To nie jest film. To nie jest po prostu film. To ponad dwugodzinna łamigłówka, wycisk emocjonalny, wysiłek intelektualny, podchody z reżyserem i scenarzystą usiane wskazówkami, gdzie możesz pójść w interpretacji, czytaniu kontekstów. A tych dróg są dziesiątki. Tropów zaś setki. Panowie Żuławscy, co Panowie zrobili z naszą głową…

Już z pierwszego rozdziału wiemy tyle, że "Mowa ptaków" będzie traktatem o twórczości, że rozleje się na mnóstwo wątków i bohaterów, postaci wziętych z biografii ojca i syna, albo z bogatego dorobku samego Andrzeja Żuławskiego. Spośród całego tego panopticum figur najważniejszy jest Marian (oszalały i genialny Sebastian Fabijański). Marian to alter ego i Andrzeja, i Xawerego i to akurat widz dostaje podane na tacy. Ich twarze przenikają się na początku i końcu filmu, dzięki specjalnie skonstruowanemu ujęciu. To wizualny komentarz do genezy powstania tego obrazu. 156 stron scenariusza ojciec przekazał Xaweremu na 10 dni przed śmiercią, mówiąc: "Zrób z tym, co chcesz". I Xawery zrobił, co chciał. Poszatkował nam w głowach wszystko to, czego się spodziewamy, robiąc z "Mowy ptaków" piękny zbiorowy autoportret, poemat o kinie, pokoleniu, historii, polityce, konflikcie, sztuce. Film naszpikowany jest zresztą odniesieniami do biografii Żuławskich i historii literatury. Widz czuje się w obowiązku czytać świat przedstawiony detal po detalu, aluzja po aluzji.

Marian jako przewodnik i narrator zabiera nas w podróż po warszawskich i podwarszawskich mieszkaniach, barach, willach, i szkołach. Wchodzimy z nim do miejsc i zaglądamy do ludzi, których skądś znamy. "Czy to było nawiązanie do Szekspira? Czy ta czaszka to z Hamleta? A ten chocholi taniec to z Wyspiańskiego? Boże, przecież to jak z "Tanga" Sławomira Mrożka!". A wszystko to goni jeszcze Mickiewicz, Gombrowicz, Lew Tołstoj a nawet Wojciech Młynarski… Dodatkowo bohaterowie mówią słowami i gestami, które wypada skądś kojarzyć, choćby były artystyczną parafrazą. W tym labiryncie kontekstów łapałam zadyszkę, bo tak bardzo chciałam rozpoznać wszystko, co Żuławscy mają mi do powiedzenia. Tylko, że oni o to nie dbają. Daniel Olbrychski grający rolę Andrzeja mówi w którymś momencie do Mariana: "Liczy się ego. Liczysz się ja i ty, oni nie". Oto pozycja artysty - stwórcy a przynajmniej nadczłowieka. Który jednocześnie daje wskazówki a potem wodzi Cię za nos i ma to gdzieś, czy za tym pójdziesz. Andrzej Żuławski w jednym z wywiadów wyśmiał nawet tego typu doszukiwanie się odniesień i biografii w swoich dziełach. Zapytany przez Katarzynę Przybyszewską o to, czy w jego książkach można doczytywać się nawiązań do jego życiorysu, odpowiedział: "Jedynie niewielkie skupisko ludzi: w Warszawie " warszawka, w Paryżu" paryżew, powie: "aaaaa, to o niej, aaa, to o tym". Jeśli coś człowieka zaprząta przez 17 lat, można stworzyć coś - na kanwie doświadczeń. Nieelegancko jest robić to w celu zdjęcia gaci sobie i komuś". A jednak dużo Żuławskiego w Żuławskim. Także w przypadku filmu Xawerego.

Marian jest właśnie takim, tak samo bezczelnym artystą do szpiku kości. Polonista, pisarz, marzy o rządzie dusz, którym tak przy okazji jednak trochę gardzi. To ultrawspółczesny nie-romantyk, bezdomny ideowo, niby szuka korzeni (bo w końcu dociera do domu ojca), ale idąc tam, depcze ograniczające go normy i ramy. Nienawidzi mityzacji tradycji i patriotyzmu, a jednocześnie używa ich dekoracji. Bardziej Gustaw niż Konrad, chociaż w sumie żaden z nich. I przy okazji wyśmiewający tego rodzaju porównania. Nożem grozi nazistowskiej bandzie uczniów, bije, ubliża, robi głupie miny, przeklina, miota się, obraża. Pozornie afera o pokazanie "Mowy ptaków" w konkursie głównym festiwalu w Gdyni jeszcze podkręca wymowę tej postaci. Jej cudowną prawdę.

Marianowi towarzyszą (choć to za mało powiedziane) na ekranie naprawdę wytrawni i teatralnie zagrani bohaterowie: trędowaty kompozytor pianista Józef, upokarzany historyk Ludwik, rozkochana kwiaciarka Maria, i wybitna w swoim epizodzie Marta Żmuda Trzebiatowska w roli rozhisteryzowanej, zepsutej Jakubcowej. Takie kobiety kochał Andrzej Żuławski, takie doprowadzał do szaleństwa, a nawet tytułowego "Opętania". Wśród kobiecych postaci wyróżnia się też młodziutka Ala (Katarzyna Chojnacka), element jak z innej bajki - nastolatka rejestrująca eskapady Mariana kamerą smartfona. To ona złośliwie uświadamaia Marianowi to, jak zobaczy go kolejne pokolenie. Ala jest ironiczną uczennicą. "Ty też będziesz stary i nieaktualny" - zdaje się mówić. A za chwilę płacze, widząc scenę inspirowaną szaleństwem muz Andrzeja Żuławskiego.

Narracja wszystkich bohaterów z czasem staje się natłokiem głosów zmierzającym do finału łączącego przedziwny dance macabre z popkulturą rodem z teledysków o zombie (brawa za komizm - opis kluczowej sceny spoczywa w sejfie wraz z kluczami). Już w tytule filmu Xawerego Żuławskiego słychać wielogłosowość, polifonię. I nie chodzi tylko o przeplatający się głos, czy raczej dialog, Żuławskich. Zanim w napisach końcowych pojawiły się nazwiska reżyserów współpracujących, dało się wyczuć, że Xawery, owszem zrobił ten film po swojemu, ale miał wcześniej wysłuchać wielu głosów, opinii, wspomnień i wizji związanych ze scenariuszem. Który w przyszłości, w komplecie z filmem, zapewne stanie się tematem prac magisterskich i doktorskich. Nie wiem, czy Żuławscy by sobie życzyli swoich dzieł na aulach, bo twórczość obu łamie kademickie zasady aż wszystko grzmi i trzeszczy. I tak to powinno wyglądać w kontrze do komercji, którą w "Mowie ptaków" ośmiesza z lubością powtarzany cytat z Wojciecha Młynarskiego. "Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle głośno, byle głupio". Strach pomyśleć, że takie mogłoby być polskie kino w Gdyni bez wywrotowców konkursu głównego.

Mało brakowałoby, a widzowie festiwalu filmowego w Gdyni nie mieliby okazji zobaczyć ostatniego dzieła Xawerego Żuławskiego. Na szczęście, po wielu krytycznych opiniach, władze festiwalu postanowiły dodać produkcję, opartą na scenariuszu zmarłego w 2016 roku Andrzeja Żuławskiego, do Konkursu Głównego. Choć świetny, to jednak mało prawdopodobne, aby został doceniony na gali wręczenia nagród. Żuławski wnosi sporo odniesień do dzisiejszego życia politycznego, a to się nie podoba… Tym bardziej, że kilka dni temu wybuchł skandal z udziałem Jacka Bromskiego - jego „Solid Gold” został usunięty z konkursu. Podobno chodziło o cenzurę niektórych scen. Mamy jednak nadzieję, że zarówno jury, jaki i władze festiwalu nas zaskoczą jeśli chodzi o realne szanse na nagrodę dla „Mowy ptaków”.


O czym jest ten film? Nauczyciel historii w liceum zostaje zaatakowany przez uczniów podczas lekcji (pierwowzorem było głośne wydarzenie sprzed lat), a z opresji ratuje go polonista Marian. Niestety mężczyzna zostaje zwolniony ze szkoły. Marian jest też niespełnionym pisarzem, mieszka razem Józefem - ambitnym kompozytorem, chorującym na… trąd. Współlokator namawia Mariana, żeby napisał słowa do jego nowej piosenki. Za to dziewczyna muzyka pracuje jako sprzątaczka u bogatego małżeństwa. Historia może na pierwszy rzut oka nie jest porywająca, ale w tym filmie nie chodzi o samą fabułę. Najważniejsze są słowa. A zwłaszcza zabawa językiem w skojarzenia, czy cytatami. Jeden wyraz inspiruje bohaterów do powiedzenia czegoś nawiązującego do „słowa-klucza” (klucz jest tu użyty nieprzypadkowo), choć to czasem całkowicie zmienia wątek wypowiedzi. Żuławscy robią nam wręcz test ze znajomości literatury, poezji, filozofii, czy filmów, a nawet muzyki. Co chwilę mamy jakieś odniesienia - od Adama Mickiewicza i jego „Dziadów” i „Pana Tadeusza”, po Williama Szekspira, Lwa Tołstoja, Tadeusza Różewicza oraz Juliana Tuwima. Wspomniany jest też Stendhal i jego „Czerwone i czarne”. Usłyszymy „O mój rozmarynie”, (to jedna z najpopularniejszych pieśni wojskowych z czasów I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej), czy utwór z opery „Madame Butterfly”. A choreografia w jednej z ostatnich scen wygląda, jak ta pokazana w kultowym teledysku Michaela Jacksona. Tego jest jeszcze więcej, co więcej, same dialogi często się rymują. Piosenka pt. „Dziewczyna zła” też nie jest przypadkowa. Podobny utwór lata temu razem z Andrzejem Korzyńskim napisał Andrzej Żuławski dla zespołu „Czerwono-Czarni”, jednak grupa odrzuciła ten kawałek. 


„Mowa ptaków” to również komentarz współczesnej Polski, a dokładnie opinia o naszym społeczeństwie. Niestety Żuławski nie miał pozytywnego zdania o ludziach, zwłaszcza tych młodych. Sceny z młodzieżówkami prawicowymi, fanami Legii, licealistami filmującymi kolejne wybryki kolegów - nikt nie wypada tu dobrze, wręcz przeciwnie. Pokazana jest głupota, nadmierny konsumpcjonizm („mam nowy telefon”, „a mój tata to ma nawet konie” - mówi w w kilku scenach nierozstająca się ze swoim smarftonem Ala do Mariana) i agresja, miałkość. Staczamy się, nie reprezentujemy żadnego godnego poziomu. A przy tym „dumnie” reprezentujemy narodowościowe hasła i hasełka. Na plan filmowy wybrano m.in. centrum Warszawy podczas obchodów Powstania Warszawskiego. Obaj Żuławscy zwracają widzom uwagę, że idea nacjonalizmu ma coraz więcej zwolenników, to osoby nieukształtowane w żaden sposób. Ani przez nauczycieli, kulturę, czy rodziców.


Film podzielony jest na części. I gdy coraz głębiej wchodzimy w świat Żuławskich zauważymy, że obaj odnoszą się również do swojego życia. Już w swoim debiucie reżyserskim, czyli „Chaosie”, Xawery zawarł scenę pokazującą wypadek samochodowy, do którego doszło w 1993 roku. Zginęła w nim wtedy Barbara Kosmal (córka Barbary Brylskiej) - to młody Żuławski był wtedy kierowcą. Co ciekawe, jeśli uważnie przyjrzycie się napisom końcowym to zauważycie wiele znanych nazwisk. Operatorem był współpracownik zmarłego reżysera, dziś 81-letni Andrzej J. Jaroszewicz (efekt przenikającej się twarzy oparty jest na specjalnie zaprojektowanym przez niego obiektywie). Jest też adnotacja o współpracy reżyserskiej. Okazuje się, że początkowym zamysłem było stworzenie filmu opartego na rozdziałach wyreżyserowanych przez kilku twórców. Jako hołd dla wielkiego mistrza. Oprócz Xawerego Żuławskiego mieli być to również Jacek Borcuch, Jan Komasa i Piotr Kielar. Ci dwaj pierwsi niestety (a może "stety") zajęli się swoimi projektami (zarówno „Boże ciało”, jak i „Słodki koniec dnia” są pokazywane w tym roku w Gdyni). Sceny przygotowane przez Kielara zostały częściowo włączone do produkcji. Sama gra aktorska to również jazda bez trzymanki i to na najwyższym poziomie - genialny w tej roli Sebastian Fabijański jako alter ego obu Żuławskich i równie świetny Sebastian Pawlak, Andrzej Chyra jako brat-malarz (w rzeczywistości Xawery ma młodszego brata przyrodniego Ignacego, którego matką jest malarka Hanna Wolska), zaskakująca Marta Żmuda Trzebiatowska (Andrzej Żuławski chciał nakręcić z nią film), Daniel Olbrychski oraz partnerujący im Eryk Kulm, Jaśmina Polak, Katarzyna Chojnacka (wygląda jak polska Chloe Grace Moretz), Żaneta Palica, a także Borys Szyc. Swój moment mają nawet bracia Mroczek, czyli gwiazdy serialu „M jak miłość”. Każdy z tych aktorów zostanie zapamiętany przez widzów i to na długo. 


"Mowa ptaków" to jednocześnie wyrażenie podziwu dla wielkiego filmowca i ojca, komentarz dzisiejszego świata oraz pokazanie, jak dojrzałym artystą jest dziś Xawery Żuławski. „Ten film mnie uwolnił. Coś się zamknęło. Moja korespondencja duchowa z ojcem się umocniła, a z drugiej strony stanęliśmy twarzą w twarz jako niezależni ludzie i artyści.” - przyznał Xawery w rozmowie z serwisem culture.pl.