Koniec lat 90., pierwsza klasa liceum, szkolna impreza. Zagubiony stałem pod ścianą, aż podeszła do mnie koleżanka z równoległej klasy. Totalnie zblazowana powiedziała, że strasznie tu nudno i w końcu mogliby puścić Nirvanę. Miała na sobie flanelową, przewiązaną pod biustem koszulę w czarno-czerwoną kratę, czarny top, sprane, dopasowane dżinsy i martensy. Do tego rude włosy. Natychmiast stała się dla mnie kwintesencją grunge’u. Zresztą ponad połowa moich rówieśników, niezależnie od płci, była wówczas zafascynowana Kurtem Cobainem, jego muzyką i stylem. I choć należałem wtedy do innej drużyny – nosiłem szerokie spodnie i buty DC, namiętnie słuchałem Kalibra 44 – świetnie pamiętam ich ze szkolnych korytarzy. I może właśnie dlatego, przeglądając jesienne kolekcje, łezka zakręciła mi się w oku. Tak olbrzymiego wpływu grunge’u na współczesną modę nie było na wybiegach od lat. Dlaczego akurat dziś projektanci pokochali go na nowo?

Niechlujny eklektyzm

Na internetowej platformie modowej Tagwalk pod hasłem „grunge” sklasyfikowano dokładnie 308 looków pochodzących wyłącznie z sezonu jesień–zima 2019/2020. Są niemal w każdej kolekcji – od A jak Altuzarra po Z jak Zadig & Voltaire. U Agnony pojawiły się szerokie spodnie w kratę, u Alexandra Wanga skórzane spódnice i dżinsowe kurtki, w kolekcji Diora kraciaste blezery, u Louis Vuitton mini w szachownice, a u Coach 1941 sukienki w łączkę. Ale to nie koniec. Nawet marki utożsamiane ze stuprocentowym glamourem, takie jak Versace i Michael Kors, pokazały kolekcje inspirowane grunge’em. Pojawiły się w nich militarne kurtki i sztuczne futerka w cętki połączone ze zgrzebnymi spódnicami. Bo grunge to nie tylko koszule w kratę i swetry oversize. To styl, który od początku ewoluował i czerpał z innych subkultur. Z hippie zapożyczył kwiaty i sukienki boho, od rockmanów skórzane ramoneski, od punkowców ciężkie buty i wyzywającą biżuterię, a z przesiąkniętych kiczem lat 80. – panterę. Wszystko przełamane casualowym dżinsem. Efekt? Nonszalancki miks, którego wspólnym mianownikiem była pozorna niechlujność. Bo grunge, choć dziś sam jest vintage, kiedyś brał z niego pełnymi garściami.

Być jak Courtney Love

Okrągła rocznica śmierci Cobaina to tylko pretekst dla projektantów do lansowania grunge’u. Tak naprawdę jego obecnośćw modzie wynika z zapotrzebowania. Dokładnie tak jak trzy dekady temu. Grunge stanowił kontrę wobec sztucznych lat 80. Chropawy, brudny styl muzyki kultowych dziś zespołów z Seattle, takich jak Nirvana, Soundgarden, Pearl Jam czy Alice in Chains, był antidotum dla syntetycznej i grzecznej muzyki pop z poprzedniej dekady. Podobnie moda – po latach eksponowania ciała grunge szczelnie je zakrywał pod zbyt dużymi swetrami i robotniczymi koszulami w kratę. „New York Times” trafnie zauważył, że grunge przyciągał młodzież, która w tamtych czasach czuła się wypalona i niepewna przyszłości. Ale przyciągał również gwiazdy Hollywood, które miały dosyć napompowanego blichtru. Drew Barrymore, Alicia Silverstone, Winona Ryder nie chciały pozować na czerwonym dywanie i okładkach magazynów. Wolały podarte dżinsy i converse’y. Do tego grona później dołączyła m.in. zbuntowana Kate Moss i jej chłopak Johnny Depp, którzy uchodzili za ikoniczną grunge’ową parę.

Niezwykle modny stał się też styl noszenia Courtney Love, wokalistki zespołu Hole i żony Cobaina. To ona zaczęła miksować ciężkie, mroczne części grunge’owej garderoby z romantycznymi, koronkowymi sukienkami i widoczną bielizną. Ta wariacja na temat grunge’u przypadła do gustu setkom tysięcy dziewczyn. Była niedbała, czyli cool, i dziewczęca, czyli sexy.  W genialny sposób różniła się od przestylizowanych, przesadzonych i zbyt kolorowych lat 80. Paradoksalnie tragiczna śmierć Cobaina w 1994 roku tylko przedłużyła popularność grunge’u i przyczyniła się do tego, że ten styl regularnie powraca na wybiegi.

Feministyczna broń

Świat mody długo przekonywał się do trendu, który z definicji był zaprzeczeniem elegancji. Anna Wintour nie znosiła grunge’u i niełatwo dała się przekonać Stevenowi Meiselowi i Grace Coddington do zrobienia sesji w tym stylu. A najsłynniejsze wtedy krytyczki mody, Cathy Horyn i Suzy Menkes, wprost nazywały go… upiornym. W 1993 roku Marc Jacobs zaprojektował dla marki Perry Ellis kolekcję przesiąkniętą estetyką nowego zjawiska. Recenzje pokazu były tak miażdżące, że natychmiast został zwolniony ze stanowiska. Mimo to krok po kroku z wybiegów znikały symbole lat 80.: żakiety z poduchami, trykoty, lycra, lateks. Za to elementy grunge’u w swoich kolekcjach zaczęły przemycać wschodzące gwiazdy – m.in. Jean-Paul Gaultier czy Helmut Lang. Wkrótce do ich grona dołączyła amerykańska projektantka Anna Sui, przyjaciółka Jacobsa, która z grunge’u uczyniła swój znak rozpoznawczy. To, co dziś widzimy na wybiegach, jest inspirowane właśnie ich projektami.

Powrót grunge’u wpisuje się w szersze zjawisko – fascynację wszystkim, co retro, w tęsknotę za dawnymi, lepszymi czasami. Nie tylko w modzie, lecz także wystroju wnętrz, architekturze i designie. Niedawno triumfy święciły rap i minimalizm – style, których korzenie tkwią w latach 90. Poza tym nie bez powodu projektanci sięgnęli po grunge właśnie dziś. Po akcji #metoo, wśród feministycznych nastrojów, kobiety nie chcą epatować golizną. Wolą noszone na cebulkę, grunge’owe, zakrywające fasony oversize. Zgadzają się z tym psycholodzy, którzy twierdzą, że wkrótce znowu będzie to najpopularniejszy trend wśród nastolatków. Tak jak kiedyś stanie się kryjówką dla coraz bardziej depresyjnego i niepewnego o swoje losy pokolenia. Ponad wszystko jednak jego powrót wynika z tego, że moda, nawet ta z najwyższej półki, staje się coraz praktyczniejsza. A grunge to synonim funkcjonalności. Flanelowe koszule są ciepłe, glany i martensy niezniszczalne, a wojskowe kurtki idealne na każdą pogodę. Nic dziwnego, że tą modą szybko zachwyciła się ulica. Jednak teraz charakterystyczne dla grunge’u fasony dziewczyny z całego świata miksują z elementami mody wiktoriańskiej, dworskimi sukienkami, srebrnymi, futurystycznym spódnicami, a nawet cekinami w stylu disco. W ten sposób tworzą nowy wymiar grunge’u. Neogrunge, który idealnie nadaje się do noszenia na co dzień. To do niego należy przyszłość mody.                                       

Tekst: Marcin Świderek

Materiał ukazał się w październikowym numerze ELLE w 2019 roku