O marce Rilke usłyszałam po raz pierwszy od dziewczyn z działu mody ELLE. Wychwalały seksowne, a przy tym subtelne koronkowe staniki i body, zaprojektowane przez Rillę Pawlaczyk. Założycielka marki mieszka i pracuje w Bydgoszczy. Jej atelier mieści się w dawnym domu jej babci. Gdy przyjeżdżam do niej na wywiad, na dole trwa jeszcze remont. Podekscytowana Rilla pokazuje mi, gdzie będzie salon i pokój jej córeczki Mii, po czym prowadzi mnie na górę do swojego królestwa. Czuję się tam jak w bajce. Wszędzie dookoła leżą piękne koronki: białe, czarne i pastelowe. Na tym jednak koniec bajkowych skojarzeń, bo codzienność w atelier to ciężka praca i wyścig z czasem, żeby zdążyć z zamówieniami i nowymi projektami. W bieliźnie tak jak w prêt-à-porter obowiązuje sezonowość. – Właśnie skończyliśmy jesienno-zimową kolekcję. Tak jak każda liczy 8-10 modeli. Zawsze projektuję więcej, bo i tak część odpada – mówi Rilla. Przy każdym produkcie kluczowy jest research, którego nauczyła się, studiując przez rok projektowanie w Anglii. – Studenci dostają tam temat i mają poznać klienta i świat – czym żyją ludzie, co jedzą, w jakich miejscach bywają. Research stanowi 50 proc. oceny ich pracy – mówi Rilla. Po powrocie z Anglii obroniła dyplom z projektowania ubioru w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. – W pracy magisterskiej analizowałam powstawanie trendów. Jeszcze przed jej napisaniem poznałam Marlenę Woolford, która pracowała wtedy dla WGSN – największej na świecie agencji prognozowania trendów. To ona mi pokazała, że moda jest nieodłączną częścią kultury. Od tego czasu staram się być jak badacz trendów. Lubię chodzić po sklepach, jeździć w nowe miejsca, obserwować nieznajomych w knajpach. Przeglądam blogi, mój ulubiony to Missmoss.co.za. Prowadzi go dziewczyna z RPA, która łączy zdjęcia mody z tradycyjnym afrykańskim rzemiosłem. Często wchodzę też na strony o trendach, np. WGSN.com.