Nie jest to pierwsza lepsza rzecz z mojej szafy. Płaszcz, który wybrałam, to małe dzieło sztuki - a stworzyła go zaprzyjaźniona projektantka Karolina Miko. Jest retro i nowoczesny zarazem. No i nie sposób przejść obok niego obojętnie. W zasadzie to trudno go opisać. Jest w artystycznym klimacie, a jednocześnie przypomina XIX-wieczne dworskie marynarki czy surduty: to przez te ekstrawaganckie kolorowe falbany oraz plisowane wykończenia. I jeszcze te przepiękne dandysowe guziki. Tak, zdecydowanie ma w sobie coś arystokratycznego. Po raz pierwszy włożyłam go na swój premierowy koncert mojej drugiej płyty "Pysk", który odbył się w klubie Miłość w Warszawie. Ale miałam go na sobie także podczas koncertu na stadionie w Rzeszowie. Na scenie towarzyszył mi nie raz i do nie jednej sukienki. Odpowiednio podświetlony tworzy bardzo monumentalne wrażenie.

Historia jednej rzeczy: Ania Kuczyńska i jej niezwykła torebka z metką Issey Miyake>>

To nie był mój pierwszy projekt od Karoliny. Wcześniej uszyła już dla mnie kostium. Płaszczyk wypatrzyłam, gdy ponownie wybrałam się do jej pracowni. Wtedy jeszcze nie był skończony - to część jej kolekcji dyplomowej i od razu zamarzyłam, aby był mój. Zarezerwowałam go jeszcze zanim Karolina obroniła dyplom. Potem jeszcze nieraz go ode mnie pożyczała, np. na konkurs Złotej Nitki w 2017 r., którego jest laureatką.

Bardzo cenię sobie naszą artystyczną współpracę. To wspaniałe posiadać coś, co zostało wykonane przez ludzi, w których talent i pasję wierzysz. Swoje kostiumy, szyte na miarę, traktuję jak dzieła sztuki. Na scenie są moją zbroją, jednak wiele razy zdarzyło mi się wybrać w nich także na jakąś branżową imprezę. Oczywiście nie każdy się nadaje, bo scena rządzi się jednak swoimi prawami, ale na pewno sprawdzają się cekinowe lub błyszczące, asymetryczne marynarki. Tych z Karoliną popełniłyśmy kilka.

Latem w mojej szafie królują sukienki. Na jesień kompletnie się ona przeistacza. Najbardziej lubię wtedy nosić krótkie spódnice i łączyć je z koszulami oraz marynarkami albo grubymi, obszernymi swetrami. Mam też słabość do sportowych butów. Przez tę pasję wraz z Sofixem zrobiliśmy limitowaną wersję butów Bovskiej, które sama zaprojektowałam. Nazywają się Sorrento Edition, tak jak moja najnowsza płyta.

W mojej szafie jest wiele kolorów, jednak na co dzień ubieram się klasycznie. Ulubione zestawy bazują na czarnych dżinsach, krótkich spódnicach oraz koszulach - najlepiej vintage. Ostatnio na przykład upolowałam w second handzie piękną jedwabną koszulę, z którą się nie rozstaję. Mam też słabość do biżuterii, zwłaszcza kolczyków i posiadam naprawdę pokaźną kolekcję błyskotek od Kopi. Często przywożę też jakieś skarby z podróży, coś co upoluję od lokalnych projektantów. Najczęściej jednak inwestuję w akcesoria polskich marek, szczególnie w torebki.

Ostatnio doszłam do wniosku, że w mojej szafie jest zdecydowanie za dużo ubrań. To trochę przez zawód, który uprawiam, bo często muszę pokazywać się publicznie. Mimo to chciałabym tak skompletować garderobę, żeby mieć tylko rzeczy, które naprawdę kocham i których potrzebuję. Tak, aby iść w jakość, a nie ilość. Teraz planuję na przykład zakup mocnych, wyrazistych mokasynów (marzą mi się te od Gucci). Szukam idealnego modelu. Po głowie chodzi mi też wełniany sweter, najchętniej od Bereniki Czarnoty - jestem zauroczona jej projektami. Na pewno też uszyjemy z Karoliną kolejny kostium sceniczny, bo już dziś wiem, że będzie ku temu okazja.

Historia jednej rzeczy: Kasia Zawadzka i jej vintage marynarka Yves Saint Laurent>>