Najpopularniejsza torebka tego roku ma 12 NA 9 cm. Mieści kartę kredytową i trochę drobnych na parking. Kosztuje bagatela 486 dolarów. Model o jakże dźwięcznej nazwie Le Chiquito wyprzedał się momentalnie, odkąd paradowały z nim na ostatnim tygodniu mody niemal wszystkie influencerki. Za tę kwotę spokojnie mogłabyś kupić sobie pokaźny model Victorii Beckham albo Acne Studios, więc jak to możliwe, że kobiety wydają pieniądze nawet nie na mini-, tylko mikrotorebkę, która przecież nie spełnia swojej funkcji? Na tym właśnie polega magia projektów JacquemusaSimon Porte Jacquemus, 29-letni przystojniak z Lazurowego Wybrzeża, swoją markę założył 10 lat temu, choć dopiero od czterech jest o nim naprawdę głośno. Przełom nastąpił w 2016 roku, kiedy zorganizował głośny pokaz na paryskim tygodniu mody, a redaktorzy łamali język, by wymówić jego imię. Żakłamę? Żakęmła? Jacquemus (Żakmus) pokazał wówczas kolekcję ubrań à la stylowa amiszka. Pojawiły się w niej słomiane kapelusze z wielkim rondem, drapowane koszule z haftami, ściskające talię marynarki i obszerne bluzki w grochy. Prosta, ale efektowna kolekcja spodobała się tak bardzo, że pokazał ją jeszcze raz, ale tym razem nie w Paryżu, tylko tam, skąd pochodzi i skąd czerpie inspiracje – w Marsylii. Od tego się zaczęła „gorączka Jacquemusa”.

Modne torebki na jesień i zimę 2019 od polskich marek >>

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez JACQUEMUS (@jacquemus) Wrz 2, 2019 o 9:46 PDT

Złoty chłopiec
Wymarzył sobie studia na École Supérieure des Arts et Techniques de la Mode (ESMOD) w Paryżu. Aby je opłacić, mieszkający na prowincji rodzice sprzedali samochód. Jacquemus nigdy nie skończył tej szkoły. Jego podbój stolicy mody przerwała nagła śmierć ukochanej matki. Na jej cześć nazwał później jej panieńskim nazwiskiem swoją markę. „Ona zawsze będzie o niej” – mówił w wywiadach. Pracę pod własnym nazwiskiem zaczął w 2009 roku, ale wówczas zaprezentował światu mody coś diametralnie innego od tego, z czym dziś jest kojarzony. Początkowo czerpał z dorobku awangardowych twórców, takich jak Martin Margiela czy Rei Kawakubo. Dekonstruował, ciął i udziwniał ubrania, zakrywał maskami twarze modelek i dbał o teatralność pokazów (wybieg w pustym basenie czy przejście po pokazie z białym koniem). To właśnie u Kawakubo uczył się fachu i wyglądało na to, że chce iść w jej ślady, tworząc artystyczną modę. Był tylko jeden problem – takie ubrania przecież się nie sprzedają, chyba że są z metką Maison Margiela czy Commes des Garçons. Jego talent jednak nie został niezauważony. W 2015 roku Jacquemus otrzymał nominację do prestiżowej nagrody dla młodych projektantów LVMH Prize. Wygrał, zgarniając 150 tysięcy euro na rozwój marki i roczną opiekę tego koncernu mody. Dalszą jego historię już znacie. Odmieniony, zachwycił świat mody wspomnianym pokazem w Marsylii. Jego estetyka powoli zaczynała się zmieniać. W kolejnej kolekcji wybiegowej, tym razem na jesień–zimę 2017/2018, było widać, że projektant rozprawiał się jeszcze ze swoją artystyczną stroną. Na wybiegu pokazał wariację na temat garnituru (do dziś mówi, że to jego ulubione medium projektowe) – czarne marynarki z przerysowaną linią ramion, spodnie z rozszerzonymi nogawkami i awangardowe nakrycia głowy przywoływały sylwetki lat 60. i teatralne pokazy Johna Galliano dla Diora. Dopiero kolekcja na wiosnę–lato 2018 pokazała tę estetykę Jacquemusa, z którą kojarzymy go dziś.

La bomba
Kolekcja zaprezentowana w Muzeum Picassa w Paryżu była pocztówką z sielskich wakacji pod słońcem Prowansji. Przywoływała klimat starych francuskich filmów: wyzwolone, seksowne, a jednocześnie zmysłowe kobiece sylwetki z nonszalanckimi, wiązanymi w talii koszulami z wielkim dekoltem, prześwitującymi wełnianymi bluzkami eksponującymi piersi czy sukienkami tubami. Całość utrzymana w delikatnej tonacji bieli, czerni, beżów i ochry, z kilkoma refleksami intensywnego koloru. To właśnie wtedy minitorebki trzymane przez modelki zaparły gościom pokazu dech w piersiach, podobnie jak kapelusze z przeskalowanym rondem. Tak, to ten model kilka miesięcy później królował na Instagramie, a w sklepie internetowym projektanta wyprzedał się czterokrotnie. Czy ta kolekcja była wybitna? Większość powiedziałaby, że niczym nie zaskoczyła, a jednak Jacquemus pokazuje ją co sezon z nieznaczną modyfikacją i za każdym razem bijemy mu brawa. Chyba dlatego, że jest po prostu piękna i każda z nas od razu wyobraża sobie w niej siebie. Do tego projektant jest świetnym bajkopisarzem. „Opowiadam historię francuskiej dziewczyny, ale nie paryżanki” – tłumaczy. Choć nie mówi tego często, to nie przepada za stolicą Francji. Nie interesuje go pompatyczność tego miasta ani nie chce być postrzegany jako kolejny wielki paryski kreator mody. Na jego stronie w zakładce „O mnie” znajdziemy tylko jedno jego zdjęcie – nie w atelier ani nie pośród sterty szkiców w ferworze pracy, ale na rowerze, w polu, o zachodzie słońca.„Wychowałem się, biegając boso po polach, wolny, by bawić się ubraniami” – opowiada poetycko. Każdą kolekcję podobno najpierw upina na sobie, a muzą jego pokazów jest matka Valérie. „Znalazłem starą fotografię, na której stoi uśmiechnięta w porcie, ma chustę zawiązaną na głowie, ceramiczne kolczyki i pareo w talii” – mówił zapytany o inspirację do pokazu „La bomba”. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez JACQUEMUS (@jacquemus) Wrz 26, 2019 o 11:01 PDT

 

#jacquemus
Marzenie o byciu „dziewczyną z Riwiery” kupiła ostatniego lata chyba każda z nas, co ciekawe, głównie dzięki Instagramowi. To dzięki niemu projektant zyskał największą sławę, a jego obroty są w tym roku szacowane na 20 milionów dolarów. Minitorebki czy wielkie torby z rafii z pokazu „La Riviera” na wiosnę–lato 2019, choć niepraktyczne, okazały się większym hitem sprzedażowym od regularnej kolekcji! Kupują je głównie millennialsi, by zrobić sobie z nimi zdjęcie na Instagram. Jacquemus doskonale ich rozumie, w końcu sam jest jednym z nich. Do tego marka ma zabawną i oryginalną strategię wizualną, nad którą projektant pracuje z agencją digitalową swojego chłopaka, Marco Maestriego. Aby zaangażować odbiorców, co pewien czas w komentarzach rozdaje darmowe ubrania, a jako zaproszenia na pokaz wysyła śmieszne gadżety. Ostatnio była to nanowersja słynnej torebki. Le Petit Chiquito o wymiarach 8,5 na 5 cm podbija social media, choć można ją nosić tylko na palcu. Ale prawdziwym majstersztykiem był jego rocznicowy pokaz. Zorganizowany w lipcu, z dala od tygodnia mody i od Paryża – na polu lawendy w Valensole w Prowansji. Miał ponadkilometrowy wybieg w idealnym odcieniu instagramowej fuksji, a dzięki jego długości wszyscy zaproszeni goście siedzieli w pierwszym rzędzie. „Do ostatniego momentu nie wiedzieliśmy, gdzie się odbędzie. Zabrano nas z hotelu samochodami, w których słuchaliśmy ulubionej playlisty Simona, a gdy dojechaliśmy, poproszono nas o zdjęcie butów i przejście po dywanie na swoje miejsca. To dość komiczne patrzeć, jak dziewczyny zdejmują szpilki i idą boso po polu, ale w tej zabawie i naturalności tkwi właśnie sedno marki” – opowiadała uczestnicząca w wydarzeniu Aleksandra Grzymska. Pod koniec pokazu Jacquemus jak zawsze przebiegł uśmiechnięty przez cały wybieg. Jest coś wyjątkowego w tym jego szczerym, wręcz dziecięcym uśmiechu. Sprawia, że od razu wierzymy, gdy mówi, że kolory bluzy pokazanej w kolekcji faktycznie przypominają mu o torcie, który piekła dla niego babcia. Jacquemus stoi na czele gwardii młodych projektantów, którzy proponują prowadzenie marki w rytmie #slow. Mówi, że mógłby zacząć otwierać swoje butiki, ale po co? Mógłby podnieść już ceny, ale po co? Podobno miał zastąpić Phoebe Philo w Céline, ale wątpliwe jest, że przyjmie posadę w innym domu mody. Nie lubi tańczyć, jak mu zagrają. Woli dojeżdżać z rodzinnego Mallemort pociągiem TGV do Paryża i tworzyć swoją wizję mody. Gdy będzie miał już dość, mówi, że wróci do domu na wieś i zostanie farmerem. 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez JACQUEMUS (@jacquemus) Cze 26, 2019 o 10:09 PDT

Tekst: Angelika Warlikowska