Na początek zajrzyjmy do świata zwierząt. Papużki nierozłączki wybierają partnera tylko raz, i to na całe życie. Gdy jedno umiera, skazują się na wieczne wdowieństwo. Hodowane samotnie cierpią fizycznie i psychicznie: często okaleczają się lub krzyczą. Skąd się wzięło powiedzenie o przyjaźniących się dziewczynach, że są jak papużki nierozłączki? – Przyjaźnie mężczyzn bazują na wspólnej pasji i spędzaniu czasu razem: wypad na ryby albo golfa. Rzadko kiedy facet przychodzi do kolegi, by się wypłakać. Kobiety są bliżej i operują głównie emocjami, bo w przyjaciółce widzą kawałek siebie – mówi psycholog Magdalena Chorzewska, prowadząca warsztaty rozwojowe dla kobiet Wow! Woman.

„Ile można gadać przez telefon? Przecież jesteście razem przez cały dzień w szkole” – dziwiła się moja mama, gdy wisiałam godzinami na telefonie z Beatą, przyjaciółką z liceum. Kilka lat temu nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Dzisiaj? Nie mamy kontaktu. Przyjaźń zawsze była dobrem luksusowym, a teraz, w czasach płytkich relacji, jest na wagę złota. Ludzie się szybko otwierają, nasycają i idą dalej. Na Facebooku możemy mieć tysiąc „przyjaciół”, a ostatnie badania pokazują, że co piąte gospodarstwo domowe w Polsce składa się z jednej osoby. Miałam w życiu sezony na różne przyjaciółki, ale mój „związek” z Beatą trwał aż 25 lat. Wkraczałyśmy razem w dorosłość. Wiedziałam, że możemy na siebie liczyć. To ona ocierała moje łzy, gdy odwołałam ślub na tydzień przed, i to ona zawiozła mnie do szpitala nad ranem, gdy odeszły mi wody. Chodziłyśmy z moim małym synkiem na obiady i spacery. Jakbyśmy były parą z dzieckiem. Beata chciała, by było jak dawniej, ale dziecko nie zawsze dawało porozmawiać. Zaczęłyśmy się więc umawiać same na mieście. Gdy zaszłam w drugą ciążę, nasz „związek” zaczął się sypać. Nie załapywałam się już na kawy na mieście i beztroskie wakacje singielek na Cykladach. Ja weszłam „w pieluchy”, a Beata rozwijała swój biznes. Gdy ona zaczęła jeździć na kosztowne podróże w odległe zakątki świata, ja co najwyżej mogłam wyskoczyć na dwa tygodnie do Jastarni. Mało rozmawiałyśmy przez telefon i jeszcze rzadziej się widywałyśmy. Widząc to, przejęłam inicjatywę w kontaktach. Bez sukcesów, bo Beata zaczęła mnie unikać. Mój wypadek samochodowy spowodował, że pojawiła się na chwilę. „Dlaczego jesteś ciągle niedostępna?” – zapytałam. „Chodzę na terapię, zmieniam swoje życie. Terapeutka doradziła mi zerwać stare, toksyczne znajomości” – odpowiedziała. Toksyczne? To o mnie?

Okazuje się, że często pierwszym etapem w terapii jest faza egocentryzmu. Człowiek musi zburzyć dotychczasowy porządek, by zbudować siebie na nowo. Czuje się zagubiony, a wszystko, co stare, kojarzy się mu z cierpieniem. Tylko że to ja cierpiałam i czułam się zagubiona po naszym „rozstaniu”. Czy to była przyjaźń z określonym terminem ważności?  – Między 25.–30. rokiem życia kształtuje się osobowość. Ktoś wybiera wegetarianizm, ktoś inny religię, trzeciemu klarują się poglądy polityczne. Przyjaźnie z okresu liceum są często wystawione na próbę. Może pojawić się kryzys, czasem trzeba postawić granicę, oczyścić atmosferę, a nawet czasem na chwilę odejść, by móc potem wrócić. Przyjaźnie trzeba „update’ować”, bo ty 15 lat temu i dzisiaj to dwie różne osoby – tłumaczy Magdalena Chorzewska. Gdzieś po drodze „rozjechałyśmy się” z Beatą. Inne modele życia, inne priorytety. Analizując naszą przyjaźń z góry na dół, a nawet w poprzek, odkryłam coś jeszcze. Beata przyjęła od początku w naszej relacji rolę mentorki, która wszystko wie lepiej. Traktowała mnie jak Puchatka o małym rozumku. – W przyjaźni często, nawet nieświadomie, wchodzimy w pewne role. W ogóle we wszystkich relacjach między ludźmi rozgrywa się podział ról na: kat, ofiara, wybawca. W zależności od osób i sytuacji człowiek może przeskakiwać z jednej roli do drugiej. Ktoś jest katem w pracy, a w domu ofiarą. Twoja przyjaciółka weszła w rolę wybawcy, która radzi i pomaga, a ty byłaś ofiarą. Ale to ma swoją cenę. Wybawcy uzurpują sobie prawo do wyborów ofiary, oczekują wdzięczności i posłuszeństwa. Gdy nie posłuchasz, potrafią stosować karę – tłumaczy mi psycholog.

Człowiek ma dwie podstawowe potrzeby: chce czuć się kochany i akceptowany. Przyjaźń jest formą miłości. Obie strony inwestują emocje, energię i czas. Według definicji w przyjaźni powinna łączyć ludzi ogromna i bezinteresowna sympatia. Z badań wynika, że pierwszych 10 minut ma decydujące znaczenie w wyborze przyjaciela. Ale tak samo jak w relacjach damsko-męskich – prawdziwa miłość czy prawdziwa przyjaźń nie rodzą się natychmiast. Pierwsze wrażenie może być mylne. Pod płaszczykiem przyjaźni czyhają pułapki. Katarzyna i Eliza poznały się parę lat temu w trakcie zbierania fantów na aukcję charytatywną. Złapały wspólny język od razu. – Eliza szybko skróciła dystans. Była osobą poturbowaną przez życie, samotną matką po rozwodzie i w dodatku poważnie zachorowała. Widziałam, że szuka bliskości. Zrobiła na mnie wrażenie osoby wrażliwej, miłej i otwartej – mówi Kasia, która nie tylko zaczęła pomagać Elizie w zbiórce charytatywnej, lecz także w życiu. Woziła ją na badania i wizyty u lekarzy, poświęcała czas. Ponieważ Eliza próbowała prowadzić małą firmę, Kasia zaczęła pro bono pracować dla niej, pomagając jej w promocji. W pewnym momencie nawet pożyczała jej pieniądze. W jednym miesiącu kilkaset złotych, w drugim kolejne. Umówiły się, że Eliza odda, kiedy będzie mogła. – I nagle z dnia na dzień kontakt się urwał. Eliza przestała odbierać telefony, a nawet zmieniła numer komórki – opowiada Kasia. Kilkutygodniowe śledztwo wykazało, że Eliza jest już zdrowa i wróciła do pracy w swojej firmie na pełnych obrotach. Kasia odważyła się do niej napisać mejla z pytaniem, czy mogą się już rozliczyć. W oficjalnym tonie zaczęły jej odpowiadać asystentki Elizy. – Dostałam raz mejla od niej samej, żebym... nie wywierała presji – dodaje smutno. Dalszego ciągu nie było. – Rozczarowanie i ból. Czułam się oszukana, nie tylko finansowo. Kim była ta osoba? – mówi Kasia. – Altruizm to czuły punkt Kasi, więc Eliza uderzyła w niego bez pardonu. To było oszustwo, a nie przyjaźń. Ona wyciągnęła korzyści z tej znajomości, a co ta znajomość dawała Kasi? Czuła się zapewne potrzebna i karmiła przez chwilę tym, że jest ważna, bo może pomóc – diagnozuje psycholog Magdalena Chorzewska.

Człowiek ma dwie podstawowe potrzeby: chce czuć się kochany i akceptowany. Przyjaźń jest formą miłości.

Ciężko się podnieść po takim rozczarowaniu. Zdarza się, że trzeba zażyć środki uspokajające, by ukoić ból, tak jak Dorota, która dała się wciągnąć w udawaną przyjaźń z koleżanką z pracy. – Kiedy odchodziłam z tej firmy, byłam w emocjonalnej rozsypce, czułam się tak, jakbym rozwiodła się z mężem albo gorzej – mówi Dorota o swojej relacji z Karoliną. Pracowały razem 10 lat. Gdy zaczęły, Karolina była szefową Doroty. Spędzały z sobą większość dnia. W korporacji powinno się zostawić życie prywatne i emocje za drzwiami, ale Dorota nie potrafiła. Zbliżyły się. Czytały sobie w myślach i dawało to świetne wyniki w pracy. – Czasami przychodziło otrzeźwienie, kiedy szefowej zdarzało się pokazać, że to ona jednak tutaj rządzi. Zbierając laury od prezesa, zapominała podkreślić, że to praca całego działu, a gdy były większe zebrania, sprzedawała moje pomysły jak swoje. Łaknęła splendorów i musiała być najlepsza. Bolało, ale siedziałam cicho – mówi Dorota. Długo nie umiała postawić granicy, grając w tym duecie Kopciuszka. Kiedy szefowa miała problemy z partnerem, Dorota wysłuchiwała jej lamentów i uważała to za oznakę zaufania. – Zauważyłam z czasem, że jestem jak studnia, do której wrzuca się gorzkie żale. Kiszę się z tym potem i przeżywam, a ona czuje ulgę. W zamian słyszałam tylko grzeczne: „Co u ciebie? Jak minął weekend?”. I nie bardzo była zainteresowana, co dalej – wspomina Dorota. 

W wyniku restrukturyzacji Dorota awansowała i przeniesiono ją do innego działu. Została jednak w pokoju z Karoliną, która już nie była jej szefową. Niestety, kobieta wciąż chciała zarządzać życiem Doroty. Atmosfera się popsuła. Potrafiły przesiedzieć osiem godzin w jednym pomieszczeniu i powiedzieć sobie tylko „dzień dobry”. Sprawy służbowe załatwiały przez mejle, siedząc praktycznie obok.– Nie byłam w stanie tak pracować. Poza tym zaczęłam myśleć o odejściu i własnym życiu. Chciałam robić nowe, ciekawe rzeczy. Miałam coraz więcej sukcesów poza firmą. Już nie chciałam być Kopciuszkiem. No i musiało się to źle skończyć! – mówi. Nieprzyjemna atmosfera zmusiła Dorotę, by ostatecznie odejść z pracy. Nie ma dzisiaj kontaktu z byłą szefową i przyjaciółką. Pytanie, czy to była przyjaźń? – W relacjach w pracy trudno o bezinteresowną przyjaźń. Zawsze któraś ze stron chce coś ugrać dla siebie. Przychodzi mi na myśl metafora brzydkiego kaczątka. Często spotyka się takie pary: ładna i brzydka przyjaciółka. Brzydka wybiera tę ładną, by ogrzać się w jej blasku, a przy okazji korzystać z profitów, bo ładna ma wokół siebie wianuszek ludzi. Ładna czuje się za to jeszcze ładniejsza w towarzystwie brzydkiej – mówi Magdalena Chorzewska. Jak to było w baśni Andersena? Brzydkie kaczątko stało się pięknym łabędziem. Gdy Dorota chciała zrobić krok do przodu, Karolina z wszystkich siła starała się ją zahamować. – W pracy będę już tylko pracować, a przyjaciółek będę szukać poza pracą – podsumowuje Dorota. Patrząc na swoje życie, dochodzi dzisiaj do wniosku, że prawdziwą przyjaciółkę ma tylko jedną, i to z dzieciństwa. Mogą się nie kontaktować miesiąc, ale kiedy któraś jest w potrzebie, wystarczy jeden telefon. To o nich dawniej mówiono, że są jak papużki nierozłączki. A ja? Cóż, jednak faktycznie myślę trochę jak Puchatek. „– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy? – Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika”.
 

Tekst: Sylwia Borowska