Symboliczny pogrzeb mody: trumny, "śmieci" i gorsety

Początek pokazu nawiązywał do sceny ze starego francuskiego filmu z lat 60. "Qui êtes-vous Polly Maggoo?", w której sesja mody urządzona jest na wzór pogrzebu. Z tą różnicą, że wśród żałobników Gaultiera, ubranych od stóp do głów na czarno i w sylwetki z archiwum jego domu mody, znalazły się modelki, które towarzyszyły mu od początków, takie jak Farida Khelfa, Laurence Treil, Yasmin LeBon i Erin O'Connor. Show rozpoczął się prawdziwym spektaklem w gronie dziwaków i dam na deskach słynnego paryskiego teatru - Théatre du Châtelet.  

Na wybieg sześciu mężczyzn wniosło trumnę, tańcząc jednocześnie w rytm orkiestry i Boya George'a wyśpiewującego "Back To Black" Amy Winehouse. Gdy pojawili się na środku, Karlie Kloss w sukience-wieńcu pogrzebowym z wstęgą wypisaną "La Mode Pour La vie", czyli "Moda na życie" otworzyła wieku i tym samym rozpoczęła pokaz: z drewnianej trumny wyszła modelka ubrana w białą sukienkę babydoll, złożoną z setek miniaturowych w tym samym stylu.

Po chwili na wybiegu pojawiła się prawdziwa nostalgiczna seria, nawiązująca do słynnych projektów JPG - podzielona niczym sztuka teatralna na akty, przeplatana występami na żywo zaproszonych muzyków. Zobaczyliśmy prawdziwy popis recyklingu ubrań i pomysłów: sukienki uszyte z rękawiczek, spódnice ze starych pończoch i mini z fragmentów kurtek motocyklowych, bluzki z krawatów, a nawet sukienki z malowanej ręcznie porcelany.

Towarzyszyły im naszyte z przodu marynarki i koszule, zawieszone na człowieku jak na wieszaku i nawiązujące do kolekcji wiosna-lato 2003. 

W drugiej części show wybieg opanowała analiza i interpretacja gorsetu - elementu garderoby, z którego Gaultier uczynił w połowie lat 80. symbol kobiecej siły oraz bliźniaczo podobnych do słynnego modelu ze stożkowym biustonoszem, w którym występowała Madonna podczas swojej głośnej trasy "Blond Ambition". Obok gorsetu pojawiły się bieliźniane sznurowane marynarki, półprzezroczyste komplety, satynowe sukienki zbudowane z pasków z prostokątną klamrą, ale też nawiązania do kolekcji wiosna-lato 1998, inspirowanej stylem i twórczością Fridy Kahlo (JPG odtworzył wówczas jej zbudowane z pasów ubranie z obrazu "Strzaskana") - kamizelki z "okienkami", wycinane kurtki, peleryny ze skrawków materiału. To właśnie w tym akcie pokazu na wybiegu pojawiła się zachwycająca Dita von Teese w  mini z pasków i klamr, a zaraz po niej - Irina Shayk ubrana w sukienkę ze stożkowym biustonoszem, nawiązującym do słynnego gorsetu Madonny.

Niech żyje indywidualizm

Potem nastąpił krótki moment patriotyzmu Gaultiera: akt trzeci rozpoczęła sukienka we francuską flagę, a zaraz po niej pojawiły się słynne żeglarskie paski - jego znak rozpoznawczy - rozmalowane na kombinezonach, sukienkach, falbanach. Ta część należała do Gigi Hadid, która przeszła się po wybiegu ubrana w nowoczesny marynarski uniform z bluzką przypominającą wachlarz z plisowanej organzy, która przywodziła na myśl charakterystyczny niebiesko-biały sweter w paski z metką JPG. 

Pomysły, które rodziły się w głowie projektanta przez te pięćdziesiąt lat pracy - pełne zaskakującej wyobraźni, radości tworzenia oraz humoru - i które teraz ożywały na nowo, zaczęły się coraz bardziej zagęszczać, łączyć ze sobą i mieszać. Jean Paul Gaultier dodał dżins, pióra, po chwili brokat oraz koronki i ubierał w nie, tak jak to robił od pierwszego pokazu, ludzi o różnych kolorach skóry, figurach, pochodzeniu czy tożsamości płciowej.

Była też aktorka Rossy de Palma, ubrana w tiule i maki, a wśród ponad dwustu sylwetek było też miejsce na bardziej oficjalne garnitury i komplety, gdzie często kobiety nosiły szerokie spodnie, a mężczyźni długie spódnice.

Wybieg zamienił się w szkiełka zabawkowego kalejdoskopu: srebrzyste gorsety i biustonosze zdobiły marynarki, warstwy tiulu wychodziły ze spódnic, biżuteryjne wzory, pepitka i kwiaty mieszały się z rycinami historycznej Francji, kolory sylwetek rozmywały się i korespondowały ze sobą, a na scenę wchodzili kolejni wspaniali goście. Coco Rocha, Winnie Harlow, Paris Jackson, Joan Smalls, Anna Cleveland, DJ Kiddy Smile, polska modelka Julia Banaś i wniesiona na rękach Amanda Lear... można wymieniać bez końca. Wspaniałe show zakończyło się triumfującym na deskach teatru Gaultierem w gronie przyjaciół, współpracowników, znajomych z branży - którzy nie kryli łez wzruszenia, wpadali sobie w objęcia i wiwatowali. 

Pięćdziesiąt lat pracy takiego talentu, zebrane w jednym podsumowującym pokazie? Tego nie da się oceniać bez sentymentów i wzruszeń. Jedno jest pewne - niesamowitym wizualnym spektaklem Jean Paul Gaultier udowodnił, że chociaż rozstaje się na dobre z haute couture, to zawsze będzie enfant terrible świata mody, a w jego głowie drzemie jeszcze mnóstwo pomysłów.