Czasy się zmieniły. Kiedyś im więcej par butów stało w twojej szafie, tym lepszą byłaś blogerką. Dziś odsyłam z powrotem paczki, które ktoś chce mi podarować, bo źle się czuję, gdy mam za dużo rzeczy – mówi Kasia Szymków. 10 lat temu założyła jeden z pierwszych blogów o modzie w Polsce. To były czasy, kiedy za granicą startowała Chiara Ferragni, Bryanboy i Susie Lau (Style Bubble), a w Polsce zaczynała Jessica Mercedes, Maffashion, Harel. Kasia wraz z nimi odkrywała ten świat, pokazywała swoje codzienne stylizacje. Jedni jej kibicowali, inni ją krytykowali. Tych pierwszych było jednak znacznie więcej i dzięki nim prowadzenie bloga Kasia szybko uczyniła pełnoetatową pracą jeszcze na studiach. Fakt, że można się utrzymywać z pokazywania swojej szafy, dziś już nikogo nie dziwi, ale wtedy to były początki.


Żeby się wybić, trzeba było mieć coś wyjątkowego. Kasia umiała wyszukiwać perełki w second-handach. Sama regularnie oglądam ją na Instagramie i na widok kaszmirowych sweterków kupionych za 4 zł i niezliczonej liczby ubrań Acne Studios wzdycham z zazdrości. – Do dziś buszuję w sklepach z odzieżą używaną. Po pierwsze z sentymentu, po drugie – skoro coś przetrwało próbę czasu, wierzę, że posłuży mi dłużej niż rzeczy z sieciówki – mówi. Dekadę temu jeszcze nie mówiło się o zero waste ani ekologii, a to zawsze wyróżniało ją na tle innych blogerów. Wśród polskich influencerek jest nazywana naczelną minimalistką. Uwielbia styl skandynawskich marek, takich jak COS, Arket czy Totême. A najczęściej można zobaczyć ją w jedwabnej koszuli, wełnianej marynarce i dżinsach. – W dobrej parze denimu od Acne Studios, Levi’sa czy Jacquemusa mogłabym chodzić do końca życia – śmieje się. Wydaje się, że jako influencerka powinna mieć szafę pełną ubrań, wcale tak nie jest. Z rozsądkiem podchodzi nawet do rzeczy od projektantów. – Blogerki były znane z tego, że noszą markowe ubrania. Długo zbierała na wymarzoną torebkę Yves Saint Laurent, a gdy ją kupiłam, okazało się, że wcale nie sprawia mi aż tyle radości, jak się spodziewałam – dodaje. Choć ma ją do dziś, mówi, że zakup kolejnej tak drogiej rzeczy byłby już bardziej przemyślany. Woli wyszperać coś z drugiej ręki albo kupić od polskiej marki. I właśnie za to dziewczyny pokochały jej styl.

Tekst Angelika Warlikowska