Helena Christensen dostępna jest wyłącznie na stronie internetowej duńskiej projektantki (co wydaje się najrozsądniejszym rozwiązaniem w nowej rzeczywistości). Mimo dzielących nas kilometrów i zachowaniem dystansu społecznego udało nam się zamienić kilka słów z Bing i Christensen oraz zapytać je o szczegóły tej współpracy. 

Aleksandra Zawadzka, redaktorka ELLE.pl: Co sprawiło, że zaproponowałaś Helenie Christensen zawodowy duet? 

Anine Bing: Helena i ja poznałyśmy się w zeszłym roku w naszym nowojorskim sklepie na West Village. Robiła tam zakupy od lat i kiedy pewnego razu usłyszałam, że jest fanką marki, w końcu pojawiła się szansa na spotkanie. Obie uwielbiamy nasze duńskie korzenie, modę, fotografię, sztukę. I jest wiele innych rzeczy, które nas łączą, więc z rozpędu zaczęłyśmy wspólnie tworzyć kolekcję. Praca nad takim projektem wydawała się dla nas czymś zupełnie naturalnym.

Obie pochodzicie z Danii. Jak Wasze korzenie wpłynęły na kolekcję?

AB: Helenę przyciągnęła przede wszystkim marka, ponieważ tworzymy wygodne basicowe ubrania, które wyglądają "cool", a przy tym są ponadczasowe. Ona sama ma bardzo klasyczny styl i doskonale wie, w czym wygląda dobrze. Uosabia słynny "off-duty model look", który zawsze był częścią DNA mojej marki. Poza tym podkreślanie naszych duńskich korzeni jest niezwykle ważne dla nas obu i przejawia się to w uniwersalnych elementach kolekcji, takich jak body Faye czy jedwabny kombinezon Rosalie.

To kolekcja świąteczna, a jednak na jej motyw przewodni wybrałyście minimalizm lat 90. Dlaczego?

AB: Lata 90. są legendarnym czasem w modzie i epoką, którą ja i Helena kochamy do szaleństwa. Podczas projektowania zdecydowałyśmy, że chcemy, by była to główna inspiracja naszej kolekcji, ale także, żeby ubrania pozostały wierne estetyce Anine Bing. Wśród nich znalazły się ponadczasowe klasyki garderoby, które można nosić i w dzień, i w nocy oraz po zakończeniu Świąt. Są tak uniwersalne. 

Aleksandra Zawadzka, redaktorka ELLE.pl: Czy któreś z elementów Twojego osobistego stylu z lat 90. przemyciłaś do kolekcji z Anine Bing?

Helena Christensen: Na pewno T-shirt, dżinsy, kombinezon oraz body. Noszę dużo kombinezonów i uwielbiam body założone pod koszulę lub noszone tylko z dżinsami. Do tego obowiązkowo usta pociągnięte czerwoną szminką. 

Ty i Anine macie wiele wspólnych punktów, w tym miłość do mody, kultury, muzyki - zwłaszcza rock'n'rolla. Czego słuchałyście podczas pracy nad tą kolekcją?

HC: Właściwie nie słuchałyśmy muzyki, kiedy zaczynałyśmy naszą burzę mózgów. Ale jak tylko spotkanie na Zoomie się skończyło, za każdym razem włączałam sobie jazz. Złożone kompozycje dodają mi energii i wzmacniają moją kreatywność. 

Jako modelka i fotografka sama doskonale wiesz, że kobiety regularnie zderzają się z nierealistycznymi wymaganiami wobec wyglądu. Ty jednak swoimi działaniami oraz postawą celebrujesz prostotę, naturalność i szczerość. Podobnie jest w przypadku kolekcji z Anine Bing. Czy chciałaś w ten sposób dodać kobietom siły?

HC: Niewiele z tego, co robię w życiu, jest zamierzone - bardziej chodzi o wolność, swobodę i organiczne działanie. Podążam za swoją intuicją i żyję chwilą. Jestem po prostu naturalną dziewczyną i myślę, że ma to odzwierciedlenie we wszystkim, co robię. Do tego Anine i ja jesteśmy bardzo dumne z naszego duńskiego dziedzictwa i widać to w naszych projektach. Jeśli poza tym mogą one dodawać kobietom siły, to jest to wartość dodana.