Nieczęsto się zdarza, by bieżące wiadomości ze świata miały aż tak duży wpływ na modę. Gdy w Paryżu odbywały się pokazy kolekcji na sezon wiosna–lato 2019, w Waszyngtonie, w Sądzie Najwyższym USA, trwały przesłuchania w sprawie oskarżeń o molestowanie seksualne przez sędziego Bretta Kavanaugh. Między pokazami ­częściej dyskutowało się o tym, co dzieje się na sali sądowej za oceanem, niż o nowych kolekcjach. Poprzednio wydarzenia polityczne miały ­taki wpływ na modę 17 lat wcześniej – po atakach na World Trade Center, tak traumatycznych, że musiało ­upłynąć kilka lat, by projektanci na nowo zaczęli bawić się modą. Dziś polityka wraca na wybiegi. Prawa kobiet, potrzeba godności, brexit, nasilające się nastroje nacjonalistyczne, akcje Me Too i Time’s Up, prawa osób LGBTQ, prawo do aborcji, równość płac czy zmiany klimatyczne – to tematy, o których dyskutowali nie tylko widzowie w kuluarach, lecz także projektanci w swoich pracach.

Manifest na wybiegu
Kiedy w Waszyngtonie Kavanaugh bronił się przed sądem, po olbrzymim tarasie paryskiego Palais de Tokyo maszerowały modelki Ricka Owensa z groźnymi minami i płonącymi ­pochodniami w dłoniach. Siła, dzikość i powaga, które z nich emanowały, sprawiły, że przypominały współczesne wojowniczki. Gdy w pewnym momencie stojąca na środku tarasu drewniana wieża zaczęła płonąć, publiczność – co nie zdarza się często na pokazach – była autentycznie poruszona. Owens nazwał tę kolekcję „Babel” i choć sam uważa ją za symbol przeplatających się w jego życiu nadziei i nihilizmu, ambicji i zepsucia, dla oglądających pokaz przesłanie było jednoznaczne – najwyższa pora skończyć z patriarchatem. Ubrania zaprojektowane przez Owensa bardziej nadają się na uliczne protesty czy undergroundowe imprezy niż do zdominowanego przez mężczyzn biurowego świata korporacji. Sterczące kolce, gumowe frędzle, kubistyczne korony wojowniczek. I choć kolekcja była przygotowywana wiele miesięcy wcześniej, scenografia sprawiała, że nie sposób było interpretować tego pokazu w oderwaniu od wydarzeń politycznych. „Wyglądała jak metafora płonącego Waszyngtonu” – relacjonował Imran Amed, twórca portalu Business of Fashion. 
Podczas kolacji, którą Miuccia Prada wydała po pokazie swojej kolekcji, projektantka przyznała wprost, że jest wściekła. Wściekła na to, co dzieje się na świecie, jak powszechnie są łamane prawa kobiet. Jej frustrację świetnie widać w nowej kolekcji, która definiuje współczesną kobietę i jej wygląd. To nie są ubrania dla panienek bojących się zabrać głos czy niemających nic ważnego do powiedzenia. Bliżej im do uczestniczek ruchu oporu. Jak przyznała sama kreatorka, jest to próba konfrontacji konserwatyzmu z liberalizmem. Są tam więc toczki na czubek głowy, torebki, których nie powstydziłaby się królowa Elżbieta II, i płaszczyki idealne na niedzielne wyjście do kościoła. Ale są też czarne skórzane minisukienki na cieniutkich ramiączkach, prowokacyjnie wycięte dekolty i dużo przezroczystości. Walka prawicy z lewicą już dawno nie była tak ostra jak dzisiaj, a Prada, w czasach studenckich działaczka włoskiej partii komunistycznej, nie ma zamiaru pozostawać wobec niej obojętna. 

Nowy kanon piękna
Jedną z najpiękniejszych kolekcji z przesłaniem zaprojektował włoski wirtuoz krawiectwa Pierpaolo Piccioli dla Valentino. – Moda ma moc, żeby zmienić czyjś punkt widzenia, szczególnie w przypadku młodszych odbiorców. Dlatego nie wystarczy szycie ubrań, trzeba przekazywać ­nimi światopogląd – przekonuje. W 2016 roku, tuż po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, przebywający wówczas w Moskwie Piccioli chodził po mieście w czapce z napisem „Fuck Donald Trump”. – Jest jeden plus jego prezydentury. Wielu osobom otworzyła oczy, ludzie nabrali większej świadomości, zaczęli walczyć – uważa projektant. W marcu 2018 roku Piccioli nie mógł zagłosować w wyborach we Włoszech, w których główna debata toczyła się wokół polityki antyimigracyjnej, ponieważ kolidowały z datą pokazu Valentino w Paryżu. Postanowił więc oddać swój głos za pomocą czynów, obsadzając w pokazie aż 20 czarnoskórych modelek. – Ten głos okazał się mocniejszy, niż gdybym zagłosował na papierze. Mój sprzeciw wobec głupiej ksenofobii dotarł do dużo szerszej publiczności – opowiada.  Rzeczywiście – wystarczyło kilka miesięcy, by po latach braku różnorodności wybiegi były już zdominowane przez ciemnoskóre modelki. Największa sensacja tego sezonu – ­zamykająca pokazy Valentino i Chanel posągowa 18-letnia piękność Adut Akech – nie miała sobie równych pod względem liczby okładek, kampanii czy pokazów, w których wzięła udział. Urodzona w Sudanie Południowym Akech pierwsze lata życia spędziła w obozie dla uchodźców w Kenii, a w wieku sześciu lat wraz z matką i pięciorgiem rodzeństwa zamieszkała w Australii. – Nawet jeśli będę najlepiej zarabiającą modelką na świecie, nigdy nie przestanę być uchodźczynią – podkreśla Akech, która stała się symbolem zmian społecznych, a w konsekwencji także zmian w modzie. 
Jedną z najbardziej zaangażowanych kolekcji w historii swojej marki Comme des Garçons zaprojektowała Rei Kawakubo, która od ponad 40 lat konsekwentnie tworzy modę tak bardzo zbliżoną do sztuki, jak to tylko możliwe. Była to jej odpowiedź na akcję Me Too. Otwierająca pokaz ciężarna modelka w męskim garniturze „rozerwanym” na środku przez jej brzuch symbolizowała wielką, pierwotną siłę kobiet. A zdekonstruowane marynarki, płaszcze i sukienki, mocne i piękne jednocześnie, dawały do zrozumienia, że prawdziwa władza jest w rękach kobiet. 

vetements

Opinia w cenie
Rozczarowanie Kawakubo musiało być ogromne, gdy jeden z jej protegowanych, amerykański projektant Thom Browne, zrobił coś dokładnie odwrotnego, a jego paryski pokaz zdobył najwięcej krytycznych głosów. „Modelki w agonii”, „Kompletnie głuchy na nastroje społeczne” – krzyczano w recenzjach. Wielka szkoda, bo konceptualne ubrania zainspirowane kulturą plażową były naprawdę spektakularne, dowodzące nieprzeciętnej kreatywności. Ale inscenizacja pokazu – zniewolone modelki, ledwo chodzące w butach, w których ewidentnie chodzić się nie da, z rękami przywiązanymi do tułowia, w maskach na twarzach jak z „Piątku 13” – wszystko popsuła i oderwała uwagę od samych projektów. Niestety, tę makabryczną kombinację pastelowych kolorów i ubezwłasnowolnionych kobiet Browne zaprezentował w najgorszym z możliwych momentów. Równie mocno oderwany od rzeczywistości, a jednocześnie najbardziej wyczekiwany był debiutancki pokaz Hediego Slimane’a u Celine. W ciągu dwóch lat jego nieobecności w branży zmieniły się zarówno nastroje społeczne, jak i oczekiwania konsumentów. Pojawili się nowi liderzy (Alessandro Michele u Gucci, Demna Gvasalia u Balenciagi), którzy udowadniają, że im gorsze czasy, tym większe zapotrzebowanie na szaleństwo i oderwanie od schematów. Tymczasem 50-letni Slimane nadal powraca do swojej młodzieńczej fantazji o zbuntowanych chłopcach i dziewczynach w kusych marynarkach i za krótkich sukienkach, która przyniosła mu sławę w czasach, gdy projektował dla marek Dior Homme i Saint Laurent. Tyle że dziś to już tylko przestarzała obsesja pana w średnim wieku. Nie ma tu ani komentarza do współczesnego świata, ani miejsca na wolność i zabawę. Jest za to powściągliwość i rygor, którymi porwał tłumy… 18 lat temu. Dziś jednak oczekujemy od mody czegoś innego. Przykład szalonego sukcesu domu mody Gucci pod wodzą Alessandro Michele pokazuje, że wolimy być wyzwolonymi hipisami walczącymi z opresyjną władzą niż zblazowaną młodzieżą z fryzurą rockabilly. Także zatrudnienie do pokazu większości białych modelek i modeli w czasach, gdy pożądana jest różnorodność, było kolejnym dowodem na ignorancję i z pewnością nie pomogło w odbiorze pokazu.W świecie mody dominuje dziś poczucie, że na pewne rzeczy zbyt długo przymykano oczy. Tim Blanks, jeden z najbardziej opiniotwórczych komentatorów, twierdzi, że dostosowanie twórczości do czasu i okoliczności jest dzisiaj w modzie najważniejsze. Posiadanie opinii i głośne jej wyrażanie są teraz priorytetem. A projektanci mają nie tylko zwracać uwagę na problemy, lecz także podpowiadać rozwiązania.

Tekst Maja von Horn