Wybierając miejsce na najnowszy pokaz Chanel Pre-Fall 2018 Karl Lagerfeld najwyraźniej kierował się maksymą, że "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej". Swoich gości zaprosił tym razem do wnętrz spektakularnej Elbphilharmonie, czyli budynku sali koncertowej nad Łabą w Hamburgu. To właśnie w Hamburgu urodził się słynny projektant, i to właśnie tam spędzał swoje dzieciństwo zanim przeniósł się do Paryża. 

W jego nowej kolekcji dla Chanel od razu wyczujecie klimat miasta, miasta, które Karl pamięta z tamtych czasów. Projektant sprytnie wplótł do niej elementy marynistyczne (w końcu Hamburg to największy port morski w Niemczech), przemycił też sentymentalne wspomnienia o modzie z ubiegłych lat. 

Modelki na wybiegu nosiły dzianinowe sukienki z warkoczowym splotem, zakolanówki, retro pantofle i stylowe kaszkiety. Słynną "chanelkę" wymieniły na skórzany worek i przewiesiły go przez ramię jak robią to marynarze. Czasami długie swetry porzucały na rzecz idealnie skrojonych tweedowych kompletów albo szarych płaszczy, Modele sprawiali wrażenie jakby za moment mieli wypłynąć z portu, Karl dał im do ręki nawet drewniane fajki. Chwilami przypominali też beatników albo fanów zespołu The Beatles.

Lagerfeld pokusił się o intrygujące dodatki. Oprócz wspomnianych już kaszkietów, w kolekcji pojawiły się botki obszyte białym futrem (jesteśmy pewne, że mogą być silną konkurencją dla "księżycowych butów"), torebki udające kontenery i tiulowe woalki. 

Karl nie zawsze musi lecieć w kosmos (pamiętacie jego pokaz dla francuskiego domu mody z rakietą rozłożoną pośrodku Grand Palais?), by tworzyć inspirujące kolekcje. Sentymentalizm najwyraźniej mu służy. Nowe Chanel Metiers d’Art już zostało okrzyknięte jednym z jego najlepszych pokazów.