Reporterka Alicja Tabor powraca do swojego rodzinnego miasta, żeby zrealizować materiał o zaginionych dzieciach. Dolny Śląsk wita ją tak samo mroczny, jak tajemnicza przeszłość bohaterki, skutecznie zresztą uśpiona w podświadomości. Akcja i wielowątkowość książki "Ciemno, prawie noc" według wielu przyjaciół Borysa Lankosza była nieprzekładalna na język filmu, o czym uprzedzali go znajomi. Ale nie zniechęcili reżysera. Tym bardziej, że powieścią Joanny Bator zaraziła męża Magdalena Lankosz, współautorka scenariusza. 

 Baśń jest gatunkiem generycznie okrutnym - dowodem na to są oryginalne wersje opowieści Braci Grimm pełne aktów kanibalizmu, kazirodztwa i samoumartwiania. Oczywiście od lat na półkach księgarni na dzieci czekają wersje przefiltrowane, złagodzone i wyprane aż do morału, który po tym praniu zazwyczaj jakimś cudem się ostaje. Wygląda na to, że baśni dla dorosłych prać nie trzeba. Wręcz przeciwnie - warto je ubrudzić zbrodnią, traumą, podświadomością. I tu cała (raczej nie na biało) wkracza Joanna Bator, która swoje opowieści tka z myślą o dorosłych, a potem opakowuje je w melanż z kryminału, thrillera i hipnotycznego realizmu magicznego. Nic dziwnego, że jej mroczna, najlepiej sprzedająca się powieść "Ciemno, prawie noc" uwiodła rozsmakowanego w tajemnicy, ale też przypowiastce Borysa Lankosza ("Ziarno prawdy", "Rewers"). Reżyser przyznał na konferencji prasowej, że pod koniec czytał książkę Bator coraz wolniej, żeby później się skończyła. 

Porwać się na filmową realizację tej szkatułkowej opowieści to szaleństwo, które grozi pogubieniem wątków, utonięciem w morzu symboli i psychodelicznych dłużyzn. Lankosz się jednak nie przestraszył i zabrał świetną obsadę do Wałbrzycha, gdzie podczas zdjęć już około 15:00 robiło się "ciemno, prawie noc". To stamtąd pochodzi Joanna Bator, która przestawiając litery swojego nazwiska, stworzyła postać Alicji Tabor, reporterki powracającej do miasta, by rozwikłać sprawę zaginionej trójki dzieci.

Lankosz tę rolę powierzył Magdzie Cieleckiej, której kazał pobłądzić w śląskiej krainie czarów w poszukiwaniu żywych i martwych (ludzi i wspomnień). Obie bohaterki, i ta książkowa, i filmowa, znajdują tam dużo więcej niż rozwikłanie zagadki. Wśród odkrywanych powoli elementów rzeczywistości "na pograniczu" są patologiczni rodzice (doskonałe w swoich drugoplanowych rolach Roma Gąsiorowska, Agata Buzek), są parszywe akcesoria - lalki Barbie z brzuchami na gaszone pety, wreszcie są też twory wyobraźni: "kotojady", księżne chowane w sznurach pereł. Dużo bardziej przeraża jednak rzeczywiste panopticum postaci wraz z listą ich grzechów. Są to mordercy, kazirodcze rodzeństwa, ale przede wszystkim pedofile. Do odrealnionych przestrzeni zaprasza to całe, najeżone złem, towarzystwo autor zdjęć, Marcin Koszałka. W wybitnie harmonijnej współpracy z autorkami scenografii: Katarzyną Filimoniuk i Jagną Dobesz, tworzą oniryczny świat naszpikowany detalami. Kolory, światło, wzory tapet - tu wszystko dopowiada drugie dno hipnotycznej opowieści. Nawet jeśli jest zastane a nie zaaranżowane. Zaułki Wałbrzycha i okolice Zamku Książ mają zaś w sobie tyle grozy, że nie wymagały dodatkowych dekoracji.

Tym, którzy książki Bator nie czytali, Państwo Lankosz wraz z montażystką Magdaleną Chowańską opowiedzieli ją i tak w całkiem logicznym ciągu przyczynowo-skutkowym. Fani powieści za to będą pewnie mieć większe oczekiwania i może im kilku wątków brakować. Ale poczekajcie, aż zobaczycie histerię w wykonaniu Agaty Buzek, usłyszycie wyszeptane przez Elizę Rycembel wprost do ucha upiorne dziecięce wierszyki i spojrzycie w oczy Jerzemu Treli (zamknijcie je za to podczas bójki Marcina Dorocińskiego i Rafała Maćkowiaka - to zdecydowanie nie jest "Fightclub"). 

Warto dodać, że mimo wszystko adaptacja tak skomplikowanej i pięknej językowo literatury naprawdę była zadaniem karkołomnym, nawet w warstwie specyficznego języka dialogów. I gdyby nie oderwane od całości, także stylistycznie, zakończenie, można byłoby uznać film Borysa Lankosza za surrealistyczny filmowy poemat. Tyle, że tak samo jak książki, tak i filmu "Ciemno, prawie noc" nie da się zamknąć w jednym gatunku. To fantasmagoryczny thriller, deliryczny kryminał, traktat o roli podświadomości. Przede wszystkim zaś jest baśnią, flagowcem fikcji. A po co nam fikcja? Wygląda na to, że zarówno dzieci, jak i dorośli stwarzają ją sobie wtedy, gdy cierpią albo się czegoś boją. A czasem po to, by wytłumaczyć sobie rzeczy, których nie rozumieją. "Nie ten najlepiej służy, kto rozumie".