Abercrombie & Fitch swoje działania w Polsce rozpoczęło zupełnie niestandardowo i to za pomocą uruchomienia dość egzotycznej w naszych warunkach rekrutacji... Dzięki temu mogłyśmy pozwolić sobie na małe dziennikarskie śledztwo :). No, może wcale nie takie małe...

Środa, w samo południe

Trzeba przyznać, że zdziwiłyśmy się, gdy na ulicy zaczepiła nas grupa pięknych dziewczyn i przystojnych facetów wyglądających jak wyjęci prosto z serialu o Californi. A gdy dodatkowo zaproponowali nam obu z miejsca pracę managera w Abercrombie & Fitch, to naprawdę opadły nam szczęki. Sekta, zbiórka pieniędzy, fałszywa rekrutacja? Okazji, żeby się dowiedzieć nie mogłyśmy przepuścić, więc szybko obie wczułyśmy się w rolę i tak dotarłyśmy do samego źródła informacji... 

Na początku kilka pytań (tak, tak, jeszcze na ulicy). O znajomość języków, ulubione marki, ukończone studia. Na każde udzielamy chyba oczekiwanych odpowiedzi, bo w nasze ręce wędruje wizytówka rekruterki, która szybko wbija do iPhone'a nasze numery. Po kilku dniach dzwoni telefon: "Hallo, we've met on Chmielna street. Can I invite you to meet recruitment on Monday?". Oczywiście, że tak, już wpisujemy w kalendarz!

Poniedziałek, 16.00

Do drugiego etapu idziemy przygotowane perfekcyjnie - przewertowałyśmy stronę internetową marki i hasła w Wikipedii. Rozmowa odbywa się tym razem w hotelu Radisson w Warszawie (choć po pierwszym kontakcie spodziewałyśmy się czegoś bardziej szalonego). W recepcji sporo ludzi - większość w ubraniach w stylu "casual luxury", gdzieniegdzie migają logotypy marki. Konkurencja  jest sprytna, ale pocieszamy się, że jeansy i marynarski t-shirt z H&M nie przeszkodzą nam w walce o wymarzone stanowisko ;). Sympatyczna Włoszka, która sama mogłaby zostać modelką Hollister, usadza nas w grupach i prezentuje na iPadzie klipy wideo z kampanii marki. Potem padają pytania: o wykształcenie, zainteresowania, podróże... I tu po raz pierwszy delikatnie się ujawniamy i przyznajemy, że cóż, zawodowo piszemy o modzie i to nasza pasja. Rekruterka zachowuje kamienną twarz, za to z większym entuzjazmem reaguje na plany życiowe reszty kandydatów: podróże, poznawanie nowych ludzi i udział w mistrzostwach piłki plażowej... No cóż, ta rekrutacja naprawdę jest oryginalna. Na koniec dajemy sobie zrobić kilka zdjęć, zostawiamy CV i żegnamy się z amerykańskim uśmiechem na ustach.

Poniedziałek, 20.00

Wpisujemy w wyszukiwarkę: "Jak dostać pracę w Abercrombie". Ponad 5000 wyników (boimy się wpisać po angielsku, bo nie zdążyłybyśmy tego przejrzeć przez kilka dni). Jak na dłoni widzimy, że wystarczyło zrobić to przed rozmową, a sukces miałybyśmy w kieszeni. Są nawet instruktażowe filmy! Dowiadujemy się, że najlepiej mówić o miłości do podróży, zadeklarować możliwość częstej zmiany miejsca zamieszkania i chęci poznania rówieśników z całego świata. I że koniecznie na spotkaniu trzeba pojawić się w stylizacji bliskiej charakterowi marki. No cóż, nie zdziwimy się, jeśli nikt do nas nie oddzwoni, ale i tak wiemy już to, co było nam potrzebne...

Epilog

Abercrombie & Fitch wkracza do Polski i w dość niecodzienny sposób werbuje pracowników do rocznego programu 'Manager in Training', po którym jego adepci obejmą stanowiska w pierwszych dwóch punktach grupy w naszym kraju. Wcześniej będą musieli wyjechać na roczne szkolenie w różnych miejscach (głównie w Stanach Zjednoczonych), gdzie nauczą się zarządzania, sprzedaży, obsługi klienta zgodnie z normami grupy. Za wszystko zapłaci A&F, ale po powrocie absolwenci szkolenia w ramach umowy podejmą się pracy menadżerów sklepów w Polsce. I wreszcie najważniejsze - dlaczego w pierwszym etapie rekrutacja odbywa się na ulicy? Bo według strategii marki, wszyscy kandydaci mają być...piękni, co w oświadczeniach podkreśla Mike Jeffries, prezes i dyrektor grupy Abercrombie & Fitch, potwierdzając tym samym plotki o "polityce wyglądu koncernu". Kontrowersyjne? Owszem, o czym świadczą setki pozwów sądowych, które co miesiąc składają byli pracownicy firmy oskarżający ją o dyskryminację rasową, religijną i płciową. Szeroko mówi się o zwolnieniach spowodowanych np. łamanym zakazem noszenia hidżabu, odmowy pokazania nagiego torsu, czy zrobienia podczas eventu pompek przez najprzystojniejszych pracowników. Mimo tego skandalicznego kultu piękna, A&F rośnie w siłę i jest jednym z najbogatszych koncernów odzieżowych na świecie (w 2011 roku jej zysk wyniósł 48 milionów dolarów, a jego prezes zamknął dziesiątkę najlepiej zarabiających menadżerów USA).

Czy polski rynek okaże się chłonny na ciuchy Hollister i ich pięknych sprzedawców? Póki co wiemy tylko, że sklepy pojawią się w Warszawie i Krakowie, ale w tym momencie próżno szukać informacji o tym, z jakimi centrami handlowymi grupa Abercrombie & Fitch prowadzi rozmowy. Możemy więc tylko przypuszczać, które galerie handlowe wydają się Amerykanom atrakcyjne, także pod względem warunków komercjalizacji przestrzeni...

Mimo wszystko nie możemy się doczekać wielkiego otwarcia, na którym na pewno się pojawimy. Głównie w celach poznawczych ;)

California, babe!

AKTUALIZACJA:
Hollister w Galerii Mokotów!