Inspiruje mnie nomadzki styl życia, dlatego podczas projektowania łączę elementy kultur Wschodu i Zachodu – mówi Sandra Sandor, założycielka marki Nanushka. Projektantka czerpie też z węgierskiej architektury, sztuki i designu, szczególnie z lat 70. Nostalgia jest zapisana w DNA Nanushki. To dlatego zaraz po studiach na London College of Fashion Sandor zdecydowała się wrócić do rodzinnego Budapesztu i tam rozwijać autorską markę. Nie bała się powrotu z wielkiej stolicy mody. Wierzyła, że zanim jej kolekcje pokocha świat, ona najpierw musi pokazać mu swoje korzenie. Sięgnęła więc do czasów dzieciństwa. Markę nazwała pseudonimem, który nadał jej kiedyś tata, a elementem charakterystycznym swoich kolekcji uczyniła kokardę. Ale nie oczywistą, lecz w formie węzełka, którym dekoruje niemal wszystkie bluzki, sukienki czy spodnie. 

O marce Nanushka:

Marka założona w 2005 roku dwa lata temu zyskała międzynarodową popularność i stała się fenomenem szczególnie wśród młodych kobiet. Projektantka zrozumiała ich potrzeby – generacje Y i Z szukają w modzie przede wszystkim oryginalności i cenią marki, które nie tylko szyją świetne ubrania, lecz także prezentują pewne wartości. A Nanushka ma obie te cechy. Używa jedynie wegańskiej skóry, wspiera lokalną produkcję i działa na zasadach zrównoważonego rozwoju. Nad tym ostatnim Sandor pracuje z fundacją światowej sławy działaczki Ellen MacArthur. Cel? W ciągu następnych pięciu lat uczynić markę jeszcze bardziej eko. Ale swój sukces Sandor zawdzięcza przede wszystkim temu, że zbudowała wokół Nanushki prawdziwą społeczność fanów. Projektantka czuła, że młodzi nie chcą być jedynie klientami, ale częścią marki, dlatego w centrum Budapesztu otworzyła dla nich autorski butik połączony z kawiarnią, gdzie mogą nie tylko kupować, lecz także spotykać się i spędzać czas.


7 pytań do Sandry Sandor, założycielki Nanushka
 

Kto miał największy wpływ na Twoją karierę?

Sandra Sandor Bez wątpienia moja mama. W czasach komunizmu była w Budapeszcie znaną projektantką ubrań dziecięcych. Choć nie było odpowiednich materiałów, ona potrafiła stworzyć coś z niczego. To mama zaraziła mnie pasją do mody i pomogła stawiać pierwsze kroki w tej branży.

Twoje kolekcje wyglądają jak perełki vintage! Estetyka retro jest wpisana w DNA marki?

Kocham vintage i często inspiruję się dawnymi wnętrzami czy designem. Ostatnio spodobał mi się miodowy kolor starych, skórzanych kanap i  zwierzęcy wzór. Przeniosłam je do letniej kolekcji. Lubię mieszać nowoczesność z vintage, bo dorastając na Węgrzech, całe życie obserwowałam to wyjątkowe zderzenie progresywnej kultury Zachodu i nostalgicznego Wschodu. Jestem też fanką analogowych zdjęć. Lubię, kiedy nasze kampanie wyglądają, jakby były z przeszłości.

10 lat temu każdy projektant chciał, by jego marka była kojarzona z Paryżem czy Londynem. Teraz młodzi kreatorzy coraz częściej podkreślają swoje oryginalne pochodzenie.     

Założenie marki z dala od stolic mody było o wiele trudniejsze. Jednak myślę, że klienci pokochali Nanushkę właśnie dlatego, że pozostałam wierna swoim korzeniom. Międzynarodowy rozgłos pomogły nam zyskać social media. Poza tym zauważyłam, że ludzie z Zachodu zaczęli interesować się Budapesztem i innymi stolicami Europy Środkowo-Wschodniej! Znam wielu utalentowanych projektantów z Węgier, Polski czy Czech, którzy również zaczynają być doceniani na fali tego trendu.

Twój autorski butik to kultowe miejsce na mapie Budapesztu.

Największą rozpoznawalność przyniósł nam internet, ale przecież marka nie może istnieć tylko w chmurze. Bardzo istotne jest dla mnie tworzenie kolejnych butików, takich jak ten w Budapeszcie, w którym można miło spędzić czas i porozmawiać o modzie. Organizujemy tu nawet klub książki! Zależy mi na tworzeniu społeczności wokół Nanushki. 

Skóra to Twój znak rozpoznawczy, jednak nie ta naturalna, tylko wegańska.    

Odkryłam ją kilka lat temu i odszywam z niej wszystko – od kurtek po bluzki. Jest przyjazna dla środowiska i zwierząt, bo powstaje z polimerów i nie wymaga chemicznego garbowania. W dotyku jest równie luksusowa i delikatna co naturalna, a jednak o wiele łatwiej się ją konserwuje.

Co sezon inny element Twojej kolekcji staje się bestsellerem. Masz przeczucie, co będzie przebojem tego lata?

W tej kolekcji najbardziej lubię kimonową, skórzaną sukienkę Iben w piaskowym odcieniu z szylkretowymi guzikami. 

Podobno założyłaś męską linię, bo zauważyłaś, że mężczyźni kupują u Ciebie damskie modele...

To prawda! I ten uniseksowy motyw na tyle mi się spodobał, że rozwinęłam go w najnowszej kolekcji. Chciałabym, aby kobiety i mężczyźni mogli się wymieniać naszymi ubraniami.
 

Tekst: Angelika Warlikowska