Nie, nie. Określenie to pochodzi od angielskiego idiomu „kick the bucket”, który oznacza po prostu koniec życia. Zatem samo pochodzenie tego określenia nie jest najbardziej pozytywne – jednak, jak to czasami bywa – zagrożenie mobilizuje do działania. I tak też jest w tym przypadku. Ta słynna „bucket list” to nic innego, jak lista marzeń: wszelkich rzeczy, spraw, książek, potraw, przygód i tego, co nam jeszcze przyjdzie do głowy – a co chcemy zrealizować przed śmiercią. Zrobienie takiej listy ma nas niejako zmobilizować do działania i to dokładnie w takim kierunku, o jakim marzymy. 

Wiadomo przecież, że w codziennej gonitwie, kalendarzu wypełnionym po brzegi, nadchodzących deadline’ach, oczekiwaniach rodziców, dzieci, męża, szefa (niepotrzebne skreślić albo i nie) często umykają sprawy dla nas najważniejsze. A czas leci! Kto pomyśli o naszych marzeniach jak nie my? Zatem czym prędzej bierzmy długopisy, ołówki, a jeśli jesteśmy nowoczesne i digitalowe to smartfony i spisujmy. Spisujmy wszystko, o czym marzymy i co nam chodzi po głowie, a raczej na myśl o czym przechodzi nas przyjemny dreszczyk i czujemy motyle w brzuchu! 

Oczywiście, na takiej liście pewnie nie zabraknie ciekawych książek (Anna Karenina w oryginale?), wyzwań sportowych (nowojorski maraton?), przygód natury romantycznej (pocałunek w deszczu?), czy kulinarnych doświadczeń (boeuf bourginion według Julii Child?) – jednak znakomita większość punktów zapewne dotyczyć będzie wszelkiego rodzaju podróży w najróżniejszej formie! A jeśli w tym momencie nie dotyczy, to po przeczytaniu tego tekstu już na pewno tak będzie! Oto dwa wyjątkowe podróżnicze marzenia, po realizacji których ze spokojnym sumieniem można „kick the bucket”. 


Punkt 1. Spojrzeć słoniowi w oczy 

Czy to nie da nam kopa na całe życie? Spojrzeć takiemu cudownemu zwierzęciu prosto w oczy? I to nie za kratkami, w żadnym zoo, tylko w jego naturalnym środowisku. Jednym z najlepszych miejsc, gdzie możemy obserwować dzikie zwierzęta w ich domu są Parki Narodowe Zimbabwe, między innymi Park Narodowy Matopo, usytuowany na cudownych wzgórzach. Wzgórza Matopo zostały wpisane na Listę światowego dziedzictwa UNESCO, bowiem znajduje się tutaj największe skupisko malowideł naskalnych w południowej Afryce!

W Parku możemy też spotkać najbardziej zagrożony gatunek Afryki, jakim są przepiękne nosorożce. Musimy się spieszyć, żeby zobaczyć te niesamowite zwierzaki – ludzie nie są dla nich łaskawi. Oczywiście, w Afryce przecież żyją jeszcze najsłodsze zwierzęta świata – uwielbiane przez wszystkich – a mianowicie słonie. Niedaleko Parku Matopo, znajduje się ogromny rezerwat dzikiej przyrody – Park Narodowy Hwange. Przy odrobinie szczęścia, podczas lunchu, stado słoni podejdzie do obozowego wodopoju, ponieważ kilkadziesiąt osobników codziennie wędruje do Khulu Lodge na kąpiel, zabawy i żeby ugasić pragnienie. 

Jeśli chcemy obcować z zachwycającą afrykańską naturą – i fauną, i florą – najlepiej wybrać sprawdzone safari. A jeśli już dotarłyśmy tak daleko – to skorzystajmy z innych uroków Czarnego Lądu – których jest całe mnóstwo. Możemy też wybrać wyprawę, której program został stworzony specjalnie dla kobiet, bo przecież Indiana Jones Jest Kobietą.

Oprócz safari, dla dopełnienia naszych przeżyć warto zobaczyć najpiękniejsze wodospady na świecie - Wodospady Wiktorii, i to nie po prostu z lądu, ale z zupełnie innej perspektywy, czyli z pokładu helikoptera. "Flight of Angels” to niesamowita podróż nad dymiącymi kłębami wody. To doświadczenie jest oszałamiające i spokojnie mogłoby stanowić osobny punkt na naszej „bucket list”. Ale chwileczkę, ale momencik – wszystko pięknie, ładnie – gepardy, lamparty, nosorożce, malowidła naskalne, helikoptery, wodospady. A gdzie czas i miejsce za zadbanie o naszą duszę… no i ciało.
Uff, okazuje się, że tuż tuż, nad samą rzeką Zambezi jest jedno z najlepszych spa na świecie – Anantara Royal Livingstone, masaż z widokiem na rzekę Zambezi…. Wow. No nie, znów kolejny punkt na „bucket list”!

Punkt 2. Przejechać się różową rikszą 

Przeżyć życie i nie poczuć wiatru we włosach jadąc ulicami kolorowego Dżajpuru? Nie, to niemożliwe! Indie - feeria smaków, kolorów i zapachów. Kraj, uwielbiany przez jednych, omijany przez innych. Wiele osób jedzie tam szukać wewnętrznego spokoju i siebie. Wiele też wraca. Jest jednak część osób, szczególnie kobiet, które mają pewne obawy związane z podróżą do tego kraju, że bieda straszna, że zapachy, że złe warunki… Oczywiście, ulice są pełne ludzi, którzy otaczają nas ze wszystkich stron. Zapachy też mogą być różne, eufemistycznie to ujmując… Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Jest to kraj tak cudowny, smaki, kolory, ludzie… Nie rezygnujmy z tego ze względu na nasze obawy związane z trudnościami organizacyjnymi lub brakiem komfortu (którego potrzeba jest naturalna, kiedy pragniemy odpoczynku). Wybierzmy taki wyjazd, aby dostarczył nam jak najwięcej doświadczeń i przeżyć, przy odpowiednim standardzie, np. zaprojektowany przez  doświadczone biuro podróży, jakim jest Carter - luksusowe wyjazdy. Podobnie, jak w przypadku wyjazdu do Afryki, podróż do Indii również ułożona z myślą o wysublimowanych potrzebach płci pięknej, i tak jak dobra dieta, ta wyprawa jest pięknie zbalansowana. To idealna mieszanka luksusu, historii, prawdziwego lokalnego życia i odpoczynku. Przejazd różową rikszą to oczywiście tylko symbol tego wszystkiego, co przeżyjemy podczas takiej podróży. Czekają na nas bowiem lekcje jogi u najprawdziwszego jogina w cudownym, autentycznym miejscu.

A jak tylko zgłodniejemy, to możemy nauczyć się przyrządzać cudowne, aromatyczne potrawy pod okiem mistrzów hinduskiej cuisine. Oczywiście, będąc w Indiach nie możemy ominąć jednego z najpiękniejszych pomników miłości mężczyzny do kobiety, jakim jest Taj Mahal. Tę cudowną świątynię najlepiej podziwiać o wschodzie słońca, kiedy promienie światła rozświetlają dostojną bryłę budowli. Oprócz świątyni Taj Mahal, Indie słyną przecież jeszcze z wyjątkowych tradycji uzdrawiania ciała – czyli ajurwedy. Ajurweda nazywana bywa matką medycyny - jako jeden z najstarszych systemów leczniczych, jest starohinduską sztuką leczenia, ale przede wszystkim sztuką zachowania pierwotnej równowagi organizmu. Zatem po prostu grzechem byłoby nie skorzystać z tak wspaniałej wiedzy i umiejętności - choćby jeden zabieg to jest po prostu nasze must-do.

Kiedy już jesteśmy rozciągnięte, piękne i zdrowe, to teraz spokojnie możemy poczuć się jak w bajce, spędzając noc w jednym z pałaców Maharadży. Czerpiąc garściami z dobrodziejstw Indii nie sposób jednak zignorować biedę panującą w tym kraju oraz los hinduskich kobiet – dlatego na naszą listę wpisujemy wizytę w jednej z działających tam fundacji na rzecz kobiet. Ek Pahel – to fundacja kobiet dla kobiet, która została założona by zapewnić im edukację, a w konsekwencji niezależność finansową. Taka wizyta pozwoli nam z jednej strony poczuć autentyczne Indie, a z drugiej możemy po prostu realnie przyczynić się do poprawy Ich losu. Czy możemy sobie zrobić piękniejszy prezent?

No nic, wygląda na to, że trzeba wypisywać wniosek o urlop, ustalać z mężem 24h opiekę nad dziećmi, kontrahentom mówić, żeby szybciej podpisywali umowy, bo… my jedziemy realizować naszą „bucket list”! I tak – teraz jest odpowiedni czas, nie będzie lepszego. I tak, jesteśmy pewne. I już! I nic nikomu do tego!