ELLE.pl: Bywasz drama queen?
 
Kasia Lins: Bywam egzaltowana, często nie panuję nad emocjami. Ale nie wiem też, co by było, gdybym je w pełni kontrolowała. Może nie mogłabym uprawiać obecnego zawodu. Z drugiej strony jestem trzeźwo myśląca i takie histeryczne momenty to są wyłącznie chwile, po których się otrząsam i wracam do rzeczywistości.
 
Ale pandemię pokonałaś dramaturgią. Koncert płyty "Moja wina" zamieniłaś w spektakl i wprowadziłaś na deski teatru. Skąd ten pomysł?
 
Izolacja sprowokowała nas do myślenia. Mówiąc nas, mam na myśli mnie i Karola Łakomca, bo nieformalnie jesteśmy duetem, który wspólnie pisze i produkuje piosenki czy robi klipy. Wydając płytę pod koniec maja, wiedzieliśmy już, że nie zagramy regularnego koncertu premierowego. Oglądając streamowane propozycje, które zalały wtedy internet, zastanawialiśmy się jaką formę powinien przybrać koncert oglądany z domowej kanapy, żeby choć trochę przybliżył słuchacza do jego realnej wersji. To nie było do zrobienia, dlatego poszliśmy w kierunku zmiany konceptu, miksu różnych dyscyplin, z którego urodzi się coś nietypowego. Stąd koncert grany na żywo przybrał formę filmu, jednej fabularnej, choć nieco abstrakcyjnej opowieści, której punktem wyjścia jest scena. Teatr był wyborem oczywistym, bo taka scena pomogła nam zejść z estrady, a wejść w przestrzeń odrealnioną, niesprecyzowaną i bardzo plastyczną pod kątem scenograficznym.

mat. prasowe

Dużo tu dekoracji, scenografii, kostiumów. Na sobie podczas live show masz na sobie chaquetillę - bolero torreadora, zmieniasz looki kilka razy. Ta mocna kreacja jest też nośnikiem muzyki?
 
Piękna jest ta chaquetilla! Niestety nie mogę jej zdobyć, nie jest na sprzedaż. Tak, kreacje zarówno moje, jak i zespołu to istotny element tego koncertu, bo podobnie jak scenografia czy światła pomagały nam zbudować poszczególne sceny, skontrastować każdą z piosenek, a założenie było takie, że każda z nich to zupełnie odrębna sfera. Podeszliśmy do tego koncertu jak do planu filmowego, więc każdy element wizualny był równie ważny co treść muzyczna.
 
Czym różni się "Moja wina" od płyty "Wiersz ostatni"?
 
Mną. Jestem na innym etapie życia, przez co inną autorką, zarówno tekstów, jak i muzyki. Jestem bardziej świadoma tego, o czym i w jaki sposób chce mówić. Coraz wyraźniej słyszę swój głos, coraz lepiej rozumiem gdzie mi dobrze. Moja muzyka rozwija się razem ze mną, a ja wciąż gonię swoje pomysły. Myślę, że jestem w dość płodnym momencie twórczym i chcę to wykorzystać jak najbardziej efektywnie.
 
Na nowym krążku słyszę trochę modlitw i antymodlitw - głównie do miłości. Twoja muzyka jest dla rozdartych serc...
 
Moja muzyka na pewno rozdziera. Nikogo nie głaszczę, nie pocieszam, raczej wiercę dziurę, niż łagodzę stany. Ale też nie jestem od tego, żeby serca pokrzepiać. Ta płyta jest moim zapiskiem emocji i refleksji zeszłorocznych i jeśli ktoś odnajdzie tam siebie, swoje historie, to dobrze. Jeśli kogoś innego sprowokuje do pomyślunku, też super. Ja swoje modlitwy uprawiam z wielu powodów. To często są rozmowy, które regularnie prowadzę ze sobą, a raczej dyskusje, w których sprzeczam się ze sobą zaciekle.
 
Całości towarzyszy oprawa grająca z sakralnymi motywami - jest habit, są świece, kadzidła, ale też seanse spirytystyczne. Dużo dekoracji, choć muzyka i cała płyta są na tyle mocne, że wystarczyłaby wyobraźnia. Po co Ci tak rozbudowane tło? Ono jest konieczne w czasach YouTube'a i Instagrama?
 
Potrzebowałam dusznego anturażu. Lubię maksymalizm, barok, przesadę, gęstość aranżu i rozbudowane harmonie. Nie po drodze mi z minimalizmem, Bach zawsze wygra u mnie z new classic. Jasne, że tej granicy trzeba pilnować, ale ja lubię ten rodzaj niebezpieczeństwa. Na polu artystycznym, wyłącznie chodzenie po ryzykownym gruncie daje mi poczucie, że żyję i wytwarza ciekawość tego, co zastanę.
 
Masz świetny wokal - to było słychać już na scenach telewizyjnego talent show, w którym brałaś udział. Ale słowa też piszesz sama. Muzyka czy liryka? Co Cię kręci bardziej?
 
Każda ta dziedzina jest składową piosenki, ciężko wyróżnić kluczowy składnik. Jedno wynika z drugiego, jedno nakręca drugie. Coraz pewniej czuję się jako autorka tekstów, ale to dla mnie wciąż obszar do zgłębiania. Muzyka to już teren, po którym chodzę pewnym krokiem, stąd pisanie tekstów jest pewnie większym wyzwaniem.

mat. prasowe


 Spełniasz się też, reżyserując swoje projekty - dużo tu psychodelicznych, newromanticowych klimatów. Co Cię inspiruje?
 
Głównie dziedziny pozamuzyczne. Już teraz myśląc o kolejnym albumie mam w głowie wyłącznie obrazy, kolory, nawet sceny do klipów, a piosenki jeszcze nawet zalążka. Zobaczę gdzie mnie to zaprowadzi. Lubię ten tryb, bo dzięki temu unikam zapożyczeń muzycznych. To niegłupi sposób, żeby nie zginąć w morzu zespołów, gatunków czy mody.
 
"Twoje piosenki są takie "gęste", bogate w dźwięki. Piękne. Brakuje takiej muzyki. Życzę sukcesów i zasłużonej sławy!" - to jeden z tysięcy komentarzy, które przeczytałam na Twoim kanale YT. Masz tam np. pół miliona odtworzeń "Wiersza ostatniego" - to jeszcze nie jest sława? Co jeszcze oznacza ta "zasłużona sława"?
 
Popularność to dziś najwyższa waluta. Myślę, że wiele piosenek jest dziś przez twórców traktowana jako właśnie środek do zdobycia wspomnianej sławy. Jasne, że super jest mieć dużą publiczność, słuchaczy czy czytelników. Żaden tak zwany artysta nie robi tego co robi wyłącznie dla siebie. Chciałabym, żeby poszerzające się grono odbiorców było efektem ubocznym mojej pracy, a nie głównym celem, w innym wypadku nie dźwignęłabym tego tematu.
 
Gdzie będzie można Cię usłyszeć, mimo niepewnych czasów?
 
Wciąż dostępny jest nasz koncert premierowy, w specjalnej, filmowej formule. Kiedy wydawałam płytę pod koniec maja, wiadomo było, że nie będzie możliwości promowania jej na koncertach. Pobudziliśmy wtedy nasze neurony, połączyliśmy synapsy (Ja, Karol Łakomiec i Maciej Bierut) i oto po kilku tygodniach znaleźliśmy się na planie filmowym, grając na żywo koncert, który przybiera kształt niekiedy filmu, niekiedy teledysku, przebijany jest scenami fabularnymi, a to wszystko w aurze jednak teatralnej. W czasach kiedy koncertowo nadal nie dzieje się wiele zachęcam do obejrzenia „Czego dusza pragnie - Live Show”.
 
Jeśli ktoś chciałby spotkać się z nami na żywo, to w najbliższym czasie zagramy w Mikołowie i Poznaniu. Zapraszam! To będa nasze pierwsze koncerty z płytą „Moja wina”.