Inspiruję się, dodaję zdjęcia, rozmawiam. A przede wszystkim bardzo, ale to bardzo staram się pozostać sobą. Gdybym miała w dwóch zdaniach określić, co na Instagramie klika się najlepiej, powiedziałabym: wszystko, dużo wszystkiego. Dużo makijażu, dużo ciała, dużo kłamstwa. Tutaj „less” wcale nie jest „more”! Ludzie dodają swojemu życiu nieco barw za pomocą wymyślnych filtrów i aplikacji. To dlatego większość kobiet ma podobny odcień skóry – używają tego samego filtra dającego efekt pomarańczy na twarzy (co jeszcze parę lat temu było synonimem braku klasy!), poprawiają policzki, zmniejszają nosy, powiększają usta. Bez ingerencji brązera i skalpela – wystarczy jeden ruch palca. Takie są trendy upiększania w wirtualnym świecie.

 

NOWY LEPSZY MODEL

Postanowiłam zrobić eksperyment: w telefonie wymodelowałam brwi, narysowałam perfekcyjną kreskę na powiece, wyostrzyłam kości policzkowe i powiększyłam usta. W sekundę, dla żartu, w odpowiedzi na komentarz jednego z moich obserwatorów. Na kilka tysięcy osób, które zobaczyły to zdjęcie, jedynie dwie zareagowały pytaniem, w jakiej aplikacji to zrobiłam. Reszta obsypała mnie komplementami: „Rewelacja!”, „Piękne wyglądasz!”, „Częściej się tak maluj!”. Większość „kupiła” moją nową twarz. Bezzmarszczkową, wyrzeźbioną i nierealną. Nie przypuszczałam, że osoby, które mnie obserwują od lat, nie zauważą różnicy. Gorzej – uznały, że to najlepsze wydanie mnie samej!

 

CIENKA LINIA

– Oszukujemy, bo chcemy poczuć się lepiej – mówi dr Ewa Jarczewska-Gerc, psycholog społeczna. A czujemy się lepiej, gdy mamy dużo serduszek pod zdjęciami, a nie mniej. Każdy to wie. Problem pojawia się, gdy poziom akceptacji wymierzanej serduszkami zaczyna przesłaniać codzienność.

Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii na kilku tysiącach nastolatków wykazały, że im więcej czasu spędzamy na Instagramie, tym częściej wpadamy w stany depresyjne, a nawet depresję. – Mechanizm jest prosty – tłumaczy psycholog. – Kreujemy postać, którą zachwycają się inni ludzie. To nas podbudowuje. Funkcjonujemy tak, aż w lustrze zobaczymy swoje prawdziwe i zwyczajne oblicze. Nasza twarz bez filtrów i aplikacji sprawia, że czujemy się gorzej, nie lubimy siebie. Wciąż porównujemy się do innych i do siebie ze zdjęć. Nasz nastrój powoli się obniża, ponieważ wciąż musimy pilnować, aby być idealną i nadążać za „konkurencją”. W końcu nasze życie staje się emocjonalną huśtawką – dodaje psycholog.

 

POWRÓT DO RZECZYWISTOŚCI

Codziennie rano przeglądam przy kawie Instagrama, robię śniadanie dla swoich córek, ogarniam się przed wyjściem z nimi do szkoły. Na zegarku dopiero 6.05, a w świecie wirtualnym już jest perfekcyjnie! Dziewczyny mają wymodelowane włosy, precyzyjny makijaż i śnieżnobiały uśmiech, a na deser dobrą radę: bądź sobą! Moi wirtualni przyjaciele zaczynający swój nowy, wyjątkowy dzień, pełny ekscytujących przygód. I co z tego? Nic. Zupełnie nic, bo doskonale wiem, że ich życie wygląda dokładnie jak moje i tylko w sieci pokazują jego idealne skrawki. Doklejają kolejne elementy układanki, które są spójne z ich profilem, wyjeżdżają za granicę tylko po to, by zrobić idealne ujęcie, kupują ubrania do dobrego selfie, by następnego dnia zwrócić je do sklepu. Świat wirtualny trwa tylko chwilę. Zdjęcie na Instagramie żyje kilka sekund. Jest zaledwie przecinkiem w codzienności. A w niej niedoskonałości istnieją i to właśnie one czynią nas wyjątkowymi, jedynymi w swoim rodzaju.

Kasuję tę apkę. Nie będę oszukiwać. Wybieram tradycyjny makijaż, nawet jeśli na zdjęciu wygląda gorzej.                 

 

Agata Herbut