Patrzę na ogromne stado morsów stłoczonych na wyspie w północno-wschodniej Rosji. Podobno zebrało się ich tu ponad 100 tysięcy! Powinny odpoczywać na lodzie, ale lód z powodu zmian klimatycznych cofnął się na północ. Morsy nie mają więc gdzie się podziać. Ścisk jest taki, że zwierzęta zaczynają być dla siebie nawzajem zagrożeniem. Niektóre ratują się, wspinając się na 80-metrowy klif. Gdy zgłodnieją, chcą wrócić do morza, ale nie potrafią zejść. Spadają i obijając się o skały, giną. Tak kończy się drugi odcinek dokumentalnej serii „Nasza planeta” Davida Attenborough, który oglądam ze swoim 15-letnim synem. Syn mówi, że ma dosyć. Serialu, tego, że lasy Amazonii płoną, a świat nic z tym nie robi. Mówi, że nasze małe starania, takie jak picie wody z kranu zamiast kupowania butelkowanej, chodzenie na zakupy z własną torbą, segregacja śmieci tak naprawdę nie mogą wiele zmienić. A ja w głębi duszy się z nim zgadzam. Czuję się bezradna i przytłoczona negatywnymi informacjami. A te ostatnio nas zalewają. 
Czytam, że w Islandii zorganizowano pogrzeb lodowca Ok – pierwszego, który zniknął na skutek zmian klimatycznych. Amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Atmosferyczna informuje, że odkąd zaczęliśmy mierzyć temperaturę, nie było gorętszego miesiąca niż tegoroczny lipiec. Eksperci ONZ ostrzegają, że ocieplenie klimatu doprowadzi do głodu, migracji i wojen. Nie zliczę, ile razy słyszałam, że 2050 rok może być końcem naszej cywilizacji. Z niektórych raportów wynika, że już nic nie możemy zrobić, by temu zapobiec, z innych, że jeszcze jest dla nas szansa pod warunkiem, że natychmiast podejmiemy zdecydowane kroki. Trudno się nie załamać.

 

Depresja klimatyczna
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne w raporcie „Zdrowie psychiczne i nasz zmieniający się klimat” zwraca uwagę na to, że zmiany klimatyczne mogą bardzo źle wpływać na naszą psychikę. I nie chodzi tylko o to, z czym muszą się mierzyć osoby, które przeżyły powódź czy atak tornado. Sama świadomość niszczycielskiego procesu, który toczy się na naszych oczach, może wywoływać silny lęk o siebie i najbliższych, złość, bezradność i poczucie winy w stosunku do następnych pokoleń. Coraz częściej można usłyszeć o „depresji klimatycznej” i „lęku ekologicznym”. Brytyjska dokumentalistka Liv Grant doświadczyła tego po kilku miesiącach współpracy z Attenborough nad jego najnowszym filmem „Zmiana klimatu: fakty”. Książę Harry w jednym z wywiadów powiedział, że z troski o dobro planety chce mieć tylko dwoje dzieci. – Kiedy trzy lata temu byłam w ciąży z córeczką, przeżywałam, że sprowadzam dziecko na świat, w którym za chwilę może zabraknąć wody – mówi psycholożka, terapeutka i wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS Olga Ślepowrońska. – Ponieważ znam wiele osób, które podobnie jak ja przejmują się zmianami klimatycznymi, postanowiłam założyć grupę wsparcia. Przyszło wiele osób, niektórzy mówili, że boją się mieć dzieci, inni zastanawiali się nad tym, jaki sens ma planowanie czegokolwiek. Często pojawiała się też frustracja i złość – na rządzących, na osoby, które kupują produkty w plastikowych opakowaniach, bagatelizują problem, zaprzeczają faktom. A nie jest ich mało. Wprawdzie badania pokazują, że większość Polaków ma świadomość zmian klimatycznych i tego, że mogą negatywnie wpłynąć na ich życie. Ale czy ma świadomość skali problemu? Niekoniecznie. Jak pokazuje sondaż przeprowadzony przez Ipsos dla OKO.press w grudniu 2018 roku, aż 51 proc. Polaków uważa mówienie o tym, że w najbliższych dekadach światu grozi katastrofa spowodowana globalnym ociepleniem, za przesadę.  Olga Ślepowrońska wspomina rozmowę ze znajomą terapeutką, która pomysł stworzenia jej grupy skwitowała: „Jakie to egzotyczne. Po co w ogóle coś takiego robić?”. – No właśnie, po co? – pytam. – Poczucie bycia niezrozumianym, osamotnienia w smutku i lęku jest destrukcyjne, a grupa wsparcia pozwala podzielić się emocjami, zrozumieć: „Nie, nie jestem dziwadłem”, i dostrzec, że inni czują to samo. To zapobiega depresji – tłumaczy. 

Skupianie się na złych wiadomościach to błąd. Bo jeśli będziemy w dobrej formie psychicznej, będzie nam łatwiej walczyć o lepszą przyszłość.

W poszukiwaniu dobrych wiadomości
Niektórzy eksperci uważają, że najlepszym określeniem dla silnych, trudnych emocji, które odczuwamy w związku ze zmianami klimatu, jest „żałoba klimatyczna”. O wiele bardziej fortunnym niż „depresja klimatyczna”. Depresja jest przecież zaburzeniem, który się leczy, a trudno uznać smutek czy lęk o przyszłość za coś nieprawidłowego czy nieadekwatnego. To, jak nazwiemy nasz stan ducha, ma znaczenie. Myślenie o nim jako o żałobie niesie też z sobą podpowiedź. Żałoba dzieli się na pięć etapów: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresję i akceptację. To ważne, aby mieć ich świadomość i starać się nie utknąć na żadnym z nich, np. uparcie twierdząc: „Nie ma żadnego globalnego ocieplenia” (to etap zaprzeczania) czy „Już nic nie da się zrobić” (to depresja). Dojść do ostatniego, czyli akceptacji. Ale uwaga! On wcale nie oznacza przyzwolenia na to, by świat powoli zmierzał do zagłady. Chodzi raczej o przyznanie: „Tak, jest źle, nabroiliśmy, nie wszystko da się cofnąć. Trzeba zacząć ratować to, co jeszcze jest do uratowania”. 
Ważne, by odzyskać poczucie wpływu, bo jego brak jest dla nas bardzo destrukcyjny. Dlatego należy podejmować na co dzień małe proekologiczne wybory, a także wspierać organizacje ekologiczne i wywierać presję na decydentów. – Nie można poddawać się beznadziei, dać się przytłoczyć negatywnym doniesieniom. Nie chodzi o to, by je odrzucać, tylko by równoważyć je dobrymi – tłumaczy Olga Ślepowrońska. Jeśli skierujemy na nie swój radar, na pewno je znajdziemy. Króciutki przegląd internetu i proszę: brytyjski parlament pod naciskiem protestujących w kwietniu tego roku ogłosił klimatyczny stan kryzysowy. W wyniku wybuchu podwodnego wulkanu w pobliżu wyspy Tonga pojawiła się wyspa, w której skład wchodzi m.in. pumeks. Dryfuje w kierunku Australii, zabierając z sobą morskie organizmy, które mogą pomóc odrodzić się Wielkiej Rafie Koralowej. Wynaleziono nowy materiał, który może zastąpić plastik. Oczywiście można zareagować na to sceptycznie, mówiąc: „To wciąż za mało”, „To też ma swoje wady”, „Nie wiadomo, czy to coś zmieni”, ale czy naprawdę warto? Olga Ślepowrońska zwraca uwagę na to, że chociaż są dostępne różne prognozy stworzone na podstawie wiarygodnych badań naukowych, to jednak ostatecznie nie wiemy, co dokładnie nas czeka. – Koncentrowanie się tylko na złych informacjach odczłowiecza. Gdy jest ich zbyt dużo, zaczynamy je odrzucać lub wpadamy w depresję – tłumaczy. Dodaje, że dobrze jest też skupić się na tym, co tu i teraz, żyć świadomie, uważnie, ale jednocześnie nie rezygnować z wszystkich przyjemności. Jeśli będziemy w dobrej formie psychicznej, to też będziemy mogli efektywniej walczyć o naszą planetę. 

Ewa Pągowska

Artykuł ukazał się w październikowym numerze ELLE Polska, w 2019 roku.