Cannes, koniec lipca. Grupa dziewczyn czeka cierpliwie przed hotelem Carlton, by świętować współpracę luksusowej platformy zakupowej mytheresa.com i ulubionego projektanta butów gwiazd, Gianvito Rossi. Dress code na zaproszeniu: summer cocktail. W hotelu wirują maksisukienki z bufiastymi rękawami, hipisowskie kaftany, wiktoriańskie suknie à la „Opowieść podręcznej” i barwne spódnice do ziemi. Hiszpański dziennikarz śmieje się, że jesteśmy świadkami śmierci mini. – Anglosasi nazywają to indeksem rąbka. Ten termin, stworzony przez George’a Taylora w 1926 roku, pokazuje, że wraz ze wzrostem ekonomicznym skraca się długość sukienek i odwrotnie – mówi socjolog mody Frédéric Godart. Podobnie jak indeks szminki i lakieru, który potwierdza, że w okresie recesji rośnie sprzedaż szminek i lakierów do paznokci. Ale powodów, dla których projektanci postanowili zakryć nasze nogi, jest więcej. Brexit, wzrost nastrojów populistycznych, zagrożenie terrorystyczne, globalne ocieplenie, wizja katastrofy ekologicznej… I najbardziej prozaiczny – że kobiety po prostu kochają długie suknie. – Wraz z rozwojem kolekcji cruise i resort zauważyliśmy wzrost zainteresowania tym typem sukienek. Sprawdzają się w każdym klimacie i o każdej porze roku. Są łatwe w noszeniu i superkobiece – tłumaczy dyrektor zakupów mytheresa.com, Tiffany Hsu. Nawet uzależniona od mini Kate Moss postawiła tego lata na długość maksi. 

Przybywa też marek, których znakiem firmowym jest długość XL: LaDoubleJ, Brock Collection, Molly Goddard, The Vampire’s Wife, Batsheva. Sygnowane przez nie sukienki: przeskalowane, 
z koronkowymi kołnierzykami, ozdobione nadrukami vintage i uszyte z najcenniejszych tkanin, przenoszą nas w czasie do innej epoki i są synonimem kobiecości w wydaniu retrocool. – Wszystkie nasze klientki je uwielbiają – mówi założycielka Batsheva, Batsheva Hay. – Kiedy w 2016 roku ruszałam z własną marką, nie zastanawiałam się, czy mężczyźni będą uważać, że moje kolekcje są sexy. Trzy lata temu nie było takiej marki dla kobiet, które chciały ubierać się wygodnie i kobieco. Sama mam dwoje dzieci i marzyłam o sukience, która ułatwi mi życie. Moje projekty są uszyte z miękkiej, elastycznej bawełny, mają duże kieszenie i nie krępują ruchów.

 

Wydłuża się też długość spódnic, co widać na wybiegach. U Valentino, Balenciagi, Diora, Givenchy, Isabel Marant sięgały za kolana. Na ulicach nowa długość świetnie komponuje się z szetlandzkimi swetrami i sandałami Birkenstock. Lata 2000. i estetyka porno chic, wymyślona przez Toma Forda, oraz powrót pop rocka, lansowany przez ówczesną it-girl Siennę Miller, wydają się dziś prehistorią. Czy to oznacza zmierzch mini i zwrot w stronę purytańskiej skromności? Założycielka marki LaDoubleJ, JJ Martin, uspokaja: – Wręcz przeciwnie, te sukienki i spódnice, wyróżniając się kolorami i wzorami, zwracają uwagę na właścicielki. Poza tym są często transparentne, więc wiele nie ukryją. I nic nie stoi na przeszkodzie, by podkręcić ich seksapil biżuterią albo nieśmiertelną czerwoną szminką.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez THE VAMPIRES WIFE (@thevampireswife) Paź 23, 2019 o 4:11 PDT

Era wstydu?
Trend na modest fashion narodził się 20 lat temu. Zakryte ramiona, kolana i dekolty wpisują się w normy narzucone przez tradycję i religię. Nic dziwnego, że coraz więcej marek wprowadza linię modest fashion: od Uniqlo, Mango i H&M po Dolce & Gabbana, Burberry i Tommy Hilfiger. Wartość tego rynku do 2021 roku może przekroczyć 368 miliardów dolarów. – Mamy do czynienia z rozwojem nowej fali konserwatyzmu. Ale nie zapominajmy, że chodzi głównie o modę – punktuje socjolog Frédéric Godart.