Butelka prosecco na spotkaniu z przyjaciółką, aromatyczny grzaniec przed snem i kilka kolejek ginu z tonikiem na świątecznej imprezie firmowej. Brzmi znajomo? Kiedy na zewnątrz robi się coraz zimniej, a wieczory stają się coraz dłuższe, w równej mierze co trzask ognia w kominku, uwielbiamy dźwięk otwieranej butelki wina.  Jak się okazuje, ogólna tendencja do spożywania większej ilości alkoholu od września do lutego jest w pełni uzasadniona z  naukowego punktu widzenia. Najnowsze badania przeprowadzone w Pittsburgh Liver Research Centre w Stanach Zjednoczonych udowodniły ścisłe powiązania między średnią temperaturą, natężeniem światła słonecznego w ciągu oraz spożywaniem alkoholu. Wyniki badań (wsparte informacjami, którymi dysponuje WHO – Światowa Organizacja Zdrowia) opublikowane w Hepatology journal uwzględniają dane ze 193 krajów. Ujawniono w nich, że zimny klimat przyczynia się do wzrostu  współczynnika zachorowań na alkoholizm. W państwach gdzie temperatury osiągają niskie wartości wykazano też wysoki procent osób cierpiących na choroby wątroby. Dr Ramon Bataller z Uniwersytetu w Pittsburghu w oficjalnym oświadczeniu dla prasy pisze:

„Wyniki naszych badań pokazują coś, co wszyscy przeczuwali przez ostatnie dekady, jednak do tej pory nikt nie udowodnił tego w sposób naukowy.”

Alkohol jest tzw. wazodylatatorem, co oznacza, że rozluźnia naczynia krwionośne i zwiększa przepływ ciepłej krwi do skóry. To właśnie dlatego chętniej sięgamy po alkohol kiedy jest nam zimno. Wspomniane już badania zwracają również uwagę na fakt, że niższe temperatury są również związane z wyższymi wskaźnikami depresji, co z kolei od dawna łączy się ze wzmożoną konsumpcją alkoholu.